Przegląd prasy: Sięgnęli dna
21.02.2022 10:30
Gazeta Polska Codziennie - Chyba nigdy w historii rozgrywek ekstraklasy mecz dwóch ostatnich drużyn w tabeli nie wzbudzał takiego zainteresowania jak starcie Bruk-Betu Termaliki Nieciecza z Legią Warszawa. To było spotkanie o wysoką stawkę dla obu drużyn. Legia jechała do Niecieczy po fatalnym, przegranym 0:1 na własnym stadionie meczu z Wartą Poznań. Jechała na stadion, na którym jeszcze nigdy nie wygrała. W obecnym sezonie Legia przegrała już 14 meczów. Kolejna klęska mogła spowodować, że straci wszelkie szansę na utrzymanie. Termalica podobnie jak Legia nie zachwyca formą i w poprzedniej kolejce dostała solidne lanie od Lecha Poznań, z którym przegrała aż 0:5. Z kim, jak nie ze Słonikami miałaby Legia wygrać, żeby się utrzymać? Takie pytanie zadaliśmy w przerwie legendzie Legii - Leszkowi Piszowi. Po fatalnej pierwszej części spotkania mieszkający w pobliskiej Dębicy były legionista nie ukrywał, że gra mistrza Polski mu się nie podoba. A przecież Legia zagrała i tak lepiej niż przeciwko Warcie, gdy przez 45 min pierwszej połowy nie oddała nawet jednego strzału. W Niecieczy jakiś zalążek gry można było dostrzec. Wrócili dwaj liderzy: obrony Mateusz Wieteska i pomocy Josue. Portugalczyk rozegrał kolejny dobry mecz, ale znowu jego partnerzy nie potrafili wykorzystać wypracowanych przez niego okazji. W drugiej połowie legioniści niespodziewanie oddali inicjatywę rywalom. Gra gości wyglądała coraz gorzej. Trener Aleksandar Vukovic zaryzykował. Dokonał trzech zmian. Miały one pobudzić Legię, ale tak się niestety nie stało. Po fatalnym występie w meczu z Wartą na ławce usiadł Rafael Lopes. W 62. min wszedł na boisko. 10 min później Portugalczyka już nie było na murawie, bo zobaczył dwie żółte kartki. Mistrz Polski jest na prostej drodze do I ligi. Piłkarze nie wykorzystują swojego potencjału. Trener źle dobiera skład i taktykę. Legia potrzebuje impulsu, sukcesu, dobrego wyniku. Pierwsza wygrana w Niecieczy mogła takim być. Zamiast tego ubrani na czarno kibice przeżyli kolejny zawód. W pierwszej połowie nie dopingowali swoich piłkarzy. W drugiej nie milkli, ale nic to nie dało. Kolejny mecz u siebie ma się odbyć w żałobnych barwach. Kibice mają przyjść na stadion ubrani na czarno i pożegnać prezesa Dariusza Mioduskiego. Gorzej miało już nie być...
Dziennik Trybuna - Dla zespołu Legii sobotni występ w "Niecieczy byt obciążony podwójną presją - „Wojskowi" nie mogli sobie pozwolić na kolejną, 15. już ligową porażkę w tym sezonie, ale musieli przy tym przerwać fatalną passę, bo jeszcze nigdy z Bruk-Betem w Niecieczy nie wygrali. I tym razem nie dokonali tej sztuki, bo zdołali jedynie zremisować 0:0. Owszem, walczyli, bo sędzia pokazał im aż siedem żółtych i jedną czerwoną kartkę, ale nie zmienia to faktu, że stracili jednak dwa cenne ligowe punkty i nadal zajmują w tabeli przedostatnią lokatę, wyprzedzając jedynie drużynę Bruk-Betu. Ten mecz miał być transmitowany przez TVP, ale w ostatniej chwili ktoś na Woronicza dostrzegł, że są to dwa ostatnie zespoły w tabeli. Dokonano więc zmiany zastępując potyczkę outsiderów niedzielnym meczem Lechii Gdańsk z Lechem Poznań. Decyzji szefów sportu w TVP nie ma się co specjalnie dziwić, bo co prawda mecze Legii zawsze cieszą się dużą oglądalnością, ale jeśli ma się do wyboru tylko jedną transmisję z 22. kolejki, to jednak trudno wytłumaczyć decyzję o pokazaniu akurat meczu dwóch najsłabszych drużyn. Zwłaszcza prezesowi TVP Jackowi Kurskiemu, zdeklarowanemu sympatykowi Lechii Gdańsk, której zespół w 22. kolejce podejmował u siebie lidera ekstraklasy Lecha Poznań. Ta nagła zmiana jeszcze nie oznacza zepchnięcia Legii w medialny niebyt, ale wygląda na to, że w tym sezonie stołeczna drużyna na żadne specjalne względy nie ma co liczyć, co rzecz jasna odczuje dopiero na koniec rozgrywek, gdy Ekstraklasa SA będzie dzielić pieniądze z praw medialnych.
Fakt - W meczu dwóch najgorszych zespołów ekstraklasy, czyli Legii i Bruk-Betu, większych emocji nie było. Wystarczy spojrzeć na liczbę celnych strzałów (pięć), by wyrobić sobie opinię na temat jakości widowiska. Przed tygodniem drużyna Radoslawa Latała doznała upokarzającej porażki w Poznaniu (0:5), ale z Legią walczyła jak równy z równym. Gdyby nie dwie interwencje Cezarego Miszty, mogła nawet wygrać. „Legia obroniła 17. miejsce" - zakpili po remisie w Niecieczy internauci. Mistrz Polski znów nie zdobył bramki. Porażająca jest statystyka - w 28 ostatnich spotkaniach ligowych legioniści strzelili 25 goli (w tym aż siedem wbili w dwumeczu z Zagłębiem Lubin), a to w Niecieczy było trzynastym, w którym nie pokonali bramkarza przeciwnika. W zwycięskich występach tylko czterokrotnie zdobyli więcej niż jedną bramkę. Punkt wywalczony w Niecieczy jest dla Legii historyczny - trzy wcześniejsze spotkania ligowe z tym zespołem rozegrane w podtarnowskiej wsi warszawianie przegrali.
Przegląd Sportowy - W dwóch pierwszych tegorocznych meczach legioniści oddawali po dwa celne strzały, w Lubinie - paradoksalnie - wystarczyło to do zdobycia trzech bramek, ale jedna z nich była samobójem. W Niecieczy były trzy celne uderzenia, ale bardziej nadawały się do programu „Śmiechu warte" niż do miana akcji kolejki. Legioniści grają wolno i bez pomysłu, jakby sytuacja w tabeli, w której się znaleźli, totalnie ich paraliżowała i powodowała, że zapominają jak się kreuje szansę. W tych okolicznościach sprowadzenie bramkarza (w niedzielę umowę do końca sezonu z opcją przedłużenia o rok podpisał 29-letni Austriak Richard Strebinger), ponieważ Artur Boruc musi pauzować za czerwoną kartkę jeszcze w dwóch spotkaniach ligowych, nie wydaje się najlepszym pomysłem. Drużyna potrzebuje wzmocnienia zdecydowanie na innych pozycjach niż między słupkami. Cezary Miszta sobie poradził, gorzej z zawodnikami odpowiedzialnymi za ofensywę. Jeden Josue Pesqueira różnicy nie zrobił, Tomaś Pekhart musi dostawać podania w polu karnym - na razie król strzelców poprzedniego sezonu dostał może dwa dobre zagrania w trzech spotkaniach (uderzał niecelnie). Kacper Skibicki, który zastąpił Pawła Wszołka w podstawowej jedenastce, znowu zawiódł. Miał najlepszą okazję dla Legii, ale nie wiedział, co zrobić z piłką, kiedy już wyprzedził rywala i wbiegł w pole karne Bruk-Betu. Skończyło się niecelnym uderzeniem. Występ Filipa Mladenovicia, najlepszego piłkarza ligi poprzedniego sezonu, lepiej przemilczeć. Przy takim stylu perspektywa spadku do I ligi wydaje się coraz bardziej realna.
Rzeczpospolita - Mistrz Polski tylko remisuje w Niecieczy. Mecz dwóch ostatnich drużyn w tabeli zakończył się bez bramek. Końca kłopotów Legii nie widać. W pierwszym wiosennym meczu w Lubinie wygrała szczęśliwie, drugi - z Wartą - przegrała. Termalika grała najlepiej jak mogła, a Legia nie tylko słabo, ale jakby jej nie zależało na zwycięstwie. Gdyby zebrać wszystkich piłkarzy z Ekstraklasy, którzy kiedyś byli zawodnikami Legii, a z różnych powodów się z nią rozstali, utworzyliby oni drużynę lepszą, niż Legia ma dziś.
Super Express - Legia ma nóż na gardle, a gra tak, jakby zupełnie nie była tego świadoma. Jesienią wyglądała koszmarnie, a teraz nie ma żadnej poprawy. W Niecieczy dała kolejny popis nieporadności. Bezbramkowy remis z zamykającą tabelę Termalicą jest jak porażka! W poprzednich latach Legia trzy razy przegrała w Niecieczy i teraz ponownie nie potrafiła przełamać niemocy na boisku Słoni. Po raz kolejny kończyła też mecz w dziesiątkę. W drugiej połowie czerwoną kartkę dostał Rafael Lopes. Portugalczyk pojawił się na boisku po godzinie gry, a po dziesięciu minutach już go na nim nie było. Miał pomóc, a w efekcie przez niego Legia drżała o wynik. Trener Aleksandar Vukovic nie zgodził się z decyzją arbitra. - Najbardziej irytuje to, że ponownie kończymy spotkanie w dziesięciu - powiedział Serb. - To nie pomaga. W mojej opinii Rafael Lopes nie zasłużył na dwie żółte kartki. Przynajmniej jedna z nich była „na krzyk", a nie po faktycznym faulu - ocenił. W następnej kolejce Legia zagra u siebie z Wisłą Kraków. W tym spotkaniu za kartki pauzować będzie trzech graczy: Mattias Johansson, Bartosz Slisz i Rafael Lopes.
Sport - Legia wywiozła z Niecieczy jeden punkt. Mogło być zdecydowanie gorzej, szczególnie że spotkanie kończyła w 10. Wszystko za sprawą Rafaela Lopesa. Portugalczyk pojawił się na boisku w 63 minucie. W 10 minut faulował trzy razy. Dwa z tych przewinień zostało uznanych przez sędziego Damiana Sylwestrzaka za wartych napomnienia. Stąd Legia od 73 minuty grała w osłabieniu. Nie przełożyło się to na bramkę Bruk-Betu, który miał dwa poważne zrywy – na początku i w końcówce spotkania. Podopieczni Radoslava Latala nie potrafili wykorzystać swoich okazji. Najbliżej był Piotr Wlazło, jednak jego uderzenie z dystansu zostało zatrzymane przez Cezarego Misztę, który bronił dostępu do bramki Legii pod nieobecność Artura Boruca. Goście z Warszawy nie stworzyli sobie sytuacji, za które można było nagrodzić ich brawami. Legia zagrała bezbarwnie i nieskutecznie przeciwko ostatniej drużynie w lidze. Dodatkowo przed kolejnym ważnym spotkanie z Wisłą straciła trzech zawodników. Są nimi wspomniany Lopes (trzecie i czwarte napomnienie w sezonie), jak również Bartosza Slisza i Mattiasa Johanssona. Podobno nadzieja umiera ostatnia, ale tej coraz mniej przy Łazienkowskiej.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.