Domyślne zdjęcie Legia.Net

Piłkarskie talenty marnują się w Polsce

Mariusz Ostrowski

Źródło: Dziennik Gazeta Prawna

26.09.2008 08:23

(akt. 19.12.2018 20:03)

Co łączy <b>Marcina Klatta, Marcina Smolińskiego</b> i <b>Marka Fundakowskiego</b>? Każdy z nich trzy lata temu został okrzyknięty wielką nadzieją polskiej piłki. Dzisiaj Klat gra w pierwszoligowej Warcie Poznań, Smoliński utknął w głębokich rezerwach Legii Warszawa, a Fundakowski nie mieści się na ławce rezerwowych Korony Kielce. Ich kariery zostały gwałtownie zahamowane. O Marcina Klatta transferową batalię stoczyły Legia i Wisła Kraków, ponoć miał też oferty z niemieckiej Bundesligi i angielskiej Premiership.
Przy Łazienkowskiej, gdzie ostatecznie trafił z drugoligowego Kujawiaka Włocławek, zacierano dłonie. - We Włocławku Marcin był krótko trzymany przez rodziców - mówi Bogusław Baniak, trener Klatta w Warcie Poznań. - Przeprowadzając się do Warszawy, rozpoczął samodzielne życie, bez opieki i żelaznej dyscypliny rodziców. I stracił głowę. W Legii rozegrał jeden dobry mecz, w którym strzelił trzy gole i zgasł jak świeczka - diagnozuje przyczyny załamania się kariery "Klacika" trener Baniak. Dzisiaj Marcin próbuje odbudować formę w pierwszoligowej Warcie Poznań. - Powtarzam mu, że skoro wkrótce zostanie ojcem, to powinien poważnie myśleć o utrzymaniu rodziny. Zmianę nastawienia powinien zacząć od zrzucenia czterech kilogramów nadwagi" - wyjawia szkoleniowiec Warty. Marek Fundakowski z Krośnianki Krosno dostał się do liceum o profilu piłkarskim przy Stali Mielec. Tam jego talent szybko został zauważony przez trenera reprezentacji Polski U-18. Niestety, młodym piłkarzem zainteresował się też menedżer Piotr Tyszkiewicz. - Obiecywał mi szybką karierę na Zachodzie. Ale kazał zaczynać od drugoligowego szwajcarskiego Young Fellows Juventus Zurych. Wahałem się, ale do wyjazdu przekonał mnie ojciec. To był błąd - opowiada Fundakowski. Jego szwajcarska przygoda trwała tylko sezon. Latem zeszłego roku wrócił do Polski. Próbował zaczepić się w Górniku Zabrze, ale pojawiły się problemy z wydobyciem certyfikatu Marka ze szwajcarskiej federacji. Dokumentu nie zdobyła również Korona Kielce, uprawniła więc młodego piłkarza do gry w Polsce bez certyfikatu, ale dopiero po regulaminowych trzech miesiącach zawieszenia. - Jestem przekonany, że jego certyfikat w ogóle do Szwajcarii nie dotarł - twierdzi Włodzimierz Gąsior, trener Fundakowskiego w Koronie Kielce. - Marek popełnił błąd, wyjeżdżając bez opieki za granicę w tak młodym wieku. Wciąż nie może odnaleźć formy. Szkoda, bo wiele potrafi - żałuje trener Gąsior. Marcin Smoliński do Legii trafił z DKP Targówek. - Pozyskano mnie za grosze i dostałem niezbyt wysoki kontrakt, więc przy Łazienkowskiej od początku traktowano mnie jak wychowanka. A takiego zawodnika można sadzać na ławce czy na trybunach - mówi Smoliński. - Trener Wdowczyk uparcie wystawiał mnie na bocznej pomocy, a ja tam grać nie potrafię i nie chcę. Najlepiej czuję się w środku boiska. Jak zacząłem się stawiać, to zaczęli o mnie mówić, że za często chodzę na dyskoteki. Nie dano mi szansy na jaką sobie zasłużyłem pracą na treningach - dodaje z żalem "Smoła". - Smoliński jest chyba za długo w Legii. Czuje żal, że ma aż tylu konkurentów do gry i przestał w siebie wierzyć - bagatelizuje sprawę dyrektor sportowy Legii Mirosław Trzeciak. Przecież zawsze może ściągnąć na Łazienkowską jakiegoś zagranicznego zawodnika o podobnych umiejętnościach.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.