Domyślne zdjęcie Legia.Net

Polska - Ukraina okiem kibica

Gryfa

Źródło:

07.10.2001 00:13

(akt. 01.01.2019 18:59)

Wyjazd do Chorzowa na ostatni mecz reprezentacji Polski w eliminacjach do mistrzostw świata w 2002 r. zaczął się dla nas od dużego zaskoczenia. W pierwszą stronę jechaliśmy pociągiem (z powrotem mieliśmy wracać ze znajomym samochodem) i ku naszemu zdziwieniu w wagonach jadących do Katowic było dość pusto. Śmiesznie to wyglądało, bo w pociągu było więcej Policji niż kibiców jadących na mecz. Tak naprawdę nie było kogo i czego pilnować.
Atmosferę meczu dało się poczuć dopiero w pobliżu stadionu. Okazało się, iż większość kibiców ze stolicy wybrała się na mecz samochodami. Pierwsza zabawna sytuacja zdarzyła się już w korku przy dojeździe do stadionu. Otóż Policja pytała przez głośniki z radiowozu kibiców jadących obok w autobusie: ”kto dziś wygra” – „Polska” – odpowiadali przez szybki kibice. Jak więc widać atmosfera sukcesu naszej reprezentacji udzieliła się wszystkim, nawet Policji.
Tuż po przekroczeniu bram stadionu skorzystaliśmy z promocji „Lecha”. Tzn. nie było bynajmniej żadnego browaru, bo obowiązywała prohibicja, po prostu miłe dziewczyny rozdawały coś w rodzaju kalkomanii z biało-czerwonymi flagami lub godłem piwa „Lech”. Ja spróbowałem to sobie przykleić na policzku, ale po pierwsze oderwałem trochę za wcześnie, a po drugie miałem niewielki zarost. Efekt był taki, że zamiast napisu „Polska” miałem coś bardziej przypominającego „Kolska”. Niestety nie mogłem też tego zmyć, bo niezbędny było do tego „coś” ze spirytusem, a niczego takiego nie miałem.
Po wejściu na koronę stadionu spotkało nas pewne rozczarowanie. Okazało się, że dość wczesna pora spotkania i w jego towarzyski charakter (dla polskiej reprezentacji) nie przyciągnęły na stadion tłumów. PAP podał, iż na meczu było 35 tys. ludzi. Zastanawiam się jak to możliwe skoro na trybunie przed nami (ta z której kamera pokazywała mecz) były tak wielkie „łysiny”, że nawet fala wychodziła im bardzo słabiutko. Zastanawiające jest więc to, dlaczego PZPN tylko nieznacznie obniżył ceny biletów na ten mecz w porównaniu ze spotkaniem z Norwegią. Być może pieniądze były potrzebne na „pokaz sztucznych ogni”. A swoją drogą, ciekawe kto wymyślił fajerwerki przy słonecznej pogodzie. Wyszło to naprawdę żenująco. Wystarczy powiedzieć, że cały pokaz widoczny był na niebie jako małe wybuchające dymki.
Z Ukrainy na meczu stawiło się ok. 500 kibiców, którzy w zasadzie przez całe spotkanie siedzieli cichutko. Kilka razy puścili po sektorze dość dużą flagę swego kraju i to był w zasadzie koniec fajerwerków z ich strony. Bardzo śmiesznie wychodziły jednak komentarze spikera w języku ukraińskim. Wielu osobom siedzącym koło mnie przypomniały się czasy szkoły podstawowej i średniej, a szczególnie w pamięci utkwił powtarzany wielokrotnie zwrot „spasiba za igru”.
Przyznaję, iż pierwszy raz byłem na meczu w Chorzowie, więc może moja ocena będzie subiektywna. Moim jednak zdaniem, z punktu widzenia kibicowskiego, nie jest to dobre miejsce do rozgrywania meczy reprezentacji i to wcale nie dlatego, że nie chce mi się jeździć 300 km. Po pierwsze stadion ten jest tak skonstruowany, że w zasadzie nie słychać dopingu z sąsiednich sektorów. Dzięki temu robi się taka trochę piknikowa atmosfera (jak na Polonii). Ponadto boisko jest tak oddalone od trybun, że niektórzy kibice siedzący wyżej przynieśli ze sobą lornetki! Być może przemawia przeze mnie „lokalny patriotyzm” ale naprawdę atmosfera na meczach które reprezentacja rozegrała przy ul. Łazienkowskiej jest co najmniej dwa razy lepsza.
Powrót samochodem upłynął w równie spokojnej atmosferze co sam mecz. W jednej z restauracji, jakieś 100 km od Warszawy spotkaliśmy oficjeli z PZPN i byłego wicewojwodę śląskiego. Prezes Listkiewicz rozmawiał przez komórkę na temat tenora, który śpiewał Polski hymn. Jego zdaniem wykonanie było fantastyczne, chociaż pewnie wielu kibiców sądzi inaczej. Na koniec jeszcze mała ciekawostka. Z moich niepotwierdzonych informacji wynika, iż stadion Śląski jest tak położony, iż jedna bramka znajduje się w Chorzowie a druga w Katowicach. Nie udało mi się co prawda ustalić, która bramka jest która, ale znajomi z Katowic mówili, iż oba gole wpadły do bramki w Chorzowie.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.