Przegląd prasy
27.02.2010 10:17
Skrót z meczu - kliknij tutaj
Gazeta Wyborcza - Wolno, z dużą liczbą niecelnych podań, a małą sytuacji podbramkowych - tak grała Legia... 13 grudnia w kończącym mecze jesienią spotkaniu z Arką. Po pierwszym gwizdku sędziego w Krakowie wydawało się, jakby dziesięciu sparingów, dwóch zagranicznych zgrupowań i setek słów o tym, że legioniści mają na siebie krzyczeć, pomagać sobie na boisku i grać szybciej, nie było. Grali niemrawo, z dużą liczbą niecelnych podań i prawie bez sytuacji podbramkowych, jakby wyjęci z meczu sprzed 2,5 miesiąca. Skonstruować akcji legioniści nie umieli. Okazje na podejście pod pole karne Cracovii pojawiały się, gdy piłkę stracili słabi rywale.
W 26. min do fatalnej gry Legia dołożyła czerwoną kartkę dla Dicksona Choto za dyskusje z sędzią. Obrońca z Zimbabwe nie zagra za tydzień z Odrą, a nie wiadomo, czy w pełni sił będzie drugi z warszawskich filarów Inaki Astiz. Ale wyrzucenie go z boiska zapoczątkowało ciąg zdarzeń, dzięki którym Legia mecz wygrała. Żeby załatać dziurę w obronie, trener Urban przy stanie 0:1 wpuścił na boisko obrońcę Tomasza Kiełbowicza. Ściągnął z niego najlepszego do tej pory w Legii Marcina Mięciela, a pozostawił najgorszego Bartłomieja Grzelaka. W 67. min wpuścił na boisko Sebastiana Szałachowskiego. W obu przypadkach intuicja trenera nie za wiodła.
Rzeczpospolita - Niezrozumiała wydawała się zmiana, jakiej dokonał Jan Urban, zdejmując z boiska najlepszego dotychczas Marcina Mięciela, by zastąpić go Tomaszem Kiełbowiczem. To jednak miał być mecz rezerwowych, bo kiedy na boisku w drugiej połowie pojawił się Sebastian Szałachowski, nagle niemożliwe stało się możliwe. Najpierw Kiełbowicz przebiegł pół boiska, podał do Szałachowskiego i był już remis. Nie minęły dwie minuty, a Szałachowski pięknie podał do Bartłomieja Grzelaka, który wyszedł sam na sam i przerzucił piłkę nad Marcinem Cabajem. Legia wygrała 2:1, chociaż po pierwszej połowie nie zasługiwała nawet na remis. Cracovia wydawała się zagubiona, od kiedy zaczęła grać w przewadze. Nie miała pomysłu, jak ją wykorzystać.
Przegląd Sportowy - Właśnie w takich meczach kształtuje się zespół, w pełnym tego słowa znaczeniu. Wczoraj Legia grała przeciętnie, miała przeciwko sobie sędziego Tomasza Mikulskiego, który z tylko sobie znanych powodów wyrzucił z boiska Dicksona Choto, a już w pierwszej minucie nie podyktował rzutu karnego za faul na Bartłomieju Grzelaku. Sprzyjało jej szczęście, bo rywale trafiali w słupek i poprzeczkę. Przegrywała i do 69. minuty nic nie wskazywało, aby to mogło się zmienić. A jednak. W dziesiątkę udało jej się wygrać. I zatrzymać marzenia o tytule mistrzowskim. To było bardzo dobre widowisko. Strzały z dystansu, faule, czasem na pograniczu czerwonej kartki, parady bramkarzy i piękne gole. Na Suchych Stawach było co oglądać. To była zasadnicza zmiana, jeśli chodzi o legionistów, bo większości ich meczów jesienią nie dało się oglądać. Legia przestała usypiać, pokazała, że potrafi szybko grać w piłkę. I to na tle naprawdę przyzwoicie dysponowanego przeciwnika.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.