Przegląd prasy: Nerwy będą do końca
22.07.2021 09:15
Przegląd Sportowy - Po dobrym dwumeczu w I rundzie z Bodb/Glimt (3:2 i 2:0) w Warszawie zostało przyjemne wspomnienie. Przeciwko najwyżej przeciętnej Florze Tallin zespół Czesława Michniewicza zagrał słabo, popełnił masę błędów, pozwolił rywalowi na zbyt wiele, choć drużyny dzieli przepaść jeśli chodzi o budżet, zarobki, a nawet pozycję w europejskim futbolu. Estończycy nigdy nie zagrali w III rundzie eliminacji Champions League. A teraz staną przed historyczną szansą i po tym, co pokazali w Warszawie - w przyszły wtorek w Tallinie nie będą na straconej pozycji. Gola na 1:2 stracili w doliczonym czasie po strzale Rafaela Lopesa.
Legioniści grali nerwowo, nieskutecznie, zaliczali mnóstwo strat, w tyłach mylił się Mateusz Hołownia i bramkarz Artur Boruc musiał ratować zespół. Po golu Bartosza Kapustki warszawianie nie oddali do przerwy już ani jednego celnego strzału, w dogodnych sytuacjach pudłowali Andre Martins oraz Luquinhas, w po przerwie piłkę sprzed linii bramkowej wybił obrońca. Wynik uratował rezerwowy. Wyglądało, jakby mistrz Polski zlekceważył przeciwnika - zawodnicy Flory bronili się całym zespołem, pod bramkę Legii próbowali przedostawać się najprostszymi metodami, a w kreowaniu dogodnych okazji pomagali im gospodarze, popełniający masę błędów i tracący piłkę w najprostszych sytuacjach. Estończycy to przeciętny zespół, prezentujący poziom ekstraklasowego średniaka, który starał się ograniczyć ataki legionistów skrzydłami, odcinał od podań napastników, a kiedy było trzeba, przerywał akcje faulami. W pierwszej połowie przekonał się, że nie taka Legia straszna, więc po przerwie zaatakował śmielej, szybko doczekał się kolejnego błędu warszawian w defensywie i doprowadził do wyrównania. Miało być miło, zrobiło się nerwowo. To, co wyprawiali legioniści na boisku zakrawało na kpinę - całkiem niedawno odpadali z pucharów z klubami z Luksemburga, Mołdawii czy Kazachstanu. Teraz - jeśli w wtorek znowu zlekceważą Florę - na listę ich pogromców może trafić Flora. Wynik nie przesądza o awansie.
Fakt - Spotkanie znakomicie rozpoczęło się dla Legii. Już w 3. minucie fantastyczną indywidualną akcję przeprowadził Bartosz Kapustka. Pomocnik tak ucieszył się ze strzelonego gola, że podczas cieszynki nabawił się urazu i cztery minuty później musiał opuścić boisko. Gospodarze przeważali jeszcze przez kilka minut, a następnie do głosu doszli goście. W ich szeregach znakomite spotkanie rozgrywał znany z występów w Ekstraklasie Konstantin Vassiljev (Piast Gliwice i Jagiellonia Białystok). Dużo krwi obrońcom napsuł były piłkarz m.in. Legii, Miedzi Legnica i Widzewa Łódź Henrik Ojamaa. Dwukrotnie przed stratą bramki gospodarzy ratował Artur Boruc, natomiast w 41. minucie Henrik Purg główkował nad poprzeczką. Legia grała chaotycznie, bez pomysłu.
Po zmianie stron gra Legii nie uległa poprawie. Estoński zespół prezentował się lepiej i w 53. minucie doprowadził do remisu. Ojamaa ośmieszył defensywę Legii, zakręcił Josipem Juranoviciem i zagrał piłkę przed bramkę, gdzie do siatki skierował ją Rauno Sappinen. Legia nie grała dobrze, Flora miała kolejne okazje, ale to zespół Michniewicza cieszył się ze zwycięstwa. W doliczonym czasie spotkania wygraną stołecznej drużynie dał wprowadzony w 60. minucie Rafael Lopes.
Super Express - Trwają eliminacje piłkarskiej Ligi Mistrzów. Legia Warszawa wciąż jest w grze o awans do fazy grupowej, choć o to będzie arcytrudno. W II rundzie mistrzowie Polski mierzą się z Florą Tallin. Po pokonaniu mistrza Norwegii, ekipa z Estonii miała nie stanowić dla "Wojskowych" większych problemów. Podopieczni Czesława Michniewicza nie bez kłopotu triumfowali 2:1. Zwycięstwo wyszarpali w samej końcówce. Powodów do zadowolenia wielu nie ma...
Rzeczpospolita - Legia miała zagrać tak, by już po pierwszym meczu nie było wątpliwości, kto awansuje do trzeciej rundy. I lepszego początku wyobrazić sobie nie mogła. Bartosz Kapustka zdecydował się na rajd przez pół boiska, oddał strzał z linii pola karnego - lekki, po ziemi, ale zasłonięty przez własnych obrońców bramkarz rywali nie sięgnął piłki. Z tego trafienia - na oczach selekcjonera Paulo Sousy - Kapustka cieszył się tak mocno, że doznał kontuzji. Wyskoczył w górę, prawdopodobnie źle postawił nogę i doznał urazu, który tylko na chwilę pozwolił mu wrócić na murawę. Zastąpił go Bartosz Slisz.
Legii nie brakowało okazji na podwyższenie wyniku, ale zamiast pójść za ciosem, zaczęła grać nerwowo i popełniać błędy w defensywie. Artur Boruc nie krył irytacji postawą swoich obrońców (zwłaszcza Mateusza Hołowni). Naprawiał ich błędy, ale kilka minut po przerwie nawet on był bezradny, gdy były legionista Henrik Ojamaa dograł piłkę do Rauno Sappinena, a niepilnowany król strzelców ligi estońskiej z bliskiej odległości doprowadził do wyrównania. Czesław Michniewicz wystawił dwóch napastników, ale o grze Tomasa Pekharta i tak chwalonego po pierwszych meczach Mahira Emreliego nie da się powiedzieć zbyt wiele dobrego. Ten drugi opuścił boisko po niespełna godzinie. Wyręczył ich wprowadzony w drugiej połowie Rafael Lopes.
Polska the Times - W środę Legia Warszawa szczęśliwie pokonała Florę Tallin 2:1 w pierwszym meczu II rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Decydującą bramkę zdobył w doliczonym czasie gry Rafa Lopes. Pech nie opuścił za to Bartosza Kapuski, który po zdobyciu bramki szybko musiał opuścić boisko. Legia pierwszy raz w tym sezonie zagrała dwoma napastnikami z przodu - w wyjazdowym starciu z Bode zagrali zarówno Mahir Emreli jak i Kacper Skibicki, ale Polak był ustawiony bliżej linii bocznej jako wahadłowy. W środę obok Azara wybiegł Tomas Pekhart. Rywale doszli do głosu w drugiej połowie. W 52. minucie były legionista Henrik Ojamaa zakręcił Josipem Juranoviciem, dograł piłkę w pole karne, a do siatki skierował ją Rauno Sappinen. Reakcja Czesława Michniewicza na sytuację na boisku była szybka. W ciągu kolejnych pięciu siedmiu minut zeszli Mahir Emreli i Mateusz Hołownia, a weszli Josue i Rafa Lopes. Selekcja trenera była trochę zaskakująca, bowiem dla Portugalczyka to był debiut w Legii, a Lopes wszedł, gdy na boisku wciąż był Tomas Pekhart, czyli zawodnik o podobnej charakterystyce. Sygnał był jasny - przejście na grą czwórką obrońców. W nowym ustawieniu Legia wcale nie radziła sobie lepiej i trudno było jej dojść do dogodnych okazji, mimo że cały zespół znajdował się przez większość czasu na połowie rywali. Świetną sytuację miał Artur Jędrzejczyk, ale strzał głową kapitana Legii wybił z linii jeden z obrońców gości. Wydawało się, że Legia będzie musiała jechać do Estonii bez żadnej zaliczki, ale wtedy trenerski nos Michniewicza okazał się być słusznym. W doliczonym czasie gry piłkę do siatki wpakował Rafa Lopes i Legia szczęśliwie wygrała 2:1.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.