Przegląd prasy
25.09.2010 09:15
Przegląd Sportowy - Trener Maciej Skorża ratuje posadę i może spać spokojnie. Grająca przez większość meczu w osłabieniu Legia pokonała mistrzów Polski. Złotego gola zdobył Bruno Mezenga. Ten, który w dotychczasowych meczach nie pokazał kompletnie niczego. Lech zapłacił za swój minimalizm wysoką, ale zasłużoną karę. Legia pokazała wielki charakter. Była ranna, ale rywal nie potrafił jej dobić.
Goście zaczęli kapitalnie. Ustawieni wysoko, zepchnęli Legię do defensywy, zupełnie przejęli inicjatywę na boisku. Semir Śtilić rządził w środku pola, a Sławomir Peszko i Siergiej Kriwiec w bocznych sektorach. Drużyna Skorży była zagubiona, popełniała mnóstwo błędów. Zupełnie niewidoczny był Takesure Chinyama, który dzień przed meczem trenował po raz pierwszy od dwóch tygodni. Lech szybko udokumentował swoją przewagę. Strata Rybusa, kiks Dicksona Choto i nieszczęście gotowe. Marijan Antolović także mógł lepiej zachować się przy strzale Kriwca, bo piłka leciała w środek bramki. Skorża długo się wahał, na którego z bramkarzy postawić. Wybrał Chorwata, bo jest bardziej doświadczony od Kostiantyna Machnowskiego, a na dodatek Ukrainiec ostatnio walczył z urazem dłoni.
W tym momencie trenerowi Legii musiało zrobić się gorąco. Dodatkowo kibice w ramach protestu nie dopingowali jego zespołu przez pierwszy kwadrans, nie pokazali także przygotowanej oprawy, bo poróżnili się z działaczami w trakcie jej tworzenia (brały w tym udział osoby ukarane zakazami stadionowymi, to właśnie się nie spodobało). Wrócili kibice, to i Legia się obudziła. Też za sprawą Lecha, którego piłkarze prowadząc 1:0 cofnęli się pod własną bramkę oddając inicjatywę.
Gazeta Wyborcza - Zanosiło się na kolejną porażkę, ale Lech grał tak, jakby nie chciał wygrać wyżej niż 1:0. Stilić i Peszko zmarnowali idealne szanse, jakby nie wierzyli, że słaba Legia będzie w stanie cokolwiek zrobić i popełni kolejne błędy. Pomylili się. W 38. min był remis - Manu dostał piłkę od Antolovicia i zaliczył pierwszą asystę w polskiej lidze, a 19-letni Kucharczyk strzelił w niej pierwszego gola. Przed przerwą Rybus bezmyślnie sfaulował jednego z gości i został wyrzucony z boiska po drugiej żółtej kartce. Arbiter Mirosław Górecki był słaby, ale mylił się w obie strony i wyniku nie wypaczył. Kartki Rybusowi się należały, ale sędzia tak rozsierdził trenera Skorżę, że ten zwymyślał go w przerwie i został wyrzucony na trybuny. Ale to podziałało na legionistów jak płachta na byka. Skorża cofnął Kucharczyka na skrzydło, w ataku zostawił Chinyamę, którego powinien był zdjąć z boiska. Nastawił zespół na kontry, ale Lech nie chciał atakować, jakby był przekonany, że drugi gol wpadnie bez wysiłku, a przecież w czwartek gra mecz Ligi Europejskiej z Red Bull Salzburg. Legia dominowała, bo zagrała z niespotykaną dotąd determinacją i ambicją, na którą Lech nie znalazł odpowiedzi.
Rzeczpospolita - Legia podjęła wreszcie walkę, w ruch poszły łokcie, Vrdoljak pokazał Kriwcowi, że nie może bezkarnie faulować. Po błędnych decyzjach Górecki nie mógł już liczyć, że pokrzywdzeni spuszczą głowy - do sędziego biegła cała drużyna. Wywierała presję. Pod koniec meczu Legia ruszyła już do szturmu, bo było widać, że nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo. Najpierw w słupek z rzutu wolnego trafił Tomasz Kiełbowicz, a trzy minuty przed końcem po podaniu tego piłkarza zwycięskiego gola strzelił Bruno Mezenga. Stadion eksplodował radością.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.