Przegląd prasy: Remis nie przekreśla szans
24.08.2012 07:50
Przegląd Sportowy - Nie udało się zrealizować planu, czyli strzelić ale nie stracić. Do końca spotkania brakowało 10 minut, kiedy na gola zdobytego przez Jakuba Koseckiego odpowiedział Borek Dockal. Legia nie zagrała tak efektownie i efektywnie, jak w poprzednich spotkaniach na własnym stadionie. Rywal, przede wszystkim w defensywie, był o dwie klasy lepszy od poprzednich, którzy gościli przy Łazienkowskiej, a mimo to udało się stworzyć kilka dobrych sytuacji, które przy lepszej skuteczności dałyby wygraną. Za tydzień mecz o wszystko w Trondheim. Legia nie pojedzie do Norwegii z wymarzonym reultatem, ale wielkiej tragedii też nie ma. Rok temu po 2:2 u siebie ze Spartakiem Moskwa, nikt nie dawał jej szans, a potrafiła awansować do fazy grupowej. Powtórka mile widziana.
W Warszawie Rosenborg jest wyjątkowo dobrze wspominanym zespołem. To przecież właśnie z norweskim klubem Legia grała w 1995 roku niezapomniane mecze w Lidze Mistrzów. Wówczas w stolicy wygrała 3:1 po dwóch bramkach Leszka Pisza i jednej Ryszarda Stańka. Wczorajszy mecz z ekipą z Trondheim do historii klubu raczej nie przejdzie. Gdyby ktoś słyszał o pojęciu piłkarskich szachów, ale nie wiedział na czym taka gra polega, powinien postarać się o zapis wczorajszej pierwszej połowy. Dawno przy Łazienkowskiej nie było dwóch tak zdyscyplinowanych taktycznie drużyn. Legia grała białymi, Rosenborg czarnymi. Zawodnicy świetnie przesuwali się po tej zielonej szachownicy, umiejętnie przewidując jaki ruch za chwilę wykona rywal. Dla widowiska to zabójstwo, dla trenerów powód do zadowolenia, bo oznacza, że każdy z jego piłkarzy jest maksymalnie skoncentrowany.
Gazeta Wyborcza - Po remisie 1:1 u siebie z Rosenborgiem Legia potrzebuje w rewanżu gola, by myśleć o awansie do dalszej fazy LE. Jan Urban musi uzupełniać lukę po wykartkowanym graczu i nauczyć piłkarzy dokładnie podawać. Bliżej awansu do fazy grupowej Ligi Europejskiej są Norwegowie, choć do 79. minuty niewiele wskazywało na to, że strzelą gola. Pomogli im gospodarze, którzy zbyt wiele razy zgubili piłkę w najprostszych sytuacjach, by nie ponieść konsekwencji. Na nonszalancję mogliby sobie pozwolić tylko wtedy, gdyby zagrali skuteczniej i trafili na 2:0. A okazji mieli sporo.
Pokonać bramkarza Orlunda udało się tylko Jakubowi Koseckiemu - w 42. min po podaniu od Miroslava Radovicia technicznym strzałem zdobył pięknego gola. Paradoksalnie akcję zbudowało dwóch najgorszych zawodników zespołu. W 71. min Serb znowu świetnie podał do 22-letniego skrzydłowego, który w sytuacji sam na sam strzelił lekko i prosto w ręce bramkarza.
Rzeczpospolita - W drugiej części wszystko się odmieniło. Najpierw kibice zarzucili pole karne swojego bramkarza (!) serpentynami, odpalili race, petardy i rozwinęli sztandary. Nie dość, że sędzia musiał przerwać mecz, który dobrze dla Legii się układał, to jeszcze klub będzie musiał zapłacić karę. Oczywiście nie to wpłynęło na ostateczny wynik. Warszawianie mieli jeszcze swoje okazje, niewykorzystane przez Danijela Ljuboję, Marka Saganowskiego i Koseckiego. Ale im bliżej końca, tym lepiej grali goście. Dokładnie tak, jak mówił Urban. Coraz częściej na piłce przewracał się Radović, tracił ją Jakub Rzeźniczak, przewagę w środku pola zaczęli osiągać Norwegowie. I na jedenaście minut przed końcem, po strzale Czecha Borka Dockala zza linii pola karnego doprowadzili do remisu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.