Domyślne zdjęcie Legia.Net

Posdumowanie zgrupowania w Szczyrku

Adam Dawidziuk

Źródło:

24.01.2004 00:00

(akt. 30.12.2018 15:49)

Witamy w Szczyrku, czyli golonka w "Starej Karczmie"Od piątku 16 stycznia 2004 roku do soboty 24 stycznia, piłkarze Legii wraz ze sztabem szkoleniowym i pozostałą częścią ekipy, przebywali na pierwszym tej zimy zgrupowaniu przygotowawczym do nowego sezonu. Przez 6 dni mieliśmy przyjemność obserwować na co dzień treningi naszych zawodników. Postanowiliśmy podsumować nasz pobyt, a także przedstawić Wam warunki w jakich przyszło naszym zawodnikom „ładować akumulatory”. Ujrzycie także kilka nie publikowanych przez nas zdjęć, ale po kolei. Zapraszamy. Po przyjeździe do Szczyrku, ciężko było zauważyć, że przebywają tam drużyny piłkarskie (oprócz Legii były także Odra Wodzisław i Podbeskidzie Bielsko Biała). Udając się na pierwsze zajęcia mijaliśmy turystów, którzy z nartami w dłoni maszerowali na pobliskie stoki. Samo miasteczko tętniło życiem. Z pobliskich karczm i barów dobiegały rytmy skocznej, góralskiej muzyki, chociaż zwykłego „łubu-dubu” też było sporo. Zastanawiające było to, że miejsc sprzedaży hot-dogów, hamburgerów czy pizzy było więcej, niż lokali gdzie mogliśmy skosztować tradycyjnych góralskich potraw. Jednak trzeba przyznać, że golonka w „Starej Karczmie” poleconej nam przez pana Stanisława Machowskiego była przedniej jakości. Pasztetowa i dzbanek kawy, czyli ... komuna Cała ekipa zamieszkała w hotelu „Harnaś”, który mieścił się kilkanaście metrów od budynku COS i boiska ze sztuczną nawierzchnią. Sam hotel zbyt atrakcyjny nie był. Niby piłkarze nie narzekali, ale widać było, że zachwyceni nie są. Same warunki choć były skromne, to wystarczające. Jedynym mankamentem był rozmiar łóżek. Darek Dudek i Artur Boruc mogli ponarzekać... Problemem było natomiast jedzenie. Nie chodziło o to, że było niedobre, ale sposób podania jadła i obsługę najlepiej określił doktor Machowski: - Komuna.... - Jedzenie jest dobre, ale sposób podania odpycha. Sałatki uklepane równo z końcem miseczki... Ile estetyki dodaje do obiadu listek sałaty leżący na talerzu. Niestety, nawet rzeczonego listka nie położą, bo nie mają takich instrukcji. Kawę zamiast postawić w dzbanku na stoliku, wydzielają na szklanki. Problem zaczyna się, jak któryś z zawodników chce wypić dwie, bo po prostu lubi. Słyszy wtedy: „W zamówieniu jest jedna” – mówił z lekki podenerwowaniem w głosie lekarz zespołu. Jednak po dwóch dniach i interwencjach pana Stanisława (bez gróźb pozbawienia życia też się nie obyło), stołówka poprawiła się, a panie z kuchni zrozumiały wreszcie, że poprzedni ustrój został bez żalu pożegnany 15 lat temu. "Rano trzeba wstać, rano to jest..."Piłkarze każdy dzień rozpoczynali podobnie. Pierwszy trening rozpoczynał się o godzinie 7.30. Była to tzw. „tlenówka”. Bieg 2 razy po 15 minut na pobliskiej bieżni boiska ze sztuczną trawą. Po jego zakończeniu, cała ekipa udawała się pod prysznice, a następnie schodziła na śniadanie. W okolicach 9 – 9.30 wszyscy byli już w pokojach, gdzie mieli czas na prześledzenie porannej prasy czy przeczytanie kilkunastu stron książki. Inni woleli zwyczajnie poleżeć, a drudzy uruchamiali zabrane ze sobą laptopy i oglądali filmy na DVD bądź po prostu grali w przywiezione ze sobą gry. W dniach, kiedy zaplanowane były mecze sparingowe (czyli w sobotę 17 stycznia i środę, 21 stycznia), wszyscy zbierali się już o 10 i trener Dariusz Kubicki rozpoczynał odprawę przedmeczową. W pozostałe dni zawodnicy mogli poleniuchować troszkę dłużej, co i my staraliśmy się wykorzystać, oczywiście nie będąc zbyt upierdliwi. Owoce naszych rozmów mogliście śledzić w serwisie. Dwie minuty za sędziego...Około godziny jedenastej, rozpoczynały się zajęcia na boisku ze sztuczną nawierzchnią. Trener Kubicki jak mógł urozmaicał swoim podopiecznym treningi. Co drugi dzień zarządzał wewnętrzną gierkę, a w pozostałe przedpołudnia dzielił piłkarzy na dwie drużyny, a każda z nich grała pomiędzy sobą na połowie boiska, ćwicząc jednocześnie pewne schematy zagrań. Na jednych zajęciach pojawił się nawet bramkarz Pobeskidzia, a w przeszłości Ruchu Chorzów, Marek Matuszek. - O, transfer nowy widzę – rzucił trener Krzysztof Dowhań do stojącego obok kierownika zespołu, Ireneusza Zawadzkiego. – Chciał przyjść to niech przychodzi. Przynajmniej pokopie z kimś konkretnym – ze śmiechem na ustach odrzekł „Kiero”. Z reguły zajęcia te trwały od godziny do półtorej. Godzinkę w przypadku gierki, półtorej z przerwami w przypadku zwykłego treningu. Oczywiście z punktu widzenia kibica, ciekawsze były pojedynki pomiędzy „koszulkami”, a „bezkoszulkowcami”. Mecze były zacięte, a sędzia, czyli Krzysztof Gawara miał pełne ręce roboty. - Trenerze, a jaka jest kara za obrażanie sędziego – krzyczał z drugiej strony boiska Jacek Zieliński. - Dwie minuty – odpowiedział trener Kubicki. - Uwaga! Dwie minuty za obrażanie sędziego – rzucił kolegom „Zielek”. - Ale pamiętajcie – kontynuował „Kuba”. – Jak ktoś obraża sędziego, to tak jakby obrażał mnie – dodał ze śmiechem. Pojedynki wewnętrzne były bardzo zacięte. Każdy spalony, faul, był szeroko komentowany. - Trenerze, pali dwa metry, a pan nic – protestowali piłkarze. - Przecież stąd mogłem nie widzieć. Załatwcie sobie liniowych cwaniaki – odpowiadał trener Gawara. Każdy błąd, zagranie, było szeroko komentowane przez zespół szkoleniowy. - Guma! Zdecydowanie w niego – strofował Adama Gmitrzuka trener. - Dwa razy zrobiłeś ten sam błąd. Na meczu tak być nie może. - Wróbel! Co ty tam wyrabiasz. Czwarty raz faulujesz, a potem się dziwisz, że masz cztery rozegrane mecze i pięć żółtych kartek – tym razem Radek Wróblewski padł „łupem” trenera. Największym niepocieszonym był Stanko Svitlica, po strzałach którego piłka dwa razy stawała w zaspie śnieżnej, która była zarazem linią bramkową. Strzał po „ziemi” nie miał szans jej przekroczenia. - Trener, co jest – grzmiał „Stasiek”. – Gol był! - Graj Stanko. Widziałeś piłkę w siatce? – odpowiadali trenerzy. - Eee tam – rzucał Stanko i dalej szukał okazji do strzelenia gola. Jak wszyscy wiemy znalazł ich aż trzy, a jedna z bramek była przedniej urody, kiedy „mięciutkim” lobem pokonał Andrzeja Krzyształowicza. - Liga Mistrzów Stanko! – dało się usłyszeć. – Ale przestań się już cieszyć, strzelaj dalej – sprowadzali na ziemię dumnego z siebie Svitlicę trenerzy. Pierwszy wewnętrzny sparing zakończył się pogromem „bezkoszulkowców”, którzy ulegli 0:6 drużynie „w koszulkach”. Okazja do rewanżu nadarzyła się już dwa dni później. Tym razem zmęczeni sparingiem z Podbeskidziem Bielsko Biała (3:1 dla Legii) zawodnicy pierwszej drużyny, zremisowali 2:2. Bramki na 2:1 i 2:2 padły w ciągu 40 sekund. Najpierw Tomek Jarzębowski, a potem Tomek Sokołowski II umieścili piłkę w siatce. - No panowie. Przedłużyłem mecz specjalnie o dwie minuty żebyście wygrali, a wy daliście wyrównać – strofował swoich podopiecznych trener Kubicki. - Pewnie trenerze, ale pan im pomagał – odpowiadali zawodnicy. - Pomagałem i jednym i drugim – odpowiadał „Kuba”. - 2:2 na wyjeździe to niezły wynik – pocieszał swoich kolegów Darek Dudek i wszyscy udali się pod prysznice. A Ty sie misiek rzucaj...Kolejnym elementem zajęć w Szczyrku były treningi na hali. Co najciekawsze, przez 6 dni naszej bytności z drużyną, żadne ćwiczenie się nie powtórzyło. Trenerzy: Kubicki, Gawara i Brychczy „katowali” zawodników „z pola”, a obok pod jedną z bramek trener Dowhań „znęcał” się nad bramkarzami. Trzeba przyznać, że efektowne pady Artura i Andrzeja były prawdziwym rajem dla fotoreporterów. - Ganiać chłopaki, ganiać. Zobaczcie jakie ładne zdjęcia będzie mieli – mobilizował swoich podopiecznych trener, który potem oglądał wykonane przez nas i reporterów Przeglądu Sportowego zdjęcia. W tym czasie pan Lucjan prowadził rozgrzewkę. Do tej pory nie mogę wyjść z podziwu kondycji tego sześćdziesięcioletniego już pana. Następnie trener Gawara zarządzał rozruch, po którym piłkarze wpadali w sidła „pierwszego”. Trener Kubicki jak to ma w zwyczaju szeroko komentował poczynania swoich piłkarzy. - Aco, przyłóż się do tych przewrotów – strofował Aleksandara Vukovica. – Bo zaraz kierownik przyjdzie tu i pokaże ci jak się je robi – dodawał ze śmiechem. - A „Kiero” włosy pogubił na tych materacach – dodał z boku doktor Machowski. – Wytarły się mu od przewrotów. - To może doktor z nami potrenuje - Marek Jóźwiak nie dawał za wygraną. - Oj Marek, dobrze wiesz że mam kontuzję – odpowiadał z uśmiechem pan doktor, ale co dokładnie jest panu Machowskiemu, wie on tylko sam. Codziennie podczas halowych zajęć, zawodnicy ćwiczyli zagrania w dwójkach, bądź kombinacyjne akcje w trójkach. Pełne ręce roboty mieli wtedy bramkarze. Wiadomo, golkiperzy to naród szczególny, a już Artek Boruc to nerwus jakich mało. Kiedy po dwóch akcjach „Zielka” z „Beretem” skapitulował, wyraźnym tonem i w męskich słowach powiedział co myśli o otaczającym go świecie... Największy zgrywus w drużynie, wspomniany Marek Jóźwiak podchwycił temat i już do końca treningu nie dawał spokoju Arturowi, przypominając mu o każdej puszczonej bramce. Kiedy po treningu Boruc postanowił wyjaśnić z Markiem pewne sprawy, „Beret” z charakterystyczną miną odrzekł: - Artek daj spokój. Musze jakoś odreagować po dzisiejszym 0:6 – w swoim stylu odpowiedział Marek. Sagan wzór, Włodar... francuzik Trzeba przyznać, że wzorem do naśladowania w zaangażowaniu w wykonywane ćwiczenia był Marek Saganowski. Często podkreślał to Dariusz Kubicki. - Proszę bardzo. Parzcie co robi Marek Saganowski. Wzór! – mobilizował innych zawodników „Kuba”. Od początku oczy wielu obserwatorów zwrócone były w stronę jedynego nowego w szeregach legionistów, Piotra Włodarczyka. „Włodar” nie tylko pokornie wykonywał ćwiczenia, ale z równą pokorą znosił żarty stojących z boku trenerów. - Piotrek, umiesz parę słów po francusku? – rzucił żartem „Kuba”. - Coś jeszcze pamiętam – odparł zmieszany „Włodar”, który spędził przecież kilka miesięcy w Auxerre. - Dobra, dobra, nie czaruj – podsumował „Kiero”. Vuko, czyli ...I love this gameNieodzownym elementem kończącym zajęcia na hali była ... koszykówka. Trener Kubicki proponował różne gry związane z wrzuceniem piłki do kosza. - Jeżeli dwóch z was trafi z połowy do kosza, odwołuje dzisiejszą siłownię – zakomunikował podczas jednych z zajęć. Jako drugi podszedł Aco Vuković, przymierzył i ... wpadła „czyściocha”. Owacjom nie było końca. Jednak trafić musiał jeszcze ktoś. Najbliżej był Stasiek Svitlica, ale do końca nie udało się nikomu. Trener widząc miny piłkarzy postanowił zmienić zasady. - Macie wszyscy po jednej próbie. Jeden trafi – siłowni nie ma – zakomunikował. Wbrew powiedzeniu: „Nic dwa razy się nie zdarza”, do piłki podszedł po raz kolejny „Vuko” i ... kolejna „czyścioszka” ugrzęzła w siatce okalającej obręcz kosza. - Yeeeeeah – wykrzyknął „Aco” i wszyscy byli szczęśliwi. Siłownia odwołana. Po treningu „Sagan” z Łukaszem Surmą zostali pograć jeszcze „w osobiste”. W koszykówkę grywali także trenerzy. Jednak częściej słaniali się ze śmiechu, niż rzucali do kosza. - No Stasiu, pokaż tym małolatom jak się rzuca – trener Dowhań namawiał doktora Machowskiego. - Mam kontuzjowany bark – odpowiadał doktor. - Słyszę to od kilku lat – włączył się do dyskusji pan Lucjan Brychczy. - Oj musicie następnym razem brać kufle w prawą rękę, bo coś wam piłka nie siedzi. Najlepiej litrowe – trener Dowhań instruował „Kiero” i pana doktora. - Widzisz Stasiu, piątkowy trening na nic nam się zdał – na zakończenie powiedział „Kiero”. Nareszcie wieczórOstatnim elementem przeciętnego dnia, były wieczorne zajęcia. Czasem - jak już wiecie - „Kuba” odpuszczał zawodnikom, jednak przeważnie około 21.30 rozpoczynały się zajęcia na siłowni lub odnowa biologiczna, czyli sauna, basen lub jacuzzi. W tym czasie sztab szkoleniowy zbierał się w pokoju i analizował przeprowadzone danego dnia zajęcia oraz planował kolejny. Tak właśnie z grubsza wyglądał dzień w Szczyrku. Wielu rzeczy nie da się ująć w tym krótkim podsumowaniu, gdyż cały tekst miałby rozmiar obfitej powieści, wielu już nie pamiętamy. Wracając do Warszawy, czyniliśmy to z żalem. Wspaniała atmosfera jaka panowała w drużynie, chęć do treningu, a także serdeczność z jaką spotkaliśmy się w stosunku do nas powodowały, że czas mijał niepostrzeżenie. Z tego miejsca pragniemy podziękować zawodnikom, trenerom i reszcie za możliwość obserwowania codziennych zajęć, za miłe chwile dłuższe bądź krótsze spędzone na rozmowach o Legii, piłce nożnej i nie tylko. Mamy nadzieję, że składane na „do widzenia” życzenia się spełnią... Tutaj znajdziecie obiecane zdjęcia. Zobaczycie jak i gdzie mieszkali piłkarze, co robili w wolnym czasie, a także poznacie nowe upodobania sportowe trenera Kubickiego. P.S. Serdeczne pozdrowienia także dla pana ślusarza, który uratował z zatrzaśniętego pokoju mojego redakcyjnego kolegę :) ...

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.