Domyślne zdjęcie Legia.Net

Polityka Legii odbija się czkawką

Mariusz Ostrowski

Źródło: Przegląd Sportowy

23.03.2009 08:13

(akt. 18.12.2018 01:04)

Minorowe nastroje, kibice machający trenerowi <b>Janowi Urbanowi</b> białymi chusteczkami i nieskuteczność piłkarzy - to obraz dzisiejszej Legii. Zamiast z góry tabeli spoglądać na rywali, gracze z Łazienkowskiej muszą drżeć o wyniki i liczyć na ich potknięcia. Na razie się udaje, ale nie wiadomo, jak długo. Celem minimum postawionym przed zespołem w tym sezonie jest awans do europejskich pucharów. Urban powtarza, że chce wywalczyć mistrzostwo kraju.
W pierwszych czterech kolejkach jego podopieczni nie dostarczyli wielu argumentów na potwierdzenie słów swojego szkoleniowca. Ale ekstraklasa jest tak wyrównana, że rywale nie zwiększają przewagi. Trzy punkty straty do Lecha można odrobić w bezpośrednim spotkaniu. Ale sporo musi się do tego czasu zmienić. Przede wszystkim w tym zespole widać brak lidera z prawdziwego zdarzenia. Takiego, jakim był Aleksandar Vuković. Rządził na boisku i w szatni, cieszył się ogromnym szacunkiem. Nie bał się mówić, jeśli coś mu się nie podobało. Miał posłuch i charakter. Ale kilka miesięcy temu usłyszał, że nie mieści się w długofalowej koncepcji budowy drużyny, może zostać na rok, a potem niech szuka sobie nowego pracodawcy. Tak go to zabolało, iż postanowił odejść wcześniej. I nie chodziło o pieniądze, ale zasady. Do zmiany decyzji namawiał go trener, koledzy, ale uparty Serb postawił na swoim. W gronie jego następców wymieniano kilku zawodników. Przede wszystkim Tomasza Jarzębowskiego i Macieja Iwańskiego. Pierwszy, to warszawiak, wychowanek klubu, cieszący się sympatią kibiców. Tyle że, już po pierwszym spotkaniu stracił miejsce w składzie i grywa sporadycznie. Trudno z ławki dowodzić drużyną. Drugi kilka razy pokazał, że ma ku temu wszelkie predyspozycje, ale żeby dorobić się takiej pozycji, jaką miał Vuković, jeszcze trochę przy Łazienkowskiej musi pograć. I wrócić do optymalnej formy. Druga sprawa, to napastnik, a właściwie jego brak. Takesure Chinyama dotychczas bronił się strzelanymi przez siebie golami. Teraz przestał. Cały zespół ma do niego wiele pretensji. Przede wszystkim o to, że ani nie biega, ani nie walczy. W rezerwie jest Adrian Paluchowski. Może czas w końcu postawić odważniej na tego chłopaka? Autor: Adam Dawidziuk

Polecamy

Komentarze (16)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.