Domyślne zdjęcie Legia.Net

Podzielona Legia

Marcin Szymczyk

Źródło: Gazeta Wyborcza

14.09.2010 08:33

(akt. 15.12.2018 14:35)

Pięć meczów, trzy porażki, dwa szczęśliwie wyszarpane zwycięstwa (z Cracovią po golu w doliczonym czasie, ze Śląskiem po jednym celnym strzale w meczu), tylko trzy zdobyte bramki - tak gra Legia Skorży. W poprzednim sezonie potrzebowała siedemnastu kolejek, by stracić siedem bramek. W tym - pięciu. Nie przegrywa w dramatycznych okolicznościach czy po błędach sędziów. Od Polonii Warszawa (0:3) i Bełchatowa (0:2) była dużo słabsza, w Chorzowie (0:1) zabrakło jej charakteru.

Drużyna Macieja Skorży jest nijaka. Nie ma nawet jednej cechy, która wyróżniałaby Legię w przeciętnej lidze. Nie imponuje mądrością taktyczną ani solidnym przygotowaniem fizycznym, nie gra technicznie i błyskotliwie. Nie jest skuteczna pod bramką rywala, ale też szczelnie nie broni dostępu do własnej bramki.

Sześciu obcokrajowców, którzy przyszli latem i dostali niezłe zarobki, otrzymało miejsce w jedenastce na pierwszy mecz ligowy. Nowi miotali się po boisku jakby zaskoczeni, że w polskiej lidze też trzeba biegać i walczyć o swoje z całych sił, czasem nawet wręcz. Skorża zmieniał skład co mecz, próbował dyrygować drużyną, rzadko siadając na ławce, ale drużyna niemiłosiernie fałszowała i wciąż nie zagrała na jego melodię.

Pierwszy miejsce w składzie stracił Argentyńczyk Alejandro Cabral, choć w Chorzowie wszedł po przerwie i zagrał przyzwoicie. Może, jak życzy sobie trener, przyzwyczai się do specyfiki naszej ligi. Drugiego posadził na ławce Bruno Mezengę. Brazylijczyk jest napastnikiem tylko z nazwy - czasem wygra jakiś pojedynek o górną piłkę. Kiedy kontuzjowany jest Takesure Chinyama, musi grać, bo nie ma żadnej konkurencji. W Chorzowie drużynę miał w drugiej połowie ratować 19-letni Michał Kucharczyk, który niedawno występował w II lidze. Następny na ławce usiadł Srdja Kneżević. Ale wracający po kontuzji Jakub Rzeźniczak popełnił w Chorzowie okropne błędy, był ogrywany, aż w końcu sfrustrowany wyleciał z boiska za bezmyślne uderzenie rywala.

Drużyna jest nerwowa w każdej formacji, do wymiany zdań dochodzi na boisku. Wawrzyniak zrugał bramkarza Marijana Antolovicia, że w spotkaniu z Bełchatowem nie ruszył się przy drugim golu Marcina Żewłakowa. Chorwat gra nierówno, boi się wychodzić za pole bramkowe, a każde piąstkowanie grozi katastrofą. Ale ten sam Wawrzyniak popełniał błędy niemal w każdym meczu sezonu. Polscy liderzy Legii - z Maciejem Iwańskim na czele - wyglądają, jakby czekali, co zrobią nowi. Odkąd Skorża nie wybrał Iwańskiego na kapitana, ten nie wysila się, by prowadzić drużynę do zwycięstw. Miewa momenty niezłej gry, by po chwili usunąć się w cień kolegów. Maciej Rybus z Arielem Borysiukiem próbują, ale wciąż nie bardzo potrafią wziąć na siebie odpowiedzialność za wynik.

Legia wygląda na podzieloną. Podobnie było cztery lata temu, kiedy drużynę prowadził Dariusz Wdowczyk. Nie opanował sytuacji w szatni i zapłacił za to posadą. Drużynę opuściło też wielu piłkarzy. Dokładnie tę samą drogę Legia przebyła w maju. Działacze zapewniają jednak, że trener jest nie do ruszenia. Większe pretensje mają do zawodników, ale konsekwencji na razie brak.

Autor: Robert Błoński

Polecamy

Komentarze (45)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.