Peu: Legia to odpowiednie miejsce do rozwoju
11.10.2013 08:44
Jak rozpoczęła się twoja przygoda z piłką?
- Pochodzę z małego miasta Novevantis w stanie Santa Catarina. Pierwsze kroki w świecie piłki stawiałem w młodzieżowym klubie Marcelo Gias. To nie jest zespół, który ma seniorską drużynę – szkoli się tam jedynie dzieci. Następnie trafiłem do Biruby – także lokalnego klubu. Pokazałem się tam z dobrej strony i zabrano mnie do Internacionalu Porto Alegre, który jest jedną z najbardziej znanych ekip w moim kraju.
- W 2009 roku przeszedłem do Avai, które jest najbardziej znanym klubem w Santa Catarinie. W tym zespole grałem przez trzy lata – występowałem w grupach młodzieżowych, a potem w rezerwach. Wyróżniałem się tam na tyle, że w pewnym momencie trener wziął mnie do pierwszego zespołu, a już w debiucie, jako zawodowiec strzeliłem gola. Niestety wiele zmieniło się po przyjściu nowego szkoleniowca, który zesłał mnie z powrotem do drugiej drużyny. Stwierdziłem, że nie ma sensu tkwić w takiej sytuacji w Avai i zdecydowałem się pojechać do Fluminense, gdzie grałem w meczach młodzieżowych i na zagranicznych turniejach między innymi na Węgrzech i w Szwecji. Kolejnym krokiem było Deyna Cup, a teraz jestem w Legii. Miałem oferty z innych klubów, ale wybrałem Polskę.
Z jakich klubów miałeś propozycje?
- Węgierskich oraz niemieckich. Przede wszystkim zabrakło jednak konkretów ze strony tych klubów. Największą szansę miałem na występy w jednym z lepszych węgierskich zespołów, ale ostatecznie sprawa nie wypaliła.
Łatwo jest trafić do największych klubów w Brazylii? Obserwowali cię jacyś skauci? Jak to wyglądało?
- To bardzo trudne w Brazylii. Od małego obserwują nas skauci i wszelkiego rodzaju obserwatorzy. Było mi o tyle łatwiej, że jako młody chłopak wyróżniłem się w juniorach Internacionalu i Avai. W tym drugim klubie występowałem też w lidze stanowej. W małych miejscowościach dzieci przyjmowane są do drużyn po znajomości. Do Fluminense biorą już tylko dzięki wysokim umiejętnościom.
Kontrakt z Fluminense był dla ciebie marzeniem? Poczułeś się w pewien sposób wyjątkowy? W takim klubie chciałyby pewnie występować niemal wszyscy?
- Tak, to było moje drugie marzenie. Pierwszym było w ogóle wystąpić w barwach wielkiego brazylijskiego klubu. Mojej mamie zawsze obiecywałem, że będę grać w Europie. Teraz to mi się udaje i z tego powodu jestem bardzo szczęśliwy.
Jakie było twoje pierwsze wrażenia po przyjeździe do Polski?
- Wszyscy piłkarze Fluminense, którzy przyjechali na Deyna Cup – oczywiście włącznie ze mną – uznali, że Legia to świetnie otoczenie do dalszego kontynuowania przygody z piłką. Trener mówił nam, że to może być jedyna szansa na wyjazd do Europy – szansa, która potem może się długo nie powtórzyć. Byliśmy bardzo zmotywowani przed zawodami w Warszawie. Strzeliłem gola w meczu z Partizanem Belgrad i byłem bardzo zadowolony, gdyż wypadłem dobrze. Gorzej było dzień później, bo zagraliśmy praktycznie takim samym składem i szybko poczułem się wykończony… Ale ostatecznie udało się zrealizować plany i trafić do Warszawy. Super sprawa. Wróciliśmy do Brazylii i dosyć szybko usłyszałem plotki, że mogę być jednym z tych, którzy wrócą do Polski. Pewnego dnia dyrektor sportowy Fluminense Marcelo Teixeira zapytał żartem czy chciałbym mieszkać w Warszawie. Odparłem, że oczywiście i szybko przyszła potem oferta wypożyczenia z Legii. Co ciekawe, w tym samym czasie obserwowali mnie na Deyna Cup wspomniani Węgrzy, ale warszawski klub miał większą siłę przekonywania. Kiedy dowiedziałem się, że mogę trafić do Polski to przez tydzień miałem z radości problemy ze spaniem i skupieniem się na treningach.
A jak podobali ci się kibice Legii?
- Kibicowanie w Polsce jest dużo bardziej fanatyczne niż w Brazylii i na całej ekipie Fluminense zrobiło to wrażenie. Byliśmy zafascynowani atmosferą i z dużą ciekawością obserwowaliśmy to, co dzieje się na trybunach. Podobał mi się żywiołowy i przede wszystkim nieprzerwany doping.
Obecność Alana Fialho i Raphaela Augusto pomogła ci w pierwszych dniach pobytu w Polsce?
- Tak, to dla mnie ważna sprawa. Alan jest bardzo pomocny w podstawowych sprawach, bo mówi po angielsku, a ja mam kłopoty z tym językiem. Mam dzięki niemu mniej problemów codziennych. Raphael Augusto był tutaj dłużej i opowiedział nam o klubie, taktyce i o stylu gry w piłkę. Na pewno to koleżeński facet.
Przychodząc do Legii miałeś świadomość, że trafiasz do trzeciej ligi w Polsce?
- Tak, wiedziałem o tym.
Nie lepiej było zostać w młodzieżowej drużynie Fluminsense, które ma większą markę?
- Nie sądzę, bo tam jest jednak większa konkurencja. We Fluminense jest wielu świetnych młodych zawodników, którzy sami mogą decydować o wyniku spotkania. Przyznam, że tamten zespół jest jednak lepszy od rezerw Legii.
A jakie było dla ciebie pierwsze zetknięcie z trzecią ligą?
- W pierwszym meczu faktycznie byłem trochę pokopany przez rywali. Potem zacząłem się do tego przyzwyczajać i w tej chwili jest już naprawdę dobrze. Chcę strzelać bramki, bo to pozwoli mi się pokazać i powalczyć o awans do pierwszej drużyny. Wiem też, że sukces drużynowy także nas wyróżni – nie myślę o tym wszystkim egoistycznie, chcę pomóc zespołowi w odnoszeniu zwycięstw, bo lepiej grające rezerwy pomogą mi się wypromować indywidualnie. Najlepiej czuje się w roli skrzydłowego – nie ważne czy z lewej czy z prawej strony. Dobrze sprawuję się również, jako łącznik. W Polsce mam wolne pole do popisu, bo trener mówi, że jak mam piłkę to mogę z nią robić, co chcę. W Brazylii szkoleniowcy od razu każą ją podawać do innego partnera.
A jakie są twoje mocne i słabe strony?
- Na pewno legitymuję się bardzo dobrym dryblingiem, potrafię skutecznie wystartować z piłką i urwać się obrońcy. Słabe? Hmm. Gra z pierwszej piłki. Zostaję ostatnio po treningach żeby poprawić ten element, bo chciałbym go opanować.
Skoro nie znasz angielskiego, to jak rozmawiasz z kolegami i trenerami?
- Atmosfera w drużynie jest bardzo fajna, wszyscy robią wiele żeby mi pomóc. Język piłki jest międzynarodowy, a podstawowe zwroty na boisku też opanowałem. Poza tym w klubie jest tłumacz. Największe kłopoty mam z porozumiewaniem się na ulicy.
Nie masz żalu, że pokazywałeś się w kilku meczach z niezłej strony, a w pierwszej drużynie i tak jest Raphael Augusto?
- Skoro Raphael Augusto jest w pierwszej drużynie to musiał zrobić coś, że się tam znalazł. Kibicuję mu, ale przede wszystkim patrzę na siebie i wierzę, że jeśli będę dobrze grał to też dostanę okazję do zaprezentowania swoich umiejętności w „jedynce”.
Po tym jak ustrzeliłeś hat-trickwielu kibiców w komentarzach już zaczęło się domagać twoich występów w pierwszej drużynie.
- To miłe, nie wiedziałem o tym. Kiedy wrzucam w translator teksty z Legia.Net, bo przede wszystkim tę stronę przeglądam, to niestety tłumaczenia nie są zbyt dobre, nic sensownego z nich nie wynika.
Miałeś już okazję zwiedzić Warszawę?
- Kiedy byliśmy z Fluminense na Deyna Cup to całą drużyną zwiedziliśmy Muzeum Powstania Warszawskiego, które wywarło na nas wielkie wrażenie. Póki co byłem też w Złotych Tarasach i na Starym Mieście, ale za bardzo nie wiedzieliśmy z Alanem gdzie zacząć oglądanie, a gdzie skończyć i szybko wróciliśmy. Musimy zobaczyć w Internecie co jeszcze warto zobaczyć. W Wiedniu, gdzie musiałem załatwić sobie wizę, w dwa dni obleciałem pół miasta – w stolicy Polski będę miał więcej czasu na zwiedzanie.
Pomówmy o twoim życiu prywatnym. Wielu piłkarzy z Brazylii pochodzi ze slumsów i mówi, że piłka uratowała im życie. Jak to wygląda w twoim przypadku?
- Od razu mówię, że nie jest to dla mnie obraźliwe pytanie. Spokojnie (Peu uśmiecha się i mówi to po polsku). Pochodzę ze skromnej rodziny. Nie brakowało nam niczego, ale też nie było nas stać na prywatną szkołę i inne luksusy. Tak naprawdę, w wieku 13 lat wyniosłem się z domu i sam utrzymywałem dzięki pieniądzom z klubów, w których występowałem.
- Nie grałem zbyt często w piłkę na podwórku, bo szybko związałem się kontraktem z profesjonalnym klubem. Trenowałem regularnie na normalnych boiskach, ale często grałem też w futsal. Dzięki grze na hali dysponuję dobrą techniką. W domu mam ponad 60 różnych trofeów z różnych turniejów futsalowych.
Jesteś religijny jak każdy Brazylijczyk?
- Jestem ewangelikiem. To dla mnie bardzo ważna sprawa, wiara daje mi siłę do życia i gry w piłkę. Występuję w Legii i rozmawiamy, dlatego, że tak pokierował mną Bóg.
Jakie widzisz różnicę pomiędzy Polską, a Brazylią?
- Jest wiele różnic, weźmy kwestię bezpieczeństwa. W Warszawie idę wieczorem ulicą i nikt mnie nie zaczepia, nie trzeba się bać. Nie ma też tylu osób żebrzących - bieda nie jest tak widoczna. Poziom cywilizacyjny jest wyższy, podobnie jest z poziomem życia. W moim mieście nie miałem się czego bać. To mała miejscowość i nie było w niej problemów. Były tam slumsy, ale wszyscy się znali i nie było tam problemów typowych dla wielkich miast.
Co cię najbardziej zaskoczyło w Polsce?
- Ludzie ubierają się inaczej niż w Brazylii, ale najbardziej imponuje mi słowność u ludzi. Jeśli ktoś powie, że będzie o tej porze lub obieca, że coś zrobi to tak na ogół jest.
A jak idzie ci nauka naszego języka?
- Znam podstawowe słowa: „dzień dobry”, „dziękuję”, „spokojnie”, „dobra”. Nie mam nauczyciela, a jakieś zwroty tłumaczymy sobie też przez translator.Nie mogę tu zrozumieć tylko jednej rzeczy. Czemu ludzie mówią na mnie lub piszą „Peterson”. To moje imię, ale wszędzie używa się „Peu”. To jest taki typowy skrót i mój przydomek, który zdecydowanie wolę.
Zapytałbym o polskie dziewczyny, ale słyszałem, że swoją miłość zostawiłeś w Brazylii.
- Chciałbym jak najszybciej sprowadzić do Polski swoją ukochaną. Póki co moja dziewczyna mieszka w Rio de Janeiro i tam studiuje. Prawdopodobnie zrobi sobie w grudniu krótką przerwę, a jeśli wszystko się dobrze ułoży, to od stycznia zamieszkamy w Warszawie wspólnie - na stałe. Plany są takie, że będzie uczyła się tutaj.
Czyli sprawa jest poważna.
- W Brazylii bardzo ważne są oświadczyny. Nie wiem na razie, kiedy weźmiemy ślub, wszystko zależy od tego jak ułoży mi się w Polsce sportowo oraz finansowo. Jestem wiernym facetem.
Zima was nie wystraszy?
- Lubię chłód. W moim stanie Santa Catarina też bywa zimno, a dodatkowo jest duża wilgotność powietrza, co sprawia, że bywa gorzej niż w Polsce. Żeby tam się ogrzać i zasnąć potrzeba czasem pół godziny. Naprawdę, od parnych i dusznych dni wolę takie, które są deszczowe. Śniegu jeszcze nie widziałem, ale na pewno ulepię bałwana, zrobię zdjęcie i wyślę je swojej rodzinie (śmiech).
Dziękujemy za pomoc w tłumaczenia Adamowi Mieszkowskiemu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.