Domyślne zdjęcie Legia.Net

Przegląd prasy

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

21.11.2009 09:14

(akt. 16.12.2018 21:23)

Dzisiejsza prasa dużo miejsca poświęca meczowi derbowemu pomiędzy Legią, a Polonią. Podkreślany jest słaby poziom widowiska i udany debiut Jose Marii Bakero. Oto kilka wybranych tytułów prasowych: Przegląd sportowy - <span class="red18">Mizerna elekcja nie wyłoniła władców; Gazeta Wyborcza - Punkt dla Bakero; Rzeczpospolita - </span><span class="red18">Hiszpańska nuda; Polska te Times - </span><span class="red18">Żenujące derby Warszawy; Trybuna - Niemrawo; Życie Warszawy - </span><span class="red18">Bakero przyniósł szczęście; Fakt - </span><span class="red18">Marne derby stolicy.</span>

Skrót meczu - kliknij tutaj

Przegląd Sportowy - Na rozstrzygnięcie, kto panuje w Warszawie, będziemy musieli poczekać przynajmniej do kwietnia przyszłego roku. Trzecie derby stolicy po powrocie Polonii do ekstraklasy zakończyły się remisem, który dla graczy z Konwiktorskiej jest jak zwycięstwo, a dla tych z Łazienkowskiej jak porażka. Po wygranej z Wisłą legioniści mieli zacząć gonić Białą Gwiazdę, a wczoraj stracili kolejne punkty. I to ponownie z drużyną, którą po raz pierwszy prowadził nowy szkoleniowiec (wcześniej zremisowali z Cracovią, którą akurat objął Orest Lenczyk). To jedyne punkty, jakie piłkarze Jana Urbana stracili u siebie.

W żadnym z dotychczasowych 13 meczów Polonia nie była tak dobrze zorganizowana w defensywie. Zawodnicy umiejętnie przesuwali się w poszczególnych formacjach, czym zmuszali legionistów do grania z pominięciem drugiej linii. Owszem, było to skuteczne, ale bardzo dużo traciła na tym atrakcyjność. Dziesięciu zawodników gości stojących na własnej połowie i wybijających piłkę jak najdalej od własnego pola karnego to widok wyjątkowo żałosny. Piłkarzom przeszkadzała także fatalna murawa, ale o tym, w jakim znajduje się ona stanie, wiadomo było co najmniej od tygodnia. Tak wyglądała pierwsza połowa 49. ligowych derbów Warszawy.

Rzeczpospolita -  Na specjalne atrakcje nie można było liczyć także w drugiej odsłonie. Gospodarze objęli prowadzenie w 52. minucie, po tym jak w wielkim zamieszaniu w polu karnym Inaki Astiz przytomnie wycofał piłkę do Bartłomieja Grzelaka, który, jak to ma w zwyczaju w prestiżowych meczach, strzelił gola. Legia uznała, że to na Polonię wystarczy, i mocno się oszukała. Nie minął kwadrans, kiedy Jan Mucha musiał wyjmować piłkę z siatki. Nie wiedział, jak tam się znalazła, i wielce prawdopodobne, że nie miał o tym pojęcia także strzelec - Łukasz Piątek. Zdecydował się on na uderzenie zza pola karnego tak nagle, jak nagle piłka znalazła się pod jego nogami. Piłka wpadła w okienko bramki, trochę wbrew prawom fizyki. Radość na ławce Polonii była tak wielka, jakby Bakero złożył właśnie podpis pod nowym kontraktem. Polonia grała na czas, Legia nie potrafiła wykorzystać stwarzanych wreszcie groźnych sytuacji. W doliczonym czasie gry miała dwie, które powinny zakończyć się golem, ale najpierw Astiz, a później Ariel Borysiuk chybiali o kilka centymetrów. Bakero już wtedy nie krzyczał, musiał liczyć tylko na szczęście. Od Legii znowu oddaliło się mistrzostwo Polski. Hiszpan Bakero i grający w jego kraju przez lata Urban mieli dać Warszawie wielkie widowisko. Podzielili się punktami, a kibice po zakończeniu meczu gwizdali rozczarowani nie tylko wynikiem. W Hiszpanii takiej nudy w lidze na pewno nie ma. Innego zdania byli kibice Polonii, którzy oglądali mecz na telebimie ustawionym na stadionie przy Konwiktorskiej. Drużynę, która po spotkaniu przyjechała na klubowy obiekt, powitali owacjami, skandując nazwisko trenera.

Polska the Times - Złośliwi kibice z Łazienkowskiej zwykli śpiewać, że w Warszawie jest tylko jedna drużyna. Wczorajszy mecz pokazał, że przesadzają. Bo przyzwoitego zespołu w stolicy nie ma na razie żadnego. Filozofią Urbana jest to, że jego drużyna ma grać nie tylko skutecznie, ale i efektownie. To spotkanie powinno zamknąć się w telewizyjnych archiwach i nie emitować powtórek pod żadnym pozorem. Tak nie powinna wyglądać ekstraklasa. Legia nie może się tłumaczyć brakiem kilku podstawowych piłkarzy. Jakub Rzeźniczak pauzował za kartki, ale kręcił głową, komentując mecz dla oficjalnej strony internetowej klubu. Nie było też Macieja Rybusa, który odpoczywał po udanym meczu reprezentacji z Kanadą. Z kolei Piotr Giza leczy kontuzjowane żebro. Na domiar złego w tygodniu kontuzji doznał Wojciech Szala, więc na prawej obronie musiał zagrać zapomniany już Artur Jędrzejczyk. Przy Łazienkowskiej znów zapanuje nerwowość. Znów pojawią się spekulacje, że misja Jana Urbana i kilku piłkarzy dobiega końca. Pozostaje nerwowe trzymanie kciuków za Cracovię i liczenie, że w niedzielę Pasy urwą punkty Wiśle. Wczoraj w Warszawie miały być Gran Derbi, bo na ławce siedzieli trenerzy nauczeni futbolowego rzemiosła w Hiszpanii. Była jednak Gran Canaria. Plaża. I nie tylko dlatego, że na murawie zalegał piasek.

Polecamy

Komentarze (5)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.