News: CLJ: Zwycięskie derby

Piotr Kobierecki: Presja tylko mnie nakręca

Piotr Kamieniecki, Robert Kuligowski

Źródło: Legia.Net

02.03.2015 23:30

(akt. 04.01.2019 13:12)

Trener Piotr Kobierecki od początku trwającego sezonu opiekuje się drużyną występującą w Centralnej Lidze Juniorów. To właśnie na nim spoczywają największe oczekiwania, żaden inny trener w Akademii Piłkarskiej Legii nie ma przed sobą postawionych takich celów. Kobierecki ma zdobyć mistrzostwo Polski i razem ze swoją ekipą awansować do UEFA Youth League. - Lubię presję, ona mnie nakręca do działania - opowiada nam w szczerzej rozmowie opiekun najstarszych juniorów. Porozmawialiśmy również o szkoleniu przy Łazienkowskiej oraz jego grze w Polonii i jednoczesnym kibicowaniu "Wojskowym". Zapraszamy do lektury.

Jak wygląda podział zawodników między rezerwami, a pana zespołem występującym w Centralnej Lidze Juniorów?


- Jesteśmy na dobrą sprawę jedną drużyną. Z trenerami Magierą i Dębkiem cały czas pozostajemy w kontakcie. Taktyka obu zespołów jest podobna, dzięki czemu zawodnicy mogą łatwiej przeskakiwać między drużynami. Wszystko jest podporządkowane pod rozwój piłkarzy.


Pan pracuje na sukces rezerw i zespołu z rocznika ’98, a trener Magiera na sukces CLJ.


- Czasami jest trudno, bo bywały mecze, przed którymi skład był jasny dopiero na kilkanaście godzin przed pierwszym gwizdkiem arbitra. Duży wpływ mieli na to piłkarze schodzący do rezerw z pierwszego zespołu. Potem gracze „dwójki”, którzy nie zagrali w trzeciej lidze, występowali w mojej drużynie. Dla zawodników było to dobre, bo rozgrywali kolejne spotkanie w swojej przygodzie z futbolem. Jedynie mecze prowadzą do rozwoju.


Dla trenera to chyba jednak trudna sytuacja?


- Zawsze staramy się dotrzeć mentalnie do zawodników, którzy trenują w rezerwach, a mają zagrać w CLJ. Rozmawiamy z nimi, motywujemy do gry i przedstawiamy założenia.


W klubie istnieje presja na zdobycie mistrzostwa Polski i występy w przyszłym sezonie w młodzieżowej Lidze Mistrzów?


- Bezpośrednio nie odczuwam żadnej presji, ale zdaję sobie sprawę, że w klubie każdy by sobie życzył takiego sukcesu. Nikt jednak nie przychodzi do mnie i nie mówi: - musicie to zrobić, musicie. To się jednak rozumie samo przez siebie. Przy Łazienkowskiej wszyscy chcą wygrywać, taka jest mentalność tego klubu.


- Może cała sytuacja nakłada presję, ale ja to lubię. Jeśli ktoś się tego boi, to nie może pracować w tym zawodzie. 
Mobilizują mnie różne czynniki zewnętrzne.


UEFA Youth League to takie wymarzone rozgrywki?


- To jeden z dwóch najważniejszych celów do zrealizowania, bo wyniki muszą być połączone z jakością szkolenia. Mecze z rywalami z innych krajów pomagają w rozwoju zawodników. Przedsmak tych rozgrywek mieliśmy w tym roku, sparingowo rywalizując z Herthą Berlin. Jeśli trafimy do tych rozgrywek, to chcielibyśmy w nich grać jak najdłużej. Każde takie spotkanie oddziaływałoby pozytywnie na piłkarzy. Na razie skupiamy się na tym, by wszyscy jak najlepiej prezentowali się w czerwcu. Najważniejsze jest dobro ich i klubu.


Nie będzie kłopotem to, że część zawodników z obecnego składu nie będzie mogła grać w młodzieżowej Lidze Mistrzów?


- Nasz skład nie opiera się na piłkarzach z rocznika ’96. Trzon drużyny stanowią młodsi zawodnicy, a pamiętajmy, że trzech starszych też będzie mogło wystąpić w każdym meczu.


System szkolenia w Legii jest dobry na tyle, że wydobywa z piłkarza cały ich potencjał? Jednym z jego elementów są rotacyjne zmiany trenerów każdej drużyny.


- Trenerzy zmieniają się co rok lub w jakiś specjalnych przypadkach co dwa lata. W akademii Legii mamy odgórne założenie, jak powinny grać nasze drużyny. Wiadomo, że w starszych rocznikach dochodzi trochę bardziej zróżnicowana taktyka, ale jest pewien kręgosłup. Mamy jednak ustalony na przykład profil zawodnika, w którym są informacje, czego wymagamy od piłkarza na danej pozycji. Gracze mają zyskiwać na zmianach trenerów, bo od każdego mogą się nauczyć czegoś nowego - techniki czy mentalności.


- Wszyscy trenerzy w akademii wiele ze sobą rozmawiają. Zgadzam się ze stwierdzeniem, że szkoleniowiec prowadzący dany rocznik przez kilka lat, ma większe rozeznanie na temat tych piłkarzy. Każdy trener ma też swój gust, ja na przykład wolę zawodników technicznych, którzy mają wysokie umiejętności piłkarskie. Ktoś inny może na przykład opierać zespół na piłkarzach z predyspozycjami fizycznymi, takich, którzy są bardziej wybiegani.


- Każdy zawodnik z sezonu na sezon ma czystą kartę. Wszyscy muszą od nowa pracować na miejsce w zespole. Przy dłuższej współpracy piłkarz może poznać trenera. Taki chłopak wie wtedy czego oczekiwać po trenerzy gdy gra, co się będzie działo gdy nie łapie się do składu, a jaka będzie reakcja jego opiekuna w momencie kontuzji.


Nie jest przez rotację tak, że jeśli danemu zawodnikowi nie idzie, to pomyśli sobie, że przeczeka rok, przyjdzie ktoś inny i od razu będzie lepiej?


- Możliwe, że niektórzy tak mają. Pracujemy mentalnie z naszymi podopiecznymi, by nie mieli takich odruchów. Generalnie, podpisuję się pod samym pomysłem rotacji trenerów. Do ewentualnego wzięcia pod rozwagę są jedynie detale - choćby to, czy trener powinien się zmieniać co rok, czy co dwa lata.


Ma pan dużo swobody przy ustalaniu taktyki czy jednak mocno musi się pan trzymać ogólnych założeń akademii?


- Mamy jakiś odgórny system, tak jak wspomniałem, ale jest też możliwość modyfikacji. W młodszych rocznikach pracuje się nad danymi aspektami gry. W CLJ trenujemy kompleksowo i możemy się wykazywać jako trenerzy. Mogę powiedzieć, że jesienią specjalnie przygotowaliśmy się na m.in. spotkanie z Jagiellonią. Zmodyfikowaliśmy założenia specjalnie pod konkretnego rywala - na takim poziomie musimy już to robić.


- Dobrze układa się współpraca z trenerem Magierą, z którym przed każdym meczem prowadzimy dialog. Nie jest tak, że dostaję nakaz wystawienia danego piłkarza przez określoną ilość minut. Tak też jest z taktyką, nie muszę potem siadać i tłumaczyć się, czemu nie zastosowałem się do sztywnego konspektu.


Pana konsultacje odnoszą się przede wszystkim do Jacka Magiery czy rozmawiacie może też z Danielem Myśliwcem prowadzącym rocznik ’98?


- Każdy skupia się na swojej robocie, a Daniel Myśliwiec pracuje już w innym bloku, bo tak jest podzielona nasza akademia, w której istnieje zróżnicowanie trenerów. Jedni są stworzeni do pracy z najmłodszymi, a u innych dostrzega się coś, co predysponuje do pracy ze starszymi.


- W Polsce jednak nie jest tak, że trenerzy są wyspecjalizowani. Na zachodzie często są szkoleniowcy, którzy przez 20 lat szkolą dzieciaki na poziomie podstawówki. U nas ktoś popracuje rok czy dwa i chciałby być znacznie wyżej. Życie potem weryfikuje brak pokory. Na pewno wynika to też trochę z tego, że wielu osobom trudno zarobić jedynie na pracy z najmłodszymi. Nie oszukujmy się, że trudno jest wejść trenerowi na wysoki poziom, bo miejsc pracy wiele nie ma. W okręgówce czy w czwartej lidze też są dobrzy szkoleniowcy, ale robią to głównie dla pasji, a rodziny na tym cierpią.


- Trudno przestać żyć piłką. Ta praca uzależnia. W okolicach świąt miałem urlop. Minął jeden, drugi dzień, a po tygodniu zaczynało ciągnąć wilka do lasu. Doszło do tego, że w domu rozrysowywałem różne konspekty. Wreszcie w połowie dni wolnych pojechałem na Legię i po prostu zrobiłem sobie kawę. Brakowało mi tego, brakowało tego konkretnego miejsca.


Trenerze, skąd się więc wzięło to uzależnienie i pasja?


- Od dziecka grałem w piłkę. Potem przestałem czynnie uprawiać sport, ale nie wyobrażałem sobie życia bez futbolu. Kiedyś nie wyobrażałem sobie bycia trenerem, ale kiedy przez zdrowie nie mogłem już grać, to nadal propozycja szkolenia dzieci do mnie nie docierała. Dobrze, że ktoś wyciągnął do mnie pomocną dłoń.


- Szybko złapałem bakcyla i już po pierwszych dniach, w których uczyłem kopać piłkę siedmioletnie szkraby, nie wyobrażałem sobie, że w kolejnych latach tego nie będzie. Pamiętam nawet sytuacje z początków… Podbiega dzieciaczek, pyta czy może się napić, to oczywiście mu pozwoliłem będąc przekonanym, że ma gdzieś obok bidon. Minęło sporo czasu, a on dopiero pod koniec treningu podchodzi i mówi, że się napił. Nie miał żadnej butelki, po prostu pobiegł do domu.


Początki były bez żadnego przygotowania merytorycznego?


- Tak, ale już po dwóch tygodniach wziąłem się za wyrabianie papierów trenerskich, choć wcześniej skończyłem szkołę ekonomiczną. Po kolei zaczęło się od instruktora piłki nożnej, potem kurs drugiej klasy, a teraz już jestem na poziomie UEFA A.


A jak trafił pan do akademii Legii?


- Pracuję przy Łazienkowskiej od czterech lat, rozmawiałem z Jackiem Mazurkiem i dostałem pracę. Na początku prowadziłem piłkarzy urodzonych w 2000 roku. Wcześniej założyliśmy z kolegami akademię GAP Wiązowna.


Wróćmy na chwilę do Piotra Kobiereckiego - piłkarza. Wszystko skończyło się przez kłopoty zdrowotne?


- Można tak powiedzieć, chociaż to najłatwiejsza odpowiedź. Piłkarze mieli podobne urazy i potrafili kontynuować karierę. Początki były ciekawe, a wszystko z różnych przyczyn z czasem przystopowało. To głównie moja wina. Chciałem też grać na wysokim poziomie, a nie się oszukiwać.


W Ekstraklasie zdołał pan jednak zadebiutować w barwach Polonii w 2005 roku.


- Faktycznie, ale po tym debiucie wyjechałem na testy do zespołu z drugiej ligi szwedzkiej i nie poinformowałem o tym klubu. Później efektem było półroczne zawieszenie. Wszystko wynikało z błędów młodości.


Kobierecki w dziesięć lat nabrał pokory i zmądrzał?


- Zdecydowanie. Staram się wpajać zawodnikom pokorę, choć szkoda, że wiem jak to ważne na podstawie własnych błędów.


A podaje pan zawodnikom swój przykład?


- Nie. Podaję przykłady większych piłkarzy, bo wielkie osobistości lepiej oddziałują na wyobraźnię. 

Żałuje pan, że nie wyszło z karierą?


- Z przygodą.


Żałuje pan, że przygoda z piłką nie wypaliła? Wraca pan jeszcze do tego myślami czy już raczej nie wspomina?


- Skupiam się na teraźniejszości, choć zdarzy się, że wrócę myślami do tamtych lat. Na ogół w momencie gdy się marzy, to zamyka się oczy, ale i tak rzeczywistość jest potem brutalna.


Był pan napastnikiem więc ma pan słabość do ofensywnych piłkarzy?


- Tak, choć mówi się, że najlepszymi trenerami są obrońcy, bo oni w trakcie piłkarskiej kariery już wszystko analizowali z tyłu. Lubię jednak wystawiać zawodników typu Tomasiewicz, Trąbka czy Szczepański.


A Miłosz Kozak?


- To bardzo przebojowy piłkarz, który też się przydaje w drużynie.


Jacy piłkarze nie są w takim razie potrzebni drużynie?


- Na pewno zespół nie może składać się z takich samych piłkarzy. W drużynie nie ma miejsca dla ludzi, którzy nie myślą. To najważniejsze. Myślenie i technika są kluczem, choć potrzebni są też tacy z dobrą motoryką. W drużynie muszą być gracze od biegania i od grania.


Pomijając nazwiska, pół roku temu gdy dostał pan zespół, zobaczył pan tam piłkarzy, którzy nie nadają się do pańskiej drużyny oraz do całej Legii?

- Nie można od razu skreślać zawodników. Decyzje podejmujemy całym sztabem, a nie indywidualnie. Wszystkiego można się domyślić po ruchach personalnych. Powiedzmy sobie szczerze, że nie każdy musi grać w piłkę w Legii. Różne decyzje decydowały o tym, że dziękowaliśmy zawodnikom - mentalność, umiejętności…


Pana piłkarze są gotowi mentalnie? Czy są oni przygotowywani przez psychologa?


- Zawodnicy mają zajęcia z psychologiem. Raz w tygodniu odbywają się spotkania grupowe, a jeśli dany piłkarz tego potrzebuje, to nie ma kłopotów ze zorganizowaniem sesji indywidualnej. Zdarzają się takie przypadki, choć wielu ich nie ma. Zdarzają się one raz na jakiś czas. Nie będę ukrywał, że liczna grupa uważa, że psycholog im nie pomaga. To też kwestia charakterów. Mentalność się jednak zmienia, otwieramy się już jednak na pracę z takimi specjalistami. Teraz ludzie coraz rzadziej mylą psychologa z psychiatrą.


Jak się pan czuł psychicznie gdy pojawiały się komentarze, że polonista prowadzi teraz juniorów Legii i jest na to za słaby?


- Nie budziło to we mnie większych emocji. Nie wypieram się gry w Polonii, choć występując przy Konwiktorskiej, jednocześnie byłem praktycznie na każdym meczu Legii na trybunach. Liczna grupa kibiców, z którymi byłem związany, do dziś są na wszystkich spotkaniach i nie jeden raz jeżdżą na wyjazdy.


Miał pan jakieś nieprzyjemności związane przez grę w Polonii?


- Rozpoznano mnie kilka razy na trybunach, ale wielu kibiców wiedziało, że mimo, że gram w Polonii, to kibicuję Legii.


Wracając do teraźniejszości, to jest pan zadowolony z tego, co pana zespół jesienią pokazał w CLJ?


- Tak. Osiągnęliśmy dobry wynik, a w meczach dominowaliśmy. Zawodnicy się rozwinęli i zrobili znaczny progres. Obecny okres przygotowawczy pokazuje, że się rozwijamy.


Jesteście głównymi faworytami do mistrzostwa?


(Długa pauza). - Nie chcę niczego deklarować, bo nie widziałem meczów grupy zachodniej. U nas podobała mi się gra Cracovii, Jagiellonii i Wisły, groźna też jest Polonia, lecz uważam, że graliśmy najlepiej.


Kogo by pan wyróżnił indywidualnie? Pomińmy tu piłkarzy trenujących z rezerwami.


- Największą jakość w trakcie meczów dawał Arek Najemski, który jest gotowy na grę w rezerwach. Defensora przyhamowała jednak ostatnio kontuzja.


A kto jest pana największą nadzieją z tej młodzieży, która jeszcze nie odgrywa wielkiej roli w zespole CLJ?


- Mam nadzieję, że ta runda będzie należała do Miłosza Szczepańskiego. W ostatnich latach zwróciłem jeszcze uwagę na Mikołaja Neumanna, którego trenowałem w roczniku 2000. To reprezentant, który wtedy potrafił robić różnicę na turniejach zagranicznych, gdzie były solidne zachodnie zespoły. Nie widziałem go w ostatnim czasie, ale wierzę, że będzie się rozwijał mocno, bo prowadzi go bardzo dobry trener.

Polecamy

Komentarze (4)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.