Domyślne zdjęcie Legia.Net

Piotr Giza - tykająca bomba zegarowa

Marcin Szymczyk

Źródło:

12.03.2009 08:49

(akt. 18.12.2018 02:21)

Kilka miesięcy temu wszyscy postawili na nim krzyżyk. <b>Piotr Giza</b> w rundzie jesiennej w barwach Legii Warszawa grywał najczęściej w meczach Pucharu Ekstraklasy. W przydatność środkowego pomocnika do drużyny Legii powątpiewał nawet trener <b>Jan Urban</b>.Były gracz Cracovii solidnie przepracował dwa zimowe obozy przygotowawcze: w Hiszpanii i Niemczech. Trener zaryzykował i w pierwszych dwóch kolejkach wystawił Gizę w pierwszej jedenastce. I się nie zawiódł
Kilka miesięcy temu wszyscy postawili na nim krzyżyk. Piotr Giza w rundzie jesiennej w barwach Legii Warszawa grywał najczęściej w meczach Pucharu Ekstraklasy. W przydatność środkowego pomocnika do drużyny Legii powątpiewał nawet trener Jan Urban. Po zakończeniu rundy jesiennej przyznawał, że zawodnik ma poważne problemy z opanowaniem nerwów. - Giza nie radził sobie z presją. Na murawę wychodził zdenerwowany, popełniał proste błędy. Nie wiem, czy uda mu się jeszcze odbudować. Ale jeśli tak, będzie z niego kawał grajka. Ma na to papiery - mówił szkoleniowiec warszawskiego zespołu. I postanowił dać Gizie kolejną szansę. Były gracz Cracovii solidnie przepracował dwa zimowe obozy przygotowawcze: w Hiszpanii i Niemczech. Na treningach prezentował się świetnie. Podczas zajęć koledzy nie mogli wyjść z podziwu, jak uderzeniem z przewrotki strzelił piękną bramkę. W sparingach też spisywał się nie gorzej niż Maciej Iwański i Roger. Urban zaryzykował i w pierwszych dwóch kolejkach wystawił Gizę w pierwszej jedenastce. I się nie zawiódł. W spotkaniu z Polonią Warszawa 29-letni pomocnik dwukrotnie ratował skórę Legii, wybijając piłkę z linii bramkowej. Nie gorzej spisał się w meczu z Odrą Wodzisław. Strzelił gola i był bardzo aktywny. Obecnie Giza w niczym nie przypomina więc człowieka, który przez ostatnie kilka miesięcy robił wszystko, by unikać tłumu. Po meczach z szatni wychodził często bocznym wyjściem, byle tylko nie zostać zaczepionym przez któregoś z dziennikarzy. A gdy komuś udało się go zatrzymać, mówił: - Zapytaj kogoś innego. Gdy słyszał ostre pytanie, kończył rozmowę i obrażał się na amen. I tak samo nerwowy był na boisku. Większość podań kierował do obrońców, seryjnie marnował też dogodne sytuacje. Nie pomagali mu kibice, którzy zniecierpliwieni zaczęli go raczyć kocią muzyką. Pojawiła się nawet propozycja, by Giza skorzystał z pomocy psychologa. W Legii z takich usług nie wstydził się w przeszłości chociażby Artur Boruc. - Psycholog? Nie potrzebuję go. Nie mam żadnych problemów ze sobą - powiedział Giza. - Choć przyznaję, że gdy przychodziłem do Legii, były nerwy. Pomyślałem sobie: w końcu to Legia. Nie grałem tak, jakbym sobie życzył.Za bardzo chciałem. A wiadomo, że jak się tak bardzo chce, to często wychodzi na odwrót - dodał zawodnik. Największym wrogiem Gizy może stać się ten, kto spróbuje drążyć temat jego konfliktu z trenerem Stefanem Majewskim. To właśnie ten szkoleniowiec w 2007 roku uznał, że „Gizmo" do gry w piłkę się nie nadaje. - To żaden Zinedine Zidane - mówił z przekąsem Majewski. I zaczął regularnie pomijać środkowego pomocnika w podstawowym składzie. Zarzucał mu, że za mało angażuje się w pracę defensywy. A to u Majewskiego żelazna zasada. - Ten trener robił wszystko, bym skończył grać w piłkę. Żeby mi tę piłkę obrzydzić. W prasie kreował mnie na zawodnika, który się leni. Zrobił mi jednak jedną przysługę: pozwolił odejść do Legii - mówił w wywiadzie dla Canal+ piłkarz. Nikt nie miał wątpliwości, może poza Majewskim, że Gza w piłkę grać potrafi. I to nieprzeciętnie. Dostrzegł to choćby trener Paweł Janas, który zabrał środkowego wówczas pomocnika Cracovii na mistrzostwa świata w Niemczech. Podczas mundialu nie zagrał on jednak nawet minuty. Wielki talent został czasowo przysłonięty przez nerwy. Bo Giza to tykająca bomba zegarowa. Nigdy nie wiadomo, czy wybuch okaże się eksplozją talentu, czy dla odmiany stresu. W przerwie zimowej w Legii zaczęto się nawet zastanawiać, czy gracz nie powinien zostać oddany do innego klubu. - W przypadku Legii nikt nie jest obojętny: albo się ją kocha, albo nienawidzi. Nam każdy chce dokopać. Nie tylko rywale, ale i dziennikarze. Jeżeli ktoś tego nie lubi, to w Legii go nie będzie. Może rzeczywiście to miejsce dla bezczelnych, którzy się nie łamią. Jestem w Warszawie dwa lata i widzę, jak tu ludzie pękają. Piłkarsko mogliby odgrywać ważne role, ale ich psychika nie jest na tyle silna - mówił w wywiadzie dla Polska The Times dyrektor klubu Mirosław Trzeciak. Te słowa idealnie pasowały do Gizy. To taki typ piłkarza, który musi czuć poparcie trenera. I od Urbana dostał właśnie to, czego najbardziej potrzebował. - Chyba każdy piłkarz tak ma, że musi czuć poparcie i zaufanie szkoleniowca. Jeśli zawodnik wie, że mimo błędów, które popełni w meczu, trener i tak następnym razem postawi na niego, na pewno jest mu dużo łatwiej - komentuje „Gizmo". W Warszawie już się zadomowił. Na pytanie, czy bardziej podoba mu się Kraków, skąd pochodzi, czy stolica, zawsze odpowiada dyplomatycznie: - Oba miasta są piękne. Pieniądze inwestuje w nieruchomości. Wolny czas najchętniej spędza z żoną. Byle tylko nie w znienawidzonym tłumie. Autor: Rafał Romaniuk

Polecamy

Komentarze (13)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.