Domyślne zdjęcie Legia.Net

Piłkarz roku w Warszawie - Dickson Choto cz.I

Redakcja

Źródło: Gazeta Wyborcza

29.12.2006 10:46

(akt. 24.12.2018 07:25)

Chcę być w Legii mistrzem Polski jeszcze cztery razy - mówi obrońca z Zimbabwe <b>Dickson Choto</b>, który w grudniu przedłużył kontrakt z warszawskim klubem do 30 czerwca 2010 roku. Rozmawia płynną polszczyzną, jest ciągle uśmiechnięty, z coraz dłuższymi dredami na głowie. Jak sam mówi, długie włosy chronią go przed zimnem. Już dawno mógł być najlepszy, ale nie był, bo ciągle walczył z kontuzjami. W tym roku wreszcie wygrał tę walkę. Jest drugim obcokrajowcem po <b>Stanko Svitlicy</b>, któremu Gazeta Wyborcza przyznała tytuł Piłkarza Roku w Warszawie.
- Pamięta Pan swój pierwszy dzień w Legii? - To był rok 2003. Przywiózł mnie mój menedżer Wiesław Grabowski. Skończyłem grać w Pogoni Szczecin, tamten zespół się rozleciał. Nie było pieniędzy, nie było właściciela. Nikt się mną nie interesował. W Warszawie zagrałem w pożegnalnym meczu Leszka Pisza. Wypadłem przeciętnie i ówczesny trener Dragomir Okuka kazał mi się pakować. Jego następca Dariusz Kubicki dał mi szansę. No i zostałem. - Po trzech latach przyszło mistrzostwo Polski. Tytuł zdobyliście dzięki kapitalnej rundzie wiosennej. Z czego wzięło się 11 zwycięstw w 12 meczach? - Wszystko było doskonale poukładane. Potrafiliśmy strzelać gole w pierwszej minucie albo przesądzić o losach meczu w ostatniej. Byliśmy uniwersalnym zespołem, osiągnęliśmy wielką formę. Każdy pojedynczo i jako zespół. Nie było słabych punktów. Strzelaliśmy sporo, traciliśmy mało. Pokazywaliśmy charakter, walczyliśmy jeden za drugiego. - Po którym meczu uwierzyliście, że Legia będzie mistrzem? - Dopiero po wygranej w Zabrzu 1:0. Jak już dogoniliśmy i wyprzedziliśmy Wisłę, to krakowianie przestali tracić punkty. Nie chcieliśmy wszystkiego zostawiać na ostatnią chwilę, bo po co kusić los? W ostatniej kolejce graliśmy z Wislą, ale na szczęście tamto spotkanie znaczenia już nie miało. - Pana najlepszy mecz wiosną? - Z Zagłębiem Lubin w Warszawie. Moussa Ouattara dostał czerwoną kartkę, no i Dickson musiał biegać za dwóch. - Jak świętował Pan mistrzostwo? - Na Łazienkowskiej, razem z kibicami po powrocie z Zabrza. Nad ranem pojechałem do domu, akurat byli moi koledzy z Zimbabwe, mama i tata. Piliśmy... coca-colę i fantę. W mojej rodzinie w ogóle nie pije się alkoholu. Od dawna. Nawet szampana. - Co to dla Pana znaczyło - bycie mistrzem Polski? - Wielką dumę. Każdy nasz mecz ogląda po kilkanaście tysięcy ludzi. Dopingują wspaniale, zawsze oczekują zwycięstw. To nieprawdopodobne uczucie dać im upragnione mistrzostwo. - Co Pan zrobił z medalem? - Mam w domu w Zimbabwe specjalną gablotę w szafce na trofea. Medal wisi na honorowym miejscu. Brakuje jeszcze czterech. - Jak to? - Normalnie, bo chcę być z Legią mistrzem jeszcze przynajmniej cztery razy. Zdziwieni? - Trochę. Szafka musi być spora. - Nie po to przedłużałem kontrakt, żeby nie zdobywać kolejnych mistrzostw. Szafka jest duża, a jak mi zabraknie miejsca na medale, to nie ma problemu. Powiększę ją. Koszulka, w której zdobyłem tytuł, też już poleciała do Afryki. Legia jest popularna w moim kraju, jak tylko przychodzi powołanie do reprezentacji, od razu wszyscy wiedzą, z jakiego jestem klubu. - A Pan jest u siebie popularny? - Nie. Czasem ludzie poznają mnie na ulicy. Ale rzadziej niż w Warszawie. - Długo chce Pan grać w Legii? - Tak długo, jak będą mnie potrzebować. - Gdy kończy się rok albo sezon, pojawiają się głosy: "Dickson jest za dobry na Legię, powinien wyjechać". A co na to zainteresowany? - Słyszał o tym (śmiech). Odejdę, jak będzie odpowiedni czas. Gdyby to ode mnie zależało, to... nie odchodziłbym w tej chwili. Wiem, że w mojej grze jest sporo do poprawienia. Mam jeszcze coś do zrobienia w Legii. Chcę wreszcie osiągnąć jakieś sukcesy w europejskich pucharach. Dziękuję jednak za wszystkie miłe opinie i to, że ktoś uważa, iż jestem za dobry na Legię. - Jak przyjął Pan odejście Moussy Ouattary? Dwie Wieże z Łazienkowskiej przestały istnieć po pół roku. - Zawodnik, który dobrze gra, zmienia często ligę polską na lepszą. Tak było z Moussą. I nikt nie mógł nic poradzić. Taki jest futbol, jedni przychodzą, inni wyjeżdżają. - Ale styl pożegnania nie był dobry. Moussa po prostu wyjechał. - Nie mogę tego komentować. - A Pan zamieniłby mistrza Polski na drugoligowe niemieckie Kaiserslautern? - Nie. Ale to kwestia indywidualna. Jeden marzy o Lidze Mistrzów i spełnieniu sportowym, inny przede wszystkim liczy pieniądze. - Dlaczego tak łatwo Legia odpadła z Ligi Mistrzów? Szachtar był nie do przejścia? - Nie był. Ale, jak widać, musimy sporo się uczyć. Mieli dobrych zawodników i szczęście, że trafili na nasz słabszy okres. Sam jestem ciekawy, jak by to się skończyło, gdybyśmy byli w formie z wiosny. Dickson Choto - Ur. 19 marca 1981 r. w Wedzy (Zimbabwe) Wzrost/waga: 191 cm/94 kg Pozycja na boisku: środkowy obrońca Kariera klubowa: Darryn Textiles Africa United (Zimbabwe, 2000), Górnik Zabrze (2001), Pogoń Szczecin (2002), Legia Warszawa (2003 -kontrakt do 30.06.2010) W polskiej ekstraklasie: 85 meczów/3 gole (debiut 10.03.01 w meczu Górnik - Śląsk Wrocław 2:0 - Górnik9/0, Pogońl0/0, Legia 66/3) W Legii: 86 meczów/4 gole (debiut 20.08.03, w Pucharze Polski z Tłokami Gorzyce 3:1 - Liga 63/3, Puchar Polski 14/1, Puchar Ligi2/0, Puchar Mistrzów 4/0, Puchar UEFA2/0) Reprezentacja: 3 mecze, z Zimbabwe udział w finałach Pucharu Narodów Afryki 2004. Piłkarz 2006 - nominacje "Gazeta" wyróżnia tylko legionistów. Piłkarze Polonii spadli do drugiej ligi, a więc na wyróżnienia nie zasłużyli. Jesienią najlepszym piłkarzem Legii był prawy pomocnik Miroslav Radović. Do drużyny przyszedł jednak dopiero latem, kiedy było już po mistrzostwie. Wszyscy wyróżnieni przez nas zawodnicy mają nad Serbem tę przewagę, że grali w Legii przez cały rok. I tylko takich tu wyróżniamy. ŁUKASZ FABIAŃSKI - Chcą go mieć markowe zachodnie kluby. Jako trzeci bramkarz i jedyny legionista pojechał na mistrzostwa świata. Jesienią kilka razy na ławce rezerwowych. Gdyby nie to, on byłby najlepszy. Tak jak w poprzednim roku, kiedy podzielił pierwszeństwo z Tomaszem Kiełbowiczem. ŁUKASZ SURMA - W roku, w którym Legia zostaje mistrzem Polski, trudno nie wyróżnić jej kapitana. Walczył najwięcej, o czym świadczą liczby. W rundzie jesiennej faulował najczęściej, ale też był w ścisłej czołówce faulowanych. Pewne miejsce w środku pola. GRZEGORZ BRONOWICKI - Wcale nie był w gronie najlepszych, ale miejsce należy mu się za kapitalną postawę w reprezentacji. Najbardziej ze wszystkich wszechstronny. Prawa, lewa pomoc. Prawa i w końcu lewa obrona. Bez żadnej różnicy. WOJCIECH SZALA - Kiedy pauzował z powodu kontuzji, Legia traciła sporo bramek i często przegrywała. Kiedy wrócił, przestała przegrywać. Co jakiś czas do Legii przychodzi nowy zawodnik na prawą obronę, a w końcu w podstawowym składzie i tak wybiega Szala. Jesienią miał najwyższą średnią ocen w notowaniach "Gazety". EDSON DA SILVA - W pierwszym półroczu ze względu na kapitalne rzuty wolne porównywany do sławnych Brazylijczyków - Juninho i Roberto Carlosa. Przy zdobyciu mistrzostwa był jednym z najbardziej zasłużonych. W drugiej połowie roku lewy obrońca zmagał się z kontuzjami, grał słabiej i sporo grymasił. ROGER GUERREIRO - To samo co rodak, tyle że nie konfliktowy. W rundzie wiosennej poprzedniego sezonu nie było w polskiej lidze bardziej błyskotliwego dryblera. Jesień zweryfikowała zachwyty (chociaż był w czołówce strzelców i grał najwięcej). Ale i tak przedłużenie kontraktu z lewoskrzydłowym to słuszna decyzja.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.