Michał Żewłakow
fot. Marcin Szymczyk

Powrót do przeszłości - Michał Żewłakow ponownie w Legii

Redaktor Rafał Dudziński

Rafał Dudziński

Źródło: Legia.Net

31.03.2025 21:30

(akt. 31.03.2025 21:30)

Michał Żewłakow ponownie został dyrektorem sportowym Legii Warszawa. Poniżej analiza transferów przychodzących i wychodzących, zarobione pieniądze oraz całościowe podsumowanie pierwszego okresu. Zapraszamy do dyskusji.

POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI

Michał Żewłakow karierę zawodniczą zakończył po sezonie 2012/13, w którym Legia sięgnęła po tytuł mistrzowski po raz pierwszy od 2006 roku. Niemal od razu po zawieszeniu korków na kołku, zamienił piłkarską szatnię na gabinet w biurze, najpierw obejmując funkcję szefa działu skautingu Legii, a niedługo potem dyrektora sportowego. Po ponad dziesięciu latach historia zatoczyła koło - Żewłakow powraca do warszawskiego klubu w identycznej roli. Spróbujemy zatem przeanalizować poprzedni okres jego pracy – poddamy ocenie wszystkie transfery, podsumujemy każdy sezon, a także pokusimy się o ogólną ocenę pracy Żewłakowa. Każdy transfer przychodzący oceniony zostanie w skali 1-10 (gdzie 1 = katastrofa, a 10 = transfer wybitny), biorąc pod uwagę kilka najważniejszych czynników:

•    Jakość piłkarska i mentalna oraz wkład zawodnika w wyniki zespołu
•    Kwota transferu – im wyższa, tym wyższe oczekiwania (dane za Transfermarkt)
•    Zarobki zawodnika – jak wyżej
•    Bilans netto transferu – późniejsza sprzedaż za kwotę wyższą, niż transfer piewotny podwyższa ocenę

Oczywistym jest, że dyrektor sportowy nie na wszystko ma wpływ i niekiedy transfer na papierze wydaje się nie mieć słabych punktów, a mimo to efekt końcowy jest poniżej oczekiwanego. Zdarzają się kontuzje, słabsza forma zawodnika, lub sytuacja w klubie negatywnie odbijająca się na sferze sportowej (przypomnijmy choćby feralny sezon 21/22 w lidze, gdzie nawet gwiazdy zespołu grały bardzo słabo). Tym niemniej, to dyrektor sportowy bierze ostatecznie odpowiedzialność za cały pion sportowy i tak samo jak powinien być chwalony za ruchy udane, musi liczyć się z krytyką za niepowodzenia oraz brak odpowiednich wyników sportowych. Jak pod tym względem wypadł w Legii jej nowy-stary dyrektor sportowy?

Sezon 2014 / 2015

Żewłakow, rozpoczął swoją gabinetową karierę w 2013 roku od kierowania zespołem skautingu. Od samego początku niewątpliwie miał istotny wpływ na ruchy do klubu, jednak nie sposób zakwalifikować go jako odpowiedzialnego za politykę transferową i strategię rozwoju sportowego. W związku z tym przenosimy się od razu do kolejnego roku. Sezon 2014/15 jako dyrektor sportowy rozpoczął Jacek Mazurek. To jednak zmieniło się dość szybko – Żewłakow przejął jego rolę we wrześniu 2015, czyli tuż po zamknięciu okna. Ponieważ jednak tajemnicą poliszynela jest decydujący wpływ Żewłakowa na transfery w całym letnim okienku, zaliczamy sezon 14/15  w pełni na jego konto.

Rozpoczynamy od transferów do klubu. Niewątpliwie na plus wyróżnia się przyjście Arkadiusza Malarza oraz Krystiana Bielika, zwłaszcza, że żaden z tych ruchów nie był oczywisty. Malarz dołączył do klubu w roli solidnego rezerwowego, piłkarza będącego bliżej końca kariery, niż jej początku. Ostatenie zaskoczył jednak wszystkich, stając się po pewnym czasie jednym z filarów zespołu i architektów historycznego awansu Legii do Ligi Mistrzów oraz zwycięstwa w lidze w sezonach 2015/16 i 2016/17. Bielik z kolei, przyszedł za skromną opłatą z Lecha Poznań i z miejsca wywalczył sobie miejsce w seniorskiej drużynie Legii. Klub bardzo szybko zarobił na młodym zawodników z wielokrotną przebitką, sprzedając go do Arsenalu po jednej rundzie za ponad 2 miliony euro.

Pozytywnie ocenić należy również przyjście doświadczonego Igora Lewczuka, który okazał sie bardzo silidnym defensorem oraz człowiekiem, na którego zawsze można było liczyć pod kątem sportowym oraz mentalnym. Dominik Furman z kolei dołączył do drużyny na krótkie wypożyczenie z Tuluzy, w której nie zdołał wywalczyć sobie miejsca w składzie, wzmacniając środek pola warszawskiej ekipy.

Pozostałe transfery niestety należy ocenić mianem nieudanych. Na wyjątkowo negatywne wyróżnienie zasługuje, wspominane do dziś, sprowadzenie Michała Masłowskiego z Zawiszy Bydgoszcz za około 800 tysięcy euro. Kwota jak na tamten okres, zawodnika i klub macierzysty niebagatelna, w związku z czym nadzieje były spore. Masłowski ostatecznie zawiódł, nie radząc sobie mentalnie z pobytem w Legii i presją na wynik panującą w Warszawie. Nie sposób wymienić choćby jednego meczu, w którym zagrał naprawdę dobrze. Pomocnik odszedł dość szybko na wypożyczenie do Gliwic, gdzie również nie oczarował, a następnie został oddany za darmo do HNK Gorica z Chorwacji.

Transfery Arkadiusza Piecha, Łukasza Budziłka czy Mateusza Szwocha także okazały się niewypałami, jednak tutaj oczekiwania oraz kwoty jakie za nich zapłacono były umiarkowane, także można spojrzeć na nie nieco łaskawszym okiem. Brazylijczyk Guilherme z kolei to jedynie dopięcie wykupu zawodnika przebywającego w Legii od pół roku na zasadzie wypożyczenia realizowanego formalnie jeszcze przez Mazurka, a zatem nie podlega ocenie wg kryteriów niniejszej analizy.

Następnie na tapetę bierzemy transfery wychodzące z tego samego sezonu. Na początek komentarz – nie wystawiamy ocen numerycznych w tym obszarze. Transfer wychodzący ocenić o wiele trudniej choćby z tego powodu, że nie sposób dowieźć co by było, gdyby dany zawodnik w klubie jednak został, lub z transferem by poczekano. Transfery wychodzące to również kwestia nie w pełni zależna od klubu i dyrektora sportowego – odpowiednia oferta w końcu musi przyjśc z zewnątrz, a nie zawsze tak się dzieje, nawet gdy dany zawodnik gra dobrze i w teorii wyróżnia się na boisku. Poddamy jednak ogólnej ocenie każdy sezon biorąc pod uwagę tzw. timing transferu oraz kwoty odstępnego jakie zarobił klub.
Na pierwszy rzut oka pojawia się wspomniane już przejście Bielika do Arsenalu. Drugi pod względem kwoty był pamiętny transfer Miroslava Radovicia do Chin. Odejście Serba okryte było sporymi kontrowersjami i nie miało najlepszego wpływu na drużynę  - przypomnijmy, że informacja o podpisaniu kontraktu z Hebei China będącego w świetnej wówczas formie Radovicia,  pojawiła się tuż przed pierwszym meczem Legii z Ajaxem w 1/16 Ligi Europy. Wściekły trener Henning Berg zamiast wysłać „Rado” na plac gry, oddelegował go na trybuny, a tym samym Radović w nienajlepszych okolicznościach pożegnał się z klubem. W kontekście samego transferu jednak warto dodać, że Radović otrzymał finansową ofertę życia od Chińczyków i chciał odejść. Żewłakow nie chciał z kolei blokować tej możliwości ówczesnej gwieździe Legii, zawodnikowi, który obiektywnie zasłużył na taki ruch po wielu latach lojalności i utrzymywania jakości sportowej. Moment odejścia jednak do dziś pozostawia pewien niesmak.
W tym samym sezonie za około 800 tysięcy euro do Lechii Gdańsk odszedł Daniel Łukasik. Biorąc pod uwagę jakość sportową zawodnika, należy uznać to za ruch dla Legii korzystny. Ponadto Żewłakow podziękował za grę w zespole kilku zawodnikom niespełniającym oczekiwań (Ojamaa, Budziłek, Piech, czy Dwaliszwili) oraz wypożyczył paru młodych graczy, aby ogrywali się w klubach z niższych lig.

Podsumowanie

W dwa okienka sezonu 2014/15, klub uzyskał łącznie dodatni bilans tansferowy (+3.56 miliona euro), jednak trudno powiedzieć, aby na jego koniec jakość kadry była wyraźnie lepsza. Namacalnym tego dowodem był między innymi brak mistrzostwa Polski, które Legia przegrała nieznacznie z Lechem Poznań.

Błyskotliwy ruch z transferem Bielika oraz solidne wzmocnienia w postaci Malarza czy Lewczuka zostały dość negatywnie przykryte odejściem największej wówczas gwiady zespołu, czyli Radovicia. Żewłakow pierwszym rokiem pracy przetarł sobie szlak, zebrał sporo doświadczenia i cennych wniosków przed kolejnym sezonem, w którym przed zespołem stał bardzo klarowny cel – Legia musiała być mistrzem na stulecie klubu. Wszystko inne uznane zostałoby za katastrofę.

Sezon 2015 / 2016

Kolejny sezon oznaczał wielką presję w klubie. Jak wszyscy pamiętamy, w 2016 roku Legia obchodziła stulecie istnienia i nikt nie brał pod uwagę scenariusza innego, niż tytuł mistrzowski dla warszawskiej drużyny. Żewłakow miał więc nie lada zadanie, aby dostarczyć trenerowi Bergowi odpowiedniej jakości kadrę i ułatwić realizację planu. I, nieco wyprzedzając bieg wydarzeń, z perspektywy czasu należy powiedzieć, że temu zadaniu podołał. Dwa okienka tamtego sezonu są do dziś jednymi z najlepszych w Legii w ostatnich kilkunastu latach.

Do zespołu trafiło wówczas wielu zawodników, którzy stanowili o sile drużyny. Drużyny, która ostatecznie dopięła swego i wygrała Ekstraklasę wiosną 2016 roku. Część z nich śmiało moża było nazywać gwiazdami nie tylko Legii, ale również całej ligi. Nemanja Nikolić przyszedł w ramach darmowego transferu po odejściu z węgierskiego Videotonu i do dziś wspominany jest jako wyśmienity super-strzelec i król strzelców ligi.  Serbski napastnik Aleksandar Prijović był ruchem nieoczywistym, przychodził bowiem w ramach tramferu gotówkowego ze średniego zespołu drugiej ligi tureckiej. Udowodnił jednak z czasem, że posiada nietuzinkowe umiejętności i to między innymi dla niego kibice przychodzili wówczas na stadion. Reprezentanci Polski - Michał Pazdan i Artur Jędrzejczyk, a także Czech Adam Hlousek,  wnieśli wiele jakości i charakteru do gry obronnej zespołu, a przypomnijmy, że wyciągnięcie ich z ówczesnych klubów do łatwych nie należało. Przyjście “Jędzy” było o tyle skomplikowane, że zarabiał w Rosji wielkie, jak na możliwości Legii pieniądze, jednak czas pokazał, że był to słuszny ruch. Jędza w klubie jest do dziś i należy zaliczać go do grona legend warszwskiego klubu. Ariel Borysiuk przyszedł z Lechii za relatywnie wysoką kwotę odstępnego (800 tysięcy euro), jednak po pierwsze  - dał oczekiwaną na jego pozycji jakość na boisku, a po drugie udało się go z solidnym zyskiem sprzedać do Anglii już po roku. Kasper Hämäläinen, podpisany na zasadzie wolnego transferu tuż po wygaśnięciu kontraktu z Lechem, był świetym posunięciem zarówno pod kątem sportowym, jak i marketinowym. Fin stanowił mocny punkt zespołu, strzelając wiele ważnych bramek, w tym pamiętne trafienia w końcówkach meczów przeciwko swojemu byłemu klubowi. Ponadto podpisanie Hämäläinena poniosło się echem po całej Polsce, wzbudzając wiele zainteresowania i pozytywnych, z punktu widzenia Legii, kontrowersji.

Na koniec nie należy zapominać o Radosławie Cierzniaku, który zapewniał spokój na pozycji rezerwowego bramkarza, a przede wszystkim o sprowadzeniu z Wisły Puławy młodego Jarosława Niezgody. Przyszłość pokazała, że był to strzał w dziesiątkę – ściągnięty za niewielkie pieniądze Niezgoda wyrósł na klasowego i bramkostrzelnego napastnika oraz dał klubowi zarobić dobre pieniądze po transferze to USA.

Jak w każdym sezonie, i w tym trafiły się transfery nieudane, jednak było ich stosunkowo niewiele, a żaden nie obciążał nadmiernie budżetu klubu. Stojan Vranjes wykupiony za 300 tysięcy euro z Lechii Gdańsk nie oczarował, ale trudno go nazwać kompletnym nieporozumieniem. Skrzydłowi Michaił Aleksandrow oraz Ivan Trickovski kosztowali łącznie 100 tysięcy euro. Obaj nie błysnęli i klub pożegnał się z nimi w pierwszej możliwej kolejności, choć warto dodać, że późniejsze losy tego drugiego pokazały, że miał duży potencjał na coś więcej i być może należało dać mu więcej szans i czasu.

Na koniec należy przypomnieć, że mimo wzmocnień pierwszej kadry, początek sezonu 2015/16 był w wykonaniu warszawian bardzo słaby. Legia pod wodzą norweskiego szkoleniowca Henninga Berga rozczarowywała punktowaniem i stylem. W gabinetach zapadła decyzja, że drużyna potrzebuje impulsu – w październiku Bergowi podziękowano, zaś w jego miejsce stanowisko pierwszego trenera objął charyzmatyczny Rosjanin Stanisław Czerczesow. Czas pokazał, że ten manewr się obronił – zespół nabrał wigoru i rozpoczął skuteczny marsz po mistrzostwo Polski.

Sezon 2015/16 to niespełna 3 miliony euro przychodu z transferów wychodzących i ta suma mniej więcej równoważyła wydatki na transfery przychodzące z tego samego okresu. Do Anglii odszedł napastnik Orlando Sá. Zawodnik tak samo utalentowany, jak krnąbrny i przypuszczalnie niewystarczająco skupiony na futbolu, co sam przynał po czasie Żewłakow, współautor sprowadzenia go do Legii. Mimo sympatii jaką budził wśród fanów Legii Portugalczyk, któremu ponadprzeciętnych umiejętności i papierów na duże granie nie można było odmówić, trudno z perspektywy czasu na jego transfer do Reading narzekać. Pokłosiem jego niepokornego charakteru i podejścia do futbolu był konflikt z Bergiem, który regularnie zostawiał Portugalczyka na ławce rezerwowych, próbując go w ten sposób utemperować. Berg miał wówczas w klubie niepodważalną pozycję, a w związku niechęcią Sá do zmiany podejścia, odejście z klubu napastnika było jedynym sensownym rozwiązaniem. 1,5 miliona euro uzyskane z transferu można przyjąć jako przyzwoity w tamych okolicznościach, acz ogólnie niepowalający zarobek.

Kolejne gotówkowe odejścia to transfer Michała Żyry do Wolverhampton za 500 tysięcy euro. I tu kwota odstępnego nie rzuca na kolana, jednak okoliczności i postawa samego zawodnika naciskającego na odejście negocjacjom o wysoką stawkę z Anglikami nie sprzyjały. Dalej mamy przejście do Turcji nękanego kontuzjami Dossy Juniora i to posunięcie należy ocenić raczej pozytywnie. Stan kolan cypryjskiego stopera w zasadzie dyskwalifikował go z dalszego poważnego grania, co też pokazały późniejsze lata (zaledwie 9 spotkań w Konyasporze w kolejnym sezonie i stopniowe żegnanie się z zawodową karierą na Cyprze przez kolejne dwa). Ostatnim wartym wspomnienia transferem gotówkowym jest odejście Dusana Kuciaka do angielskiego Hull City. Słowacki bramkarz do najmłodszych wówczas  już nie należał, między innymi stąd kwota transferu jest raczej symboliczna, jednakże Legia miała przygotowane godne zastępstwo w osobie Arkadiusza Malarza.

Na koniec wspomnieć można o szeregu wypożyczeń do klubów z niższych lig zawodników z młodszego pokolenia, co jest w zasadzie standardem co okienko, a także ponownie czyszczenie kadry, czyli pożegnanie się z zawodnikami zawodzącymi i nierokującymi (Helio Pinto, Patryk Mikita czy Łukasz Moneta).

Podsumowanie

Bez cienia wątpliwości sezon 2015/16 pod kątem transferów był jednym z najlepszych w ostatnich kilkunastu (a być może i kilkudziesięciu) latach w Legii. Żewłakow, co przyznawał w humorystyczny sposób sam zainteresowany na antenie Canal+, dysponował budżetem takim, jaki sam będzie w stanie sobie wypracować. Oznaczało to nie mniej nie więcej, że bez transferów wychodzących, w kasie nie było środków na gotówkowe transfery przychodzące. Mimo tego Żewłakow w ciągu roku i za symboliczne wręcz pieniądze, sprowadził do klubu szereg zawodników, których warszawscy kibice wspominają z rozrzewnieniem do dziś. Kreatywność i umiejętność poszukania rozwiązań nieoczywistych, w połączeniu z dobrym okiem Żewłakowa do piłkarzy potrafiących dać coś ekstra, zaowocowało kadrą, która nie tylko zdobyła mistrzostwo Polski na stulecie klubu i z powodzeniem walczyła w  batalii o udział Lidze Mistrzów, ale również pozwoliła w dalszej perspektywie zarobić godziwą gotówkę przy sprzedaży sprowadzonych wówczas zawodników. Stanowi to kamyczek do ogródka tych, którzy twierdzą, że bez wielkich pieniędzy nie da stworzyć się dobrej drużyny, a zarazem największy sukces Żewłakowa w jego menadżerskiej karierze.

Sezon 2016 / 2017

Przenosimy się do sezonu 2016/17. Sezonu, który pozostanie w Legii zapamiętany przez wiele lat i to z kilku powodów. Najpierw zmiana trenera i przyjęte przez kibiców z niezadowoleniem odejście Czerczsowa. Dalej nieco szczęśliwy, ale historyczny awans Legii do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Następnie wielomiesięczny konflikt właścicielski zakończony opuszczeniem klubu przez Bogusława Leśnodorskiego i przejęcie całości udziałów przez Dariusza Mioduskiego. W międzyczasie drużyna zdołała w dramatycznych okolicznościach obronić mistrzowski tytuł w Ekstraklasie.

Skupmy się jednak na obszarze wpływów Żewłakowa, który w dalszym ciągu szefował legijnemu pionowi sportowemu. Nie sposób nie zacząć od zmiany na stołku pierwszego szkoleniowca. O ile na odejście Czerczesowa, jak się wydaje, Żewłakow nie miał większego wpływu, tak wybór jego następcy to już autorski pomysł byłego stopera warszawskiego klubu. Besnik Hasi, albański szkoleniowiec, którego znał jeszcze z czasów gry w Belgii, miał docelowo zespół rozwinąć i przenieść na wyższy poziom. W końcu przychodził z topowego belgijskiego klubu, rok w rok walczącego o trofea i regularnie goszczącego w rozgrywkach europejskich. Niestety – wybór ten okazał się nietrafiony. Hasi awansował wprawdzie do Ligi Mistrzów, ale szybko skłócił się z zespołem. Samą fazę grupową pod wodzą Albańczyka Legia rozpoczęła na własnym stadionie od kompromitującego 0:6 z Borussią Dortmund, gdzie wynik dwucyfrowy nie byłby wcale niesprawdliwy patrząc po ogromnej dysproporcji jakości i organizacji gry, jaką przyszło nam oglądać na boisku. W międzyczasie Legia fatalnie prezentowała się na krajowym podwórku, notując słabe wyniki i prezentując męczący oko sposób gry. Ponadto Hasi popadał w kolejne konflikty, w tym z zawodnikami własnej drużyny. W pewnym momencie strata do lidera w Ekstraklasie urosła do niebagatelnych 10 punktów i Żewłakow zmuszony był podjąć jedyną słuszną w tamtym momencie decyzję – Albańczyka zastąpił były piłkarz i członek sztabu Legii, Jacek Magiera. Jak doskonale pamiętamy, przyjście „Magica” odwróciło kartę - zespół momentalnie zaczął powrót na właściwe tory.

Na polu transferów przychodzących również bywało niejednoznacznie. Z jednej strony mamy autorski pomysł Żewłakowa ze ściągnięciem z Norwich będącego wówczas w dołku Vadisa Odjidji-Ofoe, a także wykupienie Miroslava Radovicia z Partizana Belgrad. Obaj zostali z czasem niekwestionowanymi gwiazdami warszawskiej drużyny i po dziś dzień każdy wymienia ich w gronie najlepszych zagranicznych piłkarzy polskiej ligi. Ponadto Żewłakow sfinalizował niewątpliwie udany transfer Francuza Thibault Moulina oraz wykup z Rosji na stałe Jędrzejczyka (wcześniej przebywał w klubie na zasadzie wypożyczenia). Na plus zaliczyć także sprowadzenie z juniorów Dinama Zagrzeb Sandro Kulenovicia, na którym udało się nieźle zarobić parę lat później.

Z drugiej jednak strony Żewłakow przeprowadził kilka transferów gotówkowych, które niekoniecznie spełniły pokładane w nich nadzieje. Dominik Nagy, Maciej Dąbrowski,Jakub Czerwiński, Steeven Langil, Tomas Necid i Vamara Sanogo, to łącznie 2,750 milona euro wydane przez klub. Owszem, nie można wszystkich ustawić na tej samej półce, co też doskonale odzwierciedlają wystawione w analizie oceny, jednakże żaden z perspektywy nie wybił się ponad przeciętność.

Nagy sprowadzony za milion euro zaczął nieźle i miewał przebłyski, jednak z czasem zbyt często wybierał kluby przy ulicy Mazowkieckiej kosztem poważnego grania w klubie przy Łazienkowskiej. Legia ostatecznie straciła netto na tym transferze, a sam Nagy kariery w piłce nie zrobił. Dąbrowski grał zwykle przyzwoicie i na pewno będzie z czegoś zapamiętany (bramka z Lechem w Poznaniu, piękna asysta do Vadisa w Warszawie z tym samym rywalem), ale nic ponadto. Czerwiński z kolei nie zdołał na dobre przebić się do pierwszego składu i odszedł dość szybko do Gliwic.
Inna kategoria to grupa z Langilem, Necidem czy Danielem Chimą Chukwu - kompletne klapy i transferowe niewypały, zwłaszcza biorą pod uwagę ich niemałe przecież zarobki. Nie udał się również ruch z Francuzem Sanogo, choć tego w pewnym stopniu usprawiedliwiają kontuzje i niewielkie oczekiwania, a także Gruzinem Valerim Kazaiszwilim, który jednak był tylko wypożyczony.

Gdy spojrzymy na tabelkę z transferami wychodzącymi za dwa okienka sezonu 2016/17, rzuca się w oczy łączna, bardzo wysoka, kwota wpływów. Już w letnim okienku Żewłakow dopiął zyskowną sprzedaż Ondreja Dudy do niemieckiej Herthy Berlin, solidnie zasilając klubową kasę. Wydaje się, że był to ruch w pełni uzasadniony – Duda w tamym okresie był zdeterminowany na wyjazd, a Legia zabezpieczona w postaci innych jakościowych zawodników na jego miejsce.

W tym samym okienku klub opuścili za bardzo solidne pieniądze Ariel Borysiuk oraz Igor Lewczuk, zapewniając kolejne zastrzyki gotówki, natomiast z zawodników pierwszego garnituru z Legią pożegnali się także Ivica Vrdoljak oraz Tomasz Brzyski. Podobnie jak w przypadku Dudy – zespół sportowo raczej nie ucierpiał, na miejsce odchodzących zapewniono co najmniej przyzwoite zastępstwa.

Inaczej sprawa ma się z zimowym okienkiem. Wtedy, a przypomnijmy, że zbiegło się w czasie z nasileniem konfliktu pomiędzy Leśnodorskim i Mioduskim, sprzedani zostali zawodnicy tworzący kręgosłup drużyny. O ile odejście do Włoch Bartosza Bereszyńskiego udało się nieźle przykryć (w klubie byli Łukasz Broź, Jakub Rzeźniczak czy Artur Jędrzejczyk), to jednoczesna sprzedaż gwiazd legijnego ataku w postaciach Nikolicia i Prijovicia została niepowetowana. Wspomniani już Necid i Chima Chukwu zawiedli na całej linii, co miało niepodważalny wpływ na to, że osłabiona Legia nie poradziła sobie w 1/16 finału Ligi Europy w dwumeczu z Ajaxem Amsterdam, natomiast w lidze obroniła mistrzostwo rzutem na taśmę.

Ostatnia grupa odejść w tym sezonie to klasyczne już wietrzenie kadry oraz wypożyczenia obiecujących zawodników młodego pokolenia. Należałoby tu wyróżnić Jarosława Niezgodę oraz Mateusza Wieteskę, którzy z czasem przebili się do pierwszej drużyny i stanowili o jej sile, ostatecznie odchodząc z klubu po kilku latach za dość wysokie kwoty odstępnego.

Podsumowanie

Przedostatniego sezonu Żewłakowa w roli dyrektora sportowego nie da się ocenić jednoznacznie. Do dziś wypominane mu są odejścia w tym samym okienku Nikolicia i Prijovicia, którzy zostali zastąpieni zawodnikami słabymi (pamiętajmy jednak, że ta wyprzedaż miała swoje podłoże w konflikcie właścicielskim), a także przepalone pieniądze na „pianistę” Langila czy utalentowanego ale wolącego miasto niż boisko Nagy’a. Jednak pamiętać należy, że celem nadrzędnym pionu sportowego Legii jest wygrywanie i zdobywanie trofeów, a to ostatecznie udało się osiągnąć poprzez zdobycie tytułu mistrzowskiego i pamiętny awans do Ligi Mistrzów. Niepodważalna w tym zasługa zawodników wybitnych jak na warunki polskiej piłki klubowej. Zawodników których do klubu ściągnął Żewłakow. Odjidja-Ofoe i Radović dowodzili w rundzie jesiennej bodaj nasilniejszą jedenastką Legii w XXI wieku. Summa sumarum, pomimo osłabienia drużyny w rundzie wiosennej, w mojej ocenie i za ten sezon przy pracy Żewłakowa należy postawić plusik.

Sezon 2017 / 2018

Lato 2017 to ostatnie okno transferowe w Legii Żewłakowa, choć już do spółki z Radosławem Kucharskim. Przypomnijmy, że jeszcze w trakcie rundy jesiennej w klubie doszło do niemałych przetasowań – Mioduski podjął decyzję o wymianie całego pionu sportowego. Magierę na stanowisku trenera pierwszej drużyny zastąpił Chorwat Romeo Jozak, natomiast jego rodak Ivan Kepcija objął po Żewłakowie funkcję dyrektora sportowego. Przyjrzyjmy się zatem bliżej letnim transferom.

Zawód – to określenie można śmiało postawić obok niemal każdego transferu z tego okresu. Żewłakow ściągnął gotówkowo pięciu zawodników, płacąc odstępne w łącznej kwocie nieco ponad 1,6 miliona euro. Na początek najtańszy w zestawieniu Łukasz Moneta przychodzący w charakterze solidnego uzupełnienia po niezłym sezonie w chorzowskim Ruchu. Niestety lewonożny zawodnik nie poradził sobie z tą rolą. Dalej Portugalczyk Hildeberto, ściągnięty z łatką utalentowanego ofensywnego piłkarza – ostatecznie wiecznie kontuzjowany, z nadwagą lub bez formy. Christian Pasquato przychodził jako zastępca Vadisa Odjidji-Ofoe. Włoch nawet w ułamku nie miał jakości byłej gwiazdy Legii, choć trzeba przyznać, że dał się zapamiętać z dwóch pięknych bramek (kapitalna bomba z dystansu dająca wygraną z Wisłą w Krakowie oraz techniczny wolej z Niecieczą). Krzysztof Mączyński przychodząc do Legii w dalszym ciągu grywał w pierwszym składzie reprezentacji Polski, a zatem oczekiwania były spore. „Mąka” nie dawał jednak tyle ile powinien - grał co najwyżej solidnie, a najczęściej przeciętnie. Nie sposób uznać jego pobyt w Legii za udany. Na koniec najdroższy z całego letniego zaciągu, sprowadzony za 750 tysięcy euro z Zurychu albański napastnik Armando Sadiku. Miał być gwarancją goli, jednak i on zawiódł. Strzelił wprawdzie kilka bramek w mniej ważnych lub roztrzygniętych meczach, ale to o wiele za mało w przypadku zawodnika, który sam określał się mianem „Ferrari”.  Na koniec, ściągniety już za darmo, Iñaki Astiz, od którego oczekiwano jedynie solidnego uzupełnienia ławki rezerwowych na pozycji stopera. Podsumowując, ostatnie transfery do klubu autorstwa Żewłakowa były tymi najsłabszymi. W zasadzie żaden z ruchów z lata 2017 się nie obronił, nawet (a może zwłaszcza, analizując dalsze losy zawodników po odejściu z Legii) w dłuższej perspektywie.

Ostatnie okienko Żewłakowa w Legii, to również ostatnie transfery z klubu. O ile lista nazwisk jest dość długa, o tyle gro z nich to zawodnicy wypożyczeni w celu ogrywania w innych klubach. Ponadto, jak co okienko, pożegnano się z graczami za słabymi na Legię, jak choćby Necid czy Langil. Jedynym poważnym transferem gotówkowym było odejście za 2,5 miliona euro niekwestionowanego lidera zespołu – Odjidji-Ofoe do greckiego Olympiakosu. O to do Żewłakowa pretensji mieć jednak nie można, ponieważ mimo oferty rekordowego kontraktu, Belg był zdeterminowany na kontynuowanie kariery zagranicą.

Podsumowanie

Konkluzja oceny pracy Żewłakowa za jego ostatnie okienko transferowe musi być jednoznaczna. Brak choćby jednego w pełni udanego transferu do klubu połączony z jednoczesnym odejściem z drużyny jej najlepszego zawodnika, oznacza jedno z najsłabszych okienek ostatnich lat w klubie, a na pewno najsłabsze w wykonaniu samego Żewłakowa.

Pierwszą kadencję Żewłakowa wielu kibiców Legii wspomina z sentymentem. Okres pracy „Żewłaka” w roli dyrektora sportowego przypada na czas wielu sukcesów sportowych klubu – dwa mistrzostwa Polski, gra w Lidze Mistrzów i niepodważalna jakość drużyny. Niewątpliwie Żewłakow, sprowadzając odpowiednich zawodników, miał wpływ na bardzo dobre wyniki zespołu. Oceniając pracę dyrektora sportowego należy jednak spojrzeć nieco szerzej – jaka była jakość ściąganych piłkarzy w stosunku do ich ceny? Jaka była relacja transferów udanych do nieudanych? Czy na ściągniętych zawodnikach udało się później zarobić? Czy zespół funkcjonował harmonijnie i stabilnie przez okres pracy dyrektora? Czy udało się zbudować odpowiednie struktury pionu sportowego umożliwajace dalszy rozwój klubu w tym obszarze? Żadna z odpowiedzi wydaje nie dawać się absolutnie jednoznacznej oceny na plus lub minus.

Jakość ściąganych piłkarzy w stosunku do ich ceny

Po pierwsze i najważniejsze – Żewłakow sprowadzał gwiazdy. Ten argument wybija się dziś nad wyraz, mając w kontekście niedawne efekty pracy w tej samej roli Jacka Zielińskiego. Ten drugi, o ile udało mu się ściągąć paru zawodników wyróżniających się w lidze, o tyle nie trafiał z graczami przerastającymi rozgrywki. Jedynie Ruben Vinagre w poprzedniej rundzie aspirował do tego miana, natomiast pozostali piłkarze takiej jakości nie prezentują. Żewłakow z kolei, co oczywiste, nie trafiał z każdym transferem, jednakże potrafł ściągnąć zawodników wymienianych później w gronie najlepszych na swojej pozycji w historii klubu i ligi. Oprócz jakości sportowej, Legię Żewłakowa tworzyły mocne charaktery – zawodnicy głodni rywalizacji i zwyciężania. I co najważniejsze - ci piłkarze wymiernie dawali Legii to czego od nich oczekiwano, czyli sukcesy sportowe. Dodajmy również, a pokazuje to idealnie podsumowanie kwot transferowych, że Żewłakow nie dysponował w żadnym z okienek wielkimi środkami pieniężnymi. Mimo to udawało mu się utrzymywać odpowiednią jakość pierwszej kadry.

Relacja transferów udanych do nieudanych

Aby odpowiedzieć na to pytanie czysto statystycznie, można posłużyc się ocenami wystawionymi w analizie przy każdym transferze. Średnia 5,3 oznacza niewiele powyżej przeciętnej, ale no właśnie – nie można zapominać o wadze transferów. Czy warto zaryzykować i spudłować z trzema przykładowymi Langilami, aby w końcu za czwartym razem trafić z Vadisem? W mojej ocenie tak, ale każdy może mieć inne zdanie w tej kwestii. Żewłakow transferów nieudanych miał relatywnie sporo, zwłaszcza pod sam koniec jego pobytu w Legii nie wygląda to za dobrze, natomiast waga i jakośc tych udanych raczej skutecznie przykrywa pomyłki.

Czy na ściągniętych zawodnikach udało się później zarobić?

To bodaj najsłabszy obszar z efektów pracy Żewłakowa, choć niejednoznacznie zły. Podczas swojej kadencji udało mu się wytransferować sporą grupę piłkarzy za kilkumilionowe kwoty w europejskiej walucie. Jego sumaryczny bilans transferowy również jest niezły (+ €14.85m do kasy klubu), ale ani razu nie rozbił banku. Udało się to dopiero jego następcom w kolejnych latach – przypomnijmy 7 milionów euro uzyskane za Radosława Majeckiego czy ponad 10 milionów za Ernesta Muciego. Żewłakow sprowadzał w głównej mierze graczy doświadczonych, mających dać jakość oraz wynik tu i teraz. Plusy należy jednak postawić za ściągnięcie do klubu młodych Bielika, Kulenovicia czy Niezgody, na których klub z czasem zarobił przyzwoicie.

Czy zespół funkcjonował harmonijnie i stabilnie przez okres pracy dyrektora?

To pytanie daje szerokie pole do interpretacji i subiektywnej oceny. Według mnie jednym z głównym czynników, które powinny pomóc w odpowiedzi, jest częstotliwość zmian na stanowisku pierwszego trenera i ogólnie w sztabie szkoleniowym. Niestety ten wskaźnik nie świadczy dobrze o skuteczności i zarządzaniu tym obszarem. Podczas jego kadencji przez klub przewinęło się czterech trenerów (Berg, Czerczesow, Hasi, Magiera) -  każdy z inną wizją i stylem pracy. Niewątpliwie Bogusław Leśnodorski miewał spory wpływ na kształtowanie i decyzje personalne, natomiast jeden w pełni autonomiczny wybór Żewłakowa, czyli zatrudnienie Hasiego, okazał się zły całej rozciągłości.

Czy udało się zbudować odpowiednie struktury pionu sportowego umożliwajace dalszy rozwój klubu w tym obszarze?

Ponownie jak wyżej, ocena tego zagadnienia jest mocno interpretatywna – w końcu, co oznacza odpowiednia struktura i jak zmierzyć właściwy rozwój klubu? Na dobrą sprawę należałoby poświęcić temu tematowi osobną i szeroką analizę. Tym niemniej o pewne wnioski należy się pokusić. Warunki pracy Żewłakowa nie były ani łatwe, ani typowe. Pamiętajmy, że w pierwszej fazie prezesem klubu był Bogusław Leśnodorski – postać niezwykle charyzmatyczna, uwielbiająca żywioł i działanie, niekiedy „na nos”.  Były szef Legii miał bardzo bezpośredni wpływ na funkcjonowanie pionu sportowego klubu, czasem samodzielnie podejmując niektóre decyzje. Ponadto, w Legii pod kątem finansowym w tamtym czasie nie było najlepiej, a w tak dużym klubie bez odpowiednich środków (w tym zasobów ludzkich) ciężko o stworzenie skutecznej i rozbudowanej siatki skautingowej skanującej kompleksowo piłkarzy, zespołu pilotowania transferów do i z klubu, przy jednoczesnym zarządzaniu przedłużaniem kontraktrów czy opieką nad akademią i wprowadzaniem młodych zawodników do pierwszej drużyny. Biorąc pod uwagę, że w Legii dalej jest ze wszystkimi tymi aspektami duży problem zarządczo-procesowy, wydaje się - odpowiadając na główne pytanie, że ta sztuka Żewłakowowi się nie powiodła. Na koniec, w ramach drobnego usprawiedliwienia dodajmy, że ostatni okres pracy „Żewłaka” w klubie to otwarty konflikt właścicielski i przejęcie klubu przez Mioduskiego – w tych okolicznościach trudno było budować coś trwałego, zwłaszcza, że Żewłakow postrzegany był przez Mioduskiego jako człowiek Leśnodorskiego.

SPOJRZENIE W PRZYSZŁOŚĆ

Przed Michałem Żewłakowem nowy i bardzo trudny rozdział pracy w Legii. Staje bowiem przed zadaniem przebudowania drużyny w taki sposób, aby warszawski zespół powrócił do tego, czego kibice oczekują i do czego w poprzedniej dekadzie się przyzwyczaili – do wygrywania. Niezależnie od tego jak doskonałych na papierze transferów dokona nowy-stary dyrektor sportowy, liczyć się będzie ostatecznie wynik. To on determinuje nastroje wokół klubu i przez ten pryzmat Żewłakow będzie postrzegany podczas swojej kolejnej kadencji.

Jaka ona będzie? Na pewno inna niż ta przez ostatnie lata pod wodzą Jacka Zielińskiego. Żewłakow doskonale zdaje sobie sprawę, że przychodzi coś zmienić. Status quo i ślizganie się klubu w okolicach podium Ekstraklasy oraz ściąganie solidnych zawodników nikogo nie zadowoli. „Żewłak” to człowiek niezwykle inteligenty oraz rozumiejący futbol. Należy wierzyć, że nie będzie akceptował przeciętności, co musi wiązać się ze znacznie większym apetytem na ryzyko. A z tym radził sobie dotychczas dobrze, co pokazuje przeszłość i umiejętność postawienia na swoim oraz przeprowadzenia nieoczywistych ruchów. Tak długo, jak długo będzie w swojej roli autonomiczny i będzie pracował po swojemu, tak długo jest nadzieja na poprawę obecnego stanu rzeczy. Nie oznacza to jednak, że należy być bezwiednie pewnym tego, że cały plan się powiedzie. Żewłakow w przeszłości popełniał również błędy, niektóre kosztowne, w związku z czym pytanie czy wyciągnął z tychże wnioski, a także czy ma na nie lekarstwo.

Ostatni znak zapytania to warunki finansowe w jakich przyjdzie Żewłakowowi pracować, oraz to jak sam zainteresowany je wykorzysta. Jego poprzednicy otrzymali do dyspozycji spore budżety i niestety często kończyło się to popularnym przepalaniem kasy w piecu. Należy mieć nadzieję, że tym razem, o ile odpowiednie środki się pojawią, nowy dyrektor sportowy efektywnie je spożytkuje.

Słowem końcowym – przyjście Żewłakowa do Legii w logiczny sposósb wlewa nutkę optymizmu. Szeroka analiza jego poprzedniej kadencji nasuwa ostrożnie optymistyczne wnioski sugerujące, że „Żewłak” ma odpowiednie kompetencje oraz osobowość, aby podobny tekst za parę lat powstał w pozywnym tonie.

Polecamy

Komentarze (146)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.