Domyślne zdjęcie Legia.Net

Piotr Zygo: Nie chcemy takich osób na trybunach

Adam Dawidziuk

Źródło: Życie Warszawy

22.09.2005 01:04

(akt. 27.12.2018 15:34)

- Zakazy stadionowe to dobra broń, aby eliminować osoby, które zachowują się w sposób bandycki. Każdy, kto będzie łamał panujące prawo i zakazy stadionowe, zostanie wyrzucony z obiektu - mówi na łamach Życia Warszawy prezes KP Legia Warszawa <b>Piotr Zygo</b>.
Czy siedemnastolatek próbujący wnieść racę na stadion jest bandytą? To nie jest siedemnastolatek, który chciał wnieść jedną racę, a osoba, która w świadomy sposób przemycała racę po to, by rzucić ją na boisko. Na razie Legia ucierpiała z powodu rzucania rac jedynie finansowo. Cennik UEFA przewiduje za takie wykroczenie 6-12 tys. franków szwajcarskich. Nie zostaliśmy ukarani walkowerem, a jest to możliwe w świetle przepisów PZPN. Nie możemy pozwolić sobie na wpuszczanie osób nieodpowiedzialnych i ryzykowanie ukarania walkowerem. Przecież klub sam przekazuje pieniądze na pokazy pirotechniczne. Nigdy za czasów ITI nie przekazywaliśmy pieniędzy na ten cel. Nie popieraliśmy i nie będziemy popierać rzeczy, które są zabronione. Kwestia pirotechniki w Polsce jest dziwnie traktowana. PZPN przymyka na to oko. Magazyn ligowy rozdaje nagrody dla grupy kibiców, która zorganizowała świetne racowisko. Dla mnie jest to nieporozumienie. Trudno sobie wyobrazić, aby ludzie wnosili race do metra. Tak samo trudno wyobrazić sobie, żeby race pojawiały się na stadionie. I tu i tu stwarza to zagrożenie. Na jakiej podstawie orzeka się zakazy stadionowe? Zakazy są nakładane po przeprowadzeniu postępowania dowodowego i po identyfikacji osób. Wśród grupy rzucającej race znaleźliśmy prowodyra i on został ukarany. Po tym meczu rozwiązała się grupa Cyberfanów, która przygotowywała oprawy. I nie dlatego, że im się znudziło, a dlatego że były osoby, które podszywały się pod tę grupę i rzucały racami. Co klub robi, aby nie dopuścić do kolejnych incydentów, a w ich przypadku wyłapać kolejnych bandytów i ich ukarać? Od początku naszej obecności na Legii zainwestowaliśmy kilkadziesiąt tysięcy złotych w modernizację monitoringu. Początkowo obejmował on tylko część trybun, teraz dociera w każde miejsce na stadionie. Wydamy jeszcze 75 tys. zł na montaż dodatkowych kamer, dzięki którym będziemy mieli podgląd poza trybuny i na bramki wejściowe. Zainstalujemy również dodatkowe mikrofony, które pozwolą na nasłuch widowni. Staramy się doprowadzić do tego, żeby już w okolicach stadionu ludzie czuli się bezpiecznie. Jak to będzie wyglądało? Chcemy, aby w razie wykroczenia ktoś, kto to zaobserwował, mógł do nas anonimowo zatelefonować i pomóc w ujęciu sprawcy. Chcemy opublikować zdjęcia, które przekazała redakcja Życia Warszawy z zamieszek podczas finału Pucharu Polski. Może na tej podstawie ktoś ich zidentyfikuje. Mówi Piotr S., ukarany zakazem stadionowym: - Niektóre kary nie są adekwatne do winy. Dlaczego nie ma ich gradacji. Na Legii jest zupełnie jak za czasów stalinowskich. Anglicy, stawiani za przykład przez prezesa Zygo, za dużo gorsze przewinienia otrzymywali zakaz stadionowy na trzy, czy pięć lat. Tu każde wykroczenie będzie teraz karane najwyższym wymiarem, czyli dożywociem. Prezes Zygo zabronił umieszczania na niezależnych stronach internetowych złych opinii pod adresem klubu i jego działalności. Prezes wezwał Stowarzyszenie Kibiców Legii do potępienia opraw z pirotechniką, na które klub sam dawał pieniądze. Nałożone kary są odpowiedzią klubu na wydarzenia, które miały miejsce w maju tego roku na meczu z Lechem, gdy race poleciały na murawę. I to jedyny do tej pory problem z pirotechniką za czasów ITI. Dla mnie ten zakaz to tragedia. Chodzę tu na mecze od dzieciństwa i zrobię wszystko, aby ten zakaz został cofnięty. Chociażby dlatego, że wraz z kolegami z grupy ultras wiele nocy zarwałem, aby przygotować oprawy meczowe.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.