Przegląd prasy: Poślizg lidera
21.12.2019 16:10
Super Express - Koniec roku ma dla kibiców Legii słodko-gorzki smak. Piłkarze ze stolicy przegrali z Zagłębiem w Lubinie 1:2, ale na pocieszenie zostaje im fakt, iż zimę spędzą jako lider ekstraklasy. Na drugie miejsce wskoczyła za to Cracovia, która traci dwa oczka do Legii. Zanim rozpoczął się mecz w Lubinie, już było wiadomo, że legioniści co najmniej do 7 lutego, czyli do rozpoczęcia „wiosennego" grania w ekstraklasie, będą na 1. miejscu w tabeli. To wszystko za sprawą Pogoni, która nieoczekiwanie przegrała u siebie z Korona Kielce 0:1. Pogoń była jedynym zespołem, który na finiszu roku mógł prześcignąć Legię, ale nie potrafiła pokonać niżej notowanego rywala, choć przez połowę meczu grała z przewagą jednego zawodnika. Po tym, jak Cracovia pokonała Śląsk 2:0, Portowcy spadli na 3. miejsce. Legia mogła zbudować nawet pięciopunktową przewagę nad drugą Cracovia, ale poległa w Lubinie. Zaczęło się jednak po myśli warszawian, którzy od 32. min prowadzili po golu Jarosława Niezgody. Napastnik Legii dostał od Pawła Wszołka piłkę wyłożoną niczym na tacy i nie miał problemu, by zdobyć swojego 14. gola w tym sezonie. W drugiej połowie gra Legii kompletnie się posypała, głównie za sprawą słabej postawy środkowych obrońców: Inakiego Astiza i Mateusza Wieteski. Ten pierwszy nie popisał się przy trafieniu Bartosza Białka z 56. min, a ten drugi spóźnił się z interwencją przy potężnym strzale Damjana Bohara w 82. min. Biorąc jednak pod uwagę to, że po 11. kolejce Wojskowi zajmowali dopiero 9. miejsce w tabeli, kibice z Warszawy mają i tak spore powody do zadowolenia.
Przegląd Sportowy - To był dobry, energetyczny mecz. Legia prowadziła, lecz w drugiej połowie zawiodła, nie potrafiła odpowiedzieć kolejnym golem, a na końcową fazę spotkania trener Aleksandar Vuković zdjął z boiska obu snąjperów - Jose Kante i Jarosława Niezgodę. Postawmy sprawę jasno: legioniści do Lubina musieli jechać w duchu dobrze pojętej sportowej wyższości. Do znakomitego samopoczucia uprawniały ich nie tyle zbliżąjące się święta, co znakomita seria wyników. W ostatnich dwóch miesiącach grąją jak przybysze z lepszego piłkarskiego świata do naszej cokolwiek siermiężnej rzeczywistości - w tym czasie dziewięć razy wygrali (dwa razy w Pucharze Polski) i tylko raz się potknęli (w Szczecinie), a zgodzimy się, że w takiej sytuacji nic i nikt nie może zmącić przeświadczenia o własnej mocy.
Pojedyncze absencje? A cóż to może być za przeszkoda dla rozpędzonego lidera? To prawda, że Zagłębie zawsze lubiło Legii hardo się stawiać, lecz zdecydowanie nie zawsze przynosiło to dobre efekty. Na swoim boisku przegrało z nią trzy ostatnie mecze, a fakt, że każdorazowo odbywało się to pod komendą innego trenera (Piotr Stokowiec, Mariusz Lewandowski i Ben van Dael), sugerował, że nie było w tym żadnego przypadku, iż przynajmniej ostatnio na Legię w Lubinie nie było siły. Teraz z niepokojącym przeznaczeniem skutecznie zmierzył się Martin Sevela, gość, który jako trener w lidze słowackiej odwykł od przegrywania, ale też w pierwszej zagranicznej robocie idzie mu zdecydowanie w kratkę. Na Legię jednak się sprężył - to był jeden z jego najlepszych meczów.
Express ilustrowany - Czołówka polskiej ekstraklasy jest... beznadziejna. Nie ma drużyny, której można ufać. Legia prowadziła w Lubinie po golu Niezgody. Co by Legia zrobiła bez tego piłkarza. Napastnik notuje znakomitą rundę. Strzelił 14 bramkę. Jest liderem tabeli najskuteczniejszych graczy ekstraklasy. To jednak nie wystarczyło. Zagłębie z nawiązką odrobiło straty i wygrało.
Fakt - Gospodarze nie szaleli, pozwalali utrzymywać się Legii przy piłce i skupiali się na momencie odbioru - wtedy próbowali wyprowadzać szybki atak. Legia takie warunki gry przyjęła, niekiedy była to uparta wymiana ciosów, ale jeśli już trzymamy się bokserskiego porównania, to soczyste uderzenia najwidoczniej zaczęły robić większe wrażenie na Zagłębiu, bo na chwilę minimalnie opuściło gardę - Paweł Wszołek uciekł Jakubowi Tosikowi, podał piłkę Jarosławowi Niezgodzie, któremu pozostało tylko przyłożenie do niej nogi. Legia miała oczekiwany wynik, więc nie musiała forsować tempa, lecz na każdym kroku pokazywała, że jest w stanie ponownie ugodzić. Miała problemy z szarżującym Alanem Czerwińskim, ale długo radziła sobie z Damjanem Boharem. To jednak nie wystarczyło, bo gospodarze w ataku do zaoferowania mieli bardzo dużo. Gdy na początku drugiej połowy wyrównali za sprawą 18-letniego Bartosza Białka, dali jasny sygnał, że nie mają najmniejszego zamiaru przegrać. I trzymali się tego mocnego postanowienia do końca meczu. W finale ugodzili Legię! A zrobił to ten, który długimi okresami nie mógł złapać właściwego rytmu - do siatki trafił Bohar.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.