News: Piotr Giza: Kibice na mnie psioczyli

Piotr Giza: Kibice na mnie psioczyli

Marcin Szymczyk

Źródło: Polska The Times

02.09.2013 10:23

(akt. 09.12.2018 09:12)

W dzisiejszym wydaniu "Polski the Times" możemy znaleźć rozmowę z byłym piłkarzem naszego klubu, Piotrem Gizą. Zawodnik skończył karierę w wieku 31 lat, wspomina m.in. okres gry przy Łazienkowskiej.

Nigdy Pan nie wyjaśnił, dlaczego tak wcześnie, w wieku 31 lat, przerwał karierę.


- Złożyło się na to parę spraw. Przede wszystkim zaczynałem mieć problemy z kręgosłupem. Co tydzień chodziłem do lekarzy, do kręgarzy, którzy nastawiali mnie, żebym mógł grać. Trochę mnie przerażało, że tak to już będzie cały czas wyglądać. Lęk potęgowały przypadki chłopaków, z którymi grałem. Arek Baran czy Marek Baster musieli przecież przechodzić operacje, a wcześniej dolegliwości mieli takie same jak ja. Bałem się tego. A po drugie, już nie czułem tego bakcyla. Może sprawiły to te wcześniejsze problemy w Legii, może nieudany powrót do Cracovii.


Kiedy rozwiązywał Pan z Legią kontrakt, trener Skorża stwierdził, że stracił Pan motywację...


- Dużo rzeczy na to wpłynęło. W pierwszym sezonie w Legii grałem dobrze, tylko byłem strasznie nieskuteczny. Dziennikarze mnie krytykowali, kibice psioczyli, choć w sumie im się nie dziwię bo marnowałem sytuacje, które normalnie powinienem wykorzystywać z zamkniętymi oczami. Chinyama też okazji marnował mnóstwo, ale jedną zawsze wykorzystał, więc po nim tak nie jechali. Potem przyplątała się kontuzja, miałem dwa miesiące przerwy i znowu ta dyspozycja nie była wymarzona. Miałem tam duże wahania formy, samopoczucia.


W końcu poddał się Pan?


- Najpierw zwolniono trenera Urbana, który bardzo mnie wspierał. Przyszedł Stefan Białas i przy nim praktycznie w ogóle nie grałem. Chwilę potem pojawił się Maciej Skorża. Chciałem już odejść, ale on namówił mnie, żebym został. Zostałem, a potem w pierwszych pięciu meczach zagrałem pięć minut. Poza tym nie było wyników, w klubie zaczęło się kotłować. Podjęto decyzję że trzeba uderzyć w zawodników. Zawiesili Maćka Iwańskiego, Kubę Wawrzyniaka i mnie, chyba na doczepkę Potem dowiedziałem się, że ukarano mnie za brak zaangażowania w meczu Młodej Ekstraklasy, co mnie ogromnie zdziwiło, bo nikogo z klubu na tym meczu - to był chyba nawet sparing - nie było. Być może jednak w ten sposób trener Skorża chciał wywołać u mnie taką sportową złość. Ale efekt był odwrotny do zamierzonego. Ja nigdy nie miałem olewackiego podejścia do treningów i meczów. Dlatego mnie ta kara zabolała. I tak posiedziałem na tym zawieszeniu dwa tygodnie albo więcej i byłem coraz bardziej zniesmaczony, przybity. Aż machnąłem na wszystko ręką.


I ma Pan poczucie, że wycisnął ze swojej kariery maksimum?


- Tak mi się wydaje. Lepszym zawodnikiem nie mogłem chyba być. Może gdybym na przykład w Legii miał odrobinę więcej szczęścia, gdybym bramki strzelał wtedy seryjnie - no, to może jeszcze inaczej by to wyglądało. Ale nie mam do siebie pretensji, nie powtarzam sobie przed lustrem: Stary, mogłeś więcej. Czasem się mówi, że w piłce szczęście to pięć proc., a reszta to umiejętności. Może mi zabrakło tych pięciu procent.

Polecamy

Komentarze (20)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.