Domyślne zdjęcie Legia.Net

Perfekcjonista "Drago"

Adam Dawidziuk

Źródło: Przegląd Sportowy

30.09.2002 12:09

(akt. 15.01.2019 19:48)

Dragomir Okuka w detalach opracował strategię na mecz z GKS-em, zwracając uwagę na zachowanie każdego zawodnika gospodarzy. Nie było mowy o lekceważeniu Ślązaków i to przyniosło później efekty. - Nasz trener tak rozpracował rywala, że wiedzieliśmy dokładnie, co mamy robić na boisku. Wiedzieliśmy, że GKS lubi wciągać przeciwnika na swoją połowę i potem go kontrować. Myśmy zrobili dokładnie to samo i wygraliśmy jak najbardziej zasłużenie - stwierdził po meczu Dariusz Dudek
Tak więc niedawny lider zginął od własnej broni. Legia nie zamierzała bowiem grać w otwarte karty, tylko skupiła się w pierwszym rzędzie na obronie własnej bramki i w sprzyjających momentach kontratakowała. A więc robiła dokładnie to samo, co "Gieksa" w poprzednich spotkaniach. Z tą jednak różnicą, że miała lepszych wykonawców w poszczególnych formacjach. Zanim sędzia dał sygnał do rozpoczęcia gry, pokaz bezpiecznej pirotechniki dali miejscowi fani, którzy zamienili szare wcześniej trybuny w barwne sektory. Z kolei piłkarze wyszli na murawę z klubowymi flagami w dłoniach, powodując, że oprawa widowiska była przednia. Jednym słowem - Europa na Bukowej. Z grą było już gorzej, zarówno jedna, jak i druga drużyna skryte były za podwójną gardą i o otwartym futbolu nawet nie mogło być mowy. W 4 minucie Stanisław Wróbel popisał się ostrym dośrodkowaniem z rzutu wolnego, jednak powtórki z Grodziska nie było. Tym razem nie było chętnych, by wbić sobie swojaka... W 18 minucie pierwszy raz dał o sobie znać Aleksandar Vuković. Po jego centrze piłkę zagrywał głową Mirosław Sznaucner, jednak uczynił to mało precyzyjnie i o mały włos, a pokonałby własnego bramkarza. Futbolówka ominęła jednak słupek. Tak po prawdzie, to reporterski notatnik mógł być w pierwszej odsłonie zamknięty, gdyż dogodnych sytuacji było tyle, co kot napłakał... Owszem, w środku pola toczyła się twarda walka, ale nie miała ona przełożenia na konkrety bramkowe. A kibica rajcują głównie gorące spięcia na polu karnym, których jednak tym razem nie było zbyt wiele. W 36 minucie z trybuny zajmowanej przez kibiców Legii doszły odgłosy radości, ale była ona przedwczesna. Po szybkiej kontrze gości, Tomasz Kiełbowicz obsłużył dokładnie Stanko Svitlicę, zaś ten ostatni posłał piłkę do siatki. Wcześniej jednak arbiter boczny uniósł chorągiewkę i główny anulował to trafienie. Trzy minuty później na konkretną akcję ofensywną zdobyli się gospodarze - po zagraniu Wróbla na czystej pozycji znalazł się Krzysztof Gajtkowski. "Gajtek" nie uderzył zbyt mocno i Radtostin Stanew bez trudu złapał piłkę. Dopiero później okazało się, że był to mecz Svitlicy, który dość długo przymierzał się do swoich bramek. "Serbski łącznik" zaraz po przerwie mógł zaskoczyć Jarosława Tkocza, korzystając z dośrodkowania Adam Majewskiego. Tkocz był w tym momencie prawie oślepiony, gdyż fani Legii zaczęli go bombardować racami świetlnymi. Ale strzał głową Svitlicy okazał się niecelny. Później Tkocza nie był w stanie pokonać Cezary Kucharski (piłkę po jego uderzeniu głową pewnie złapał bramkarz GKS), jednak Legia zdołała w końcu otworzyć swoje konto golowe. W 65 minucie, po centrze Jacka Magiery, Jacek Kowalczyk nie przeciął lotu piłki, zaś Svitlica przyjął ją na pierś i chwilę później posłał spokojnie w sam róg. Dwa koguty... Ta sytuacja uspokoiła Legię, zaś nieco podenerwowała graczy z Katowic. W 67 minucie, niczym dwa koguty, skoczyli na siebie Gajtkowski i Łukasz Surma, ale do rękoczynów nie doszło. We właściwym momencie wkroczył do akcji arbiter i rozdzielił zadziornych graczy. Zdecydowanie bardziej nad swoimi emocjami panował Svitlica, który jeszcze raz pognębił Tkocza. Kwadrans przed końcem, po kolejnym kontrataku mistrzów Polski, Vuković idealnie odnalazł na polu karnym swojego krajana, a ten oddał półgórny strzał, po którym futbolówka wpadła w "krótki róg". W tym momencie losy tego twardego spotkania zostały przesądzone, chociaż "Gieksa" jeszcze nie rezygnowała. Po dośrodkowaniu Adama Bały i "główce" Gajtkowskiego piłka trafiła trochę przypadkowo w wyciągniętą rękę Sergieja Omeljańczuka. Arbiter wskazał na "wapno", zaś Bojarski bez najmniejszej oznaki zdenerwowania trafił z 11 metrów pod poprzeczkę. Na wyrównanie nie pozwoliła już Legia, niemniej przegrani dostali na otarcie łez sporo oklasków...

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.