Przegląd prasy

Przegląd prasy: Festiwal zmarnowanych okazji

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

09.08.2019 11:05

(akt. 09.08.2019 11:13)

Prasa sportowa po meczu Legii z Atromitosem jest dość jednomyślna - Legia zdominowała rywala, ale była nieskuteczna. Oto kilka wybranych tytułów prasowych: Fakt - Nieskuteczne Legia; Przegląd Sportowy - Progres to za mało; Polska the Times - Legia dominująca, ale wciąż nieskuteczna; Rzeczpospolita - W rewanżu może być lepiej; Super Express - Festiwal zmarnowanych okazji.

Fakt - Legia czwarty raz rywalizowała w rozgrywkach o europejskie puchary z greckim zespołem w Warszawie i wciąż nie poniosła porażki. Tym razem zremisowała z Atromitosem Ateny 0:0 w III rundzie eliminacji Ligi Europy. O ile jednak po remisach z PAOK Saloniki (1:1) i Panathinaikosem Ateny (0:0) oraz pokonaniu tego ostatniego zespołu (2:0) kibice ze stolicy mogli być zadowoleni, o tyle po bezbramkowym rezultacie z czwartą ekipą poprzedniego sezonu ligi greckiej nie sposób znaleźć szczęśliwych fanów wicemistrza PKO Ekstraklasy. Goście byli beznadziejni, z trudem wychodzili z własnej połowy, a bramkarz Legii Radosław Majecki widział ich z odległości kilkudziesięciu metrów, bo nie potrafili zbliżyć się do „szesnastki" gospodarzy! Mimo to zawodnicy trenera Aleksandara Vukovicia nie zdołali odnieść zwycięstwa. Naciskali, naciskali, ale gola nie wcisnęli. A w dwóch uderzeniach z rzutów woInych zabrakło kilkunastu centymetrów. Najpierw z prawej strony przymierzył Arvydas Novikovas, a po chwili z drugiej flanki to samo zrobił Cartitos. Obaj obili poprzeczkę. Na więcej legionistów w czwartek nie i było stać.

Przegląd Sportowy - Piłkarze Legii Warszawa wreszcie potrafili dobrze współpracować, wymieniać podania. Świetnie reagowali po stracie, od razu odzyskiwali piłkę. Bardzo dobrze prezentował się ustawiony wysoko Walerian Gwilia, Andre Martins nieźle wyprowadzał piłkę, zaskakiwał przerzutami, Luquinhas robił przewagę. Gra legionistów imponowała, tylko że problem polegał na tym, że tylko do pola karnego. Grecy przyjechali do Warszawy z konkretnym planem: zabezpieczyć tyły i wyprowadzić groźną kontrę. W ofensywie byli bezradni, ale w obronie grali bardzo skutecznie, bezbłędnie blokowali strzały legionistów. Najbliżej pokonania Balazsa Megyeriego był po przerwie Arvydas Novikovas, który uderzył z rzutu wolnego w poprzeczkę. Vukovic po raz kolejny konsekwentnie postawił na Sandro Kulenovicia, którego występ w pierwszym składzie zapowiedział w wywiadzie dla „PS" już w środę. W poprzedniej rundzie młody Chorwat spędził w obu meczach z Finami po 90 minut, do siatki nie trafił. W czwartek znów bardziej widoczne były jego mankamenty w grze, niż zalety, które przekonują Vukovicia. Kiedy już dostał dobre podanie w polu karnym, to albo źle przyjął piłkę, albo strzelił niecelnie. Był bardzo przewidywalny, łatwy do upilnowania dla greckich obrońców. I mimo że legioniści mieli bardzo wiele rzutów rożnych, to i w tych sytuacjach na nic zdawał się jego wzrost. To wszystko z ławki obserwował Carlitos, który po raz pierwszy w tym sezonie rozpoczął mecz w europejskich pucharach jako rezerwowy. Vukovicia nie przekonywały argumenty, że to najlepszy strzelec poprzedniego sezonu, że tak nieprzewidywalnego zawodnika jego drużyna potrzebuje w ofensywie. Trzymał go na ławce do 66 minuty. Po wejściu na murawę Hiszpan szybko zrobił więcej niż Kulenovic przez cały czas, jaki spędził na boisku. Wywalczył rzut rożny, uderzył z rzutu wolnego w poprzeczkę. Kolejnymi zagraniami udowadniał, że zasługuje na miejsce w składzie, najlepiej jako dziesiątka, z napastnikiem przed sobą. Bo kiedy brał się za rozgrywanie, brakowało zawodnika w polu karnym. Najlepszą sytuację mieli pod koniec meczu Luquinhas i Novikovas, jednak ich uderzenia obronił bramkarz gości. Vukovic po meczu ze Śląskiem chwalił swój zespół, twierdził, że było wiele momentów, kiedy gra jego drużyny wyglądała bardzo dobrze. Wtedy trudno było zgodzić się z trenerem wicemistrzów Polski. Co innego w czwartek, choć wciąż brakowało klarownych sytuacji, większej kreatywności w ofensywie i lepszego wykonania stałych fragmentów gry. Vukovic ma tydzień, by nad tym popracować. Bo po tym, co pokazali Grecy w Warszawie na pewno nie można ich nazwać faworytem w rewanżu.

Polska the Times - Gdyby Legia Warszawa była maszyną z sześciostopniowym pokrętłem mocy, to w czwartkowym meczu gałka została przekręcona - w porównaniu do dotychczasowych spotkań w sezonie - z jedynki na czwórkę. Piłkarze Aleksandara Vukovicia szybciej biegali, grali z niewidoczną wcześniej determinacją. Jakby to wszystko, co wydarzyło się do tej pory, było zasłoną dymną.

Wprawdzie nie wszystkie podania były celne, kilka było kompletną pomyłką. Tak jak parę nieudanych dryblingów Arvydasa Novikovasa czy niedokładności Marko Vesovicia. Jednak ginęły one w podkręconym tempie. Od początku rywalizacji trzeciej rundy eliminacji Ligi Europy to wicemistrz Polski dyktował warunki gry. Jakby wreszcie słowa trenera z końcówki sezonu o "zapier..." wreszcie dotarły do piłkarzy (o ile we wcześniejszych meczach obecność na boisku Domagoja Antolicia mogła dziwić, o tyle w czwartek przerywał akcje gości jak profesor). Po drugie rywal w końcu jest bardziej wymagający niż słabiutkie ekipy z Gibraltaru i Finlandii, a z taką grą jak przeciwko poprzednim ekipom legioniści nie mieliby co marzyć o premiach za awans. Choć akurat w pierwszej potyczce rywalizacji zawodnicy Atromitosu byli jak posągi na Akropolu. Ograniczyli się tylko do wznawiania gry. Przy wysokim pressingu legionistów nie byli w stanie sklecić choćby jednej akcji.

Rzeczpospolita - Trener Aleksandar Vuković realizuje swoje koncepcje, narażając się na krytykę, bo Legia zawodzi od początku sezonu. Ale obecność Sandro Kulenovicia w pierwszej jedenastce kosztem Carlitosa trudno uzasadnić. Chorwat nie potrafi przyjąć piłki i marnuje sytuacje. Jeśli rzeczywiście w jakimś klubie Championship jest ktoś, kto chce Kulenovicia kupić, to niech Legia sprzeda go póki kontrahent się nie rozmyśli. Jeśli nie ma z niego żadnego pożytku na boisku, to może przynajmniej będzie korzyść finansowa. W drugiej połowie Legia miała zdecydowaną przewagę. Novikovas i Carlitos trafili z rzutów wolnych w poprzeczkę, akcje były nieco szybsze, więc obrońcy Atromitosu częściej popełniali błędy. W sumie - mieli trochę szczęścia.

Krytykujemy Legię za poziom gry i słabą skuteczność, ale warto pochwalić za grę obronną. Legia w żadnym z pięciu meczów eliminacji Ligi Europy nie straciła bramki. Nie musi też stracić w Atenach. Będzie tam musiała czasami grać z kontry, co lepiej jej wychodzi od ataku pozycyjnego. Mimo wyniku 0:0 w Warszawie legioniści mogą wywalczyć awans w Atenach.

Super Express - To był festiwal zmarnowanych okazji przez Legię Warszawa. Wojskowi mieli blisko 70% posiadania piłki, szesnaście rzutów rożnych, kilka okazji. Mimo to, na tablicy wyników po 94 minutach wciąż widniało 0:0. W pierwszej połowie nie działo się zbyt wiele - Legia grała żywiej niż w ostatnich spotkaniach, ale brakowało okazji. Wszystko zmieniło się w drugiej odsłonie. Legioniści rzucili się do ataku. W poprzeczkę trafiali Novikovas i Carlitos, minimalnie obok bramki strzelił też Kulenović. Wojskowi byli powstrzymywani albo przez obronę, albo przez własną niedokładność. Czy Legia zasłużyła dziś na zwycięstwo? Za drugą połowę - tak. W pierwszej, choć nieco lepsza niż w ostatnich meczach, to wicemistrz Ekstraklasy wciąż był dość bezradny. Rewanż z Atromitosem za tydzień w środę w Atenach. Ekipa Aleksandara Vukovicia jedzie tam z zaledwie bezbramkowym remisem i bardzo dużym niedosytem!

Polecamy

Komentarze (6)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.