prasa  przeglad prasy

Przegląd prasy: Stracony sezon Legii

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

07.04.2022 09:55

(akt. 07.04.2022 09:58)

Piłkarze Legii całkowicie zasłużenie przegrali z Rakowem w Częstochowie i odpadli z rozgrywek o Puchar Polski. Czwartkowa prasa sportowa podkreśla dominację gospodarzy oraz fakt, że wynik 1:0 dla Rakowa był dla Legii najniższym z możliwych wyroków. Oto kilka wybranych tytułów prasowych: Przegląd Sportowy - Obrońcy trofeum znowu w finale ; Super Express - Stracony sezon Legii; Sport - Nieskuteczni, lecz zwycięscy; Fakt - Legia bezradna w Częstochowie; Rzeczpospolita - Legia nie zdobędzie Pucharu Polski.

Super Express - To był koszmarny mecz w wykonaniu warszawskich piłkarzy. Raków wygrał z Legią 1:0, ale ten wynik nie odzwierciedla różnicy klas. Częstochowianie zagrają w finale Pucharu Polski, a legioniści mogą zapomnieć o trofeum w tym sezonie. Tylko efektowna pogoń za ligową czołówką może dać im grę w europejskich pucharach.

Legia zawalił sezon sezon w ekstraklasie. Sukces w Pucharze Polski miał rozgonić czarne chmury. W końcu to trofeum dawało piłkarzom Aleksandara Vukovicia możliwość gry w eliminacjach Ligi Konferencji. Dla mistrzów Polski był to jeden z najważniejszych meczów w tym roku i zarazem jeden z najsłabszych. Raków ograł warszawski zespół po golu Mateusza Wdowiaka, który dwa lata temu jeszcze w barwach Cracovii też wyrzucił Legię z półfinału Poucharu Polski. Wtedy popisał się efektownym dubletem, wczoraj wystarczył skuteczny strzał głową już w piątej minucie meczu. Stołeczni mieli sporo czasu na odrobienie strat, ale głównie przyglądali się, jak grają piłkarze Rakowa. Sami tylko raz zagrozili częstochowskiej bramce, jednak w 77. minucie znakomitą okazję zmarnował Benjamin Verbić. Gospodarze nacierali, ale mieli pecha lub mizy słupkami znakomicie spisywał się Richard Strebinger.

Przegląd Sportowy - W marcu 2019 roku w ćwierćfinale tych rozgrywek Raków grał u siebie z broniącą trofeum Legią. W podstawowym czasie było 1:1, doszło do dogrywki. W 112. minucie do piłki dośrodkowanej przez Daniela Barda wyskoczył Andrzej Niewulis i strzałem głową pokonał Radosława Majeckiego. Sensacja stała się faktem. Od tamtej chwili minęły raptem trzy lata, a mimo to diametralnie zmienił się cały świat. Mnóstwo zmieniło się też w klubie z Częstochowy, który w tym czasie zdążył dołączyć do krajowej czołówki. Dlatego środowe zwycięstwo ekipy prowadzonej przez Marka Papszuna nie było już dla nikogo zaskoczeniem.

Na tym meczu po prostu każdy chciał być. Na skromnych trybunach stadionu przy Limanowskiego pojawili się prezes PZPN Cezary Kulesza oraz minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk, ale też autor kultowego przeboju „Gdzie się podziały tamte prywatki", czyli piosenkarz Wojciech Gąsowski, a niedaleko artysty jedno z krzesełek zajmował Dawid Celt - urodzony pod Jasną Górą kapitan tenisowej reprezentacji kobiet, prywatnie mąż Agnieszki Radwańskiej. Wszyscy zobaczyli, jak gospodarze od początku ruszają do ataku, a jednocześnie imponują spokojem. W drużynie Papszuna nikt nie panikował, gdy miał piłkę przy nodze, za to każdy szukał optymalnych rozwiązań. To opanowanie czuć było zwłaszcza w poczynaniach Bena Ledermana i Iviego Lopeza. Hiszpan w 5. minucie precyzyjnie dośrodkował z rzutu wolnego do Mateusza Wdowiaka, który uderzeniem głową zaskoczył Richarda Strebingera. Później Austriak kilka razy uratował swój zespół, przyciągając piłkę niczym magnes w pozornie beznadziejnych sytuacjach. Po przerwie Raków też był lepszy i mógł podwyższyć prowadzenie, lecz w dogodnych sytuacjach pudłował Lopez. Goście jedyną dobrą okazję mieli dopiero w 77. minucie, gdy w bramkę nie trafił wprowadzony z ławki Benjamin Verbić. - Drugi raz z rzędu jesteśmy w finale. To dla nas wielka sprawa! Dożyliśmy czasów, gdy jesteśmy w stanie zdominować Legię. Nasze zwycięstwo nie podlegało dyskusji - powiedział Papszun.

Sport - Częstochowianie imponująco rozpoczęli spotkanie. Już w trzeciej minucie blisko zdobycia bramki był Ben Lederman. Pomocnik Rakowa próbował przelobować Richarda Strebingera. Austriak mimo oślepiającego słońca dał radę przerzucić piłkę nad poprzeczką. Dwie minuty później był jednak bezradny. Dośrodkowanie z rzutu wolnego wykończył głową Mateusz Wdowiak i wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Chwilę później pomocnik Rakowa mógł podwyższyć prowadzenie. Rajd prawym skrzydłem zakończył uderzeniem, jednak Strebinger uratował swój zespół ekwilibrystyczną paradą. Piłka spadła jeszcze pod nogi Fabio Sturgeona, jednak Portugalczyk nie zdołał umieścić jej w siatce. Częstochowianie zaskoczyli „Wojskowych”, którzy praktycznie od samego początku spotkania musieli odrabiać straty.

Podopieczni Aleksandara Vukovicia próbowali zaskoczyć Raków wyższym pressingiem, jednak nie potrafili wytworzyć sobie klarownej sytuacji bramkowej. Próby „Legionistów” ograniczały się do niecelnych uderzeń z dystansu czy strzałów prostych do obrony dla Kacpra Trelowskiego. Częstochowianie z kolei lekko się „schowali”, by wyprowadzi kontratak. Ten nastąpił, gdy piłkę na dobieg otrzymał Sebastian Musiolik. Napastnik Rakowa uderzył między nogami Strebingera, jednak jeden ze stoperów zdążył wybić ją praktycznie z linii bramkowej. Pod koniec pierwszej połowy bramkarz Legii ponownie musiał ratować zespół. Częstochowianie, podobnie jak przez większą część spotkania przeprowadzili atak prawą stroną boiska. Uderzenie wylądowało w rękach Strebingera, choć wszystkim zgromadzonym na stadionie wydawało się, że piłka znalazła drogę do bramki Legii. W drugą połowę częstochowianie weszli z jedną zmianą – bezbarwnego Musiolika, do gry którego w pierwszej odsłonie miał zastrzeżenia trener gospodarzy, zmienił Vladislavs Gutkovskis. Nastawienie Rakowa się jednak nie zmieniło. Częstochowianie dążyli do podwyższenia prowadzenia. Mimo to nie atakowali tak zawzięcie, jak w pierwszej połowie. Legia z kolei nie potrafiła przejść linii środkowej. Długie piłki posyłane przez bramkarza padały łupem częstochowian. „Wojskowi” mogli mówić o dużej dozie szczęścia, połączonej z świetną dyspozycją Strebingera. Bramkarz Legii kilkukrotnie ratował swój zespół przed stratą bramki w pierwszej połowie.

Fakt - Raków Częstochowa był faworytem spotkania. Aktualny wicelider ekstraklasy nie przegrał żadnego z dziewięciu ostatnich meczów, a licząc z Pucharem Polski dziesięciu. Legia po słabym początku rozgrywek była nawet w strefie spadkowej. W tym roku aktualny mistrz Polski spisuje się zdecydowanie lepiej. W sześciu ostatnich meczach ligowych odniósł pięć zwycięstw i zanotował remis, 19 marca na wyjeździe z Rakowem (1:1). Gospodarze przeważali od pierwszego gwizdka arbitra. Już w 5. minucie gola, po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Iviego Lopeza, strzelił uderzeniem głową Mateusz Wdowiak. Raków osiągnął wyraźną przewagę. Gdyby nie doskonałe interwencje bramkarza Legii, spotkanie mógł zamknąć mecz w pierwszej połowie. Richard Strebinger obronił strzały m.in. Sebastiana Musiolika, Lopeza i Janisa Papanikolau. Po zmianie stron Legia przez długie minuty nie istniała w ofensywie. Klub z Częstochowy stwarzał liczne okazje, nie był jednak w stanie pokonać bramkarza gości. W 63. minucie do siatki w końcu trafił Lopez, ale gol nie został uznany. Zagrywający Vladislavs Gutkovskis był na pozycji spalonej. Legia była bezradna. Stołeczny zespół miał ogromne problemy z przekroczeniem środkowej strefy boiska. 78. minucie goście przedarli się w pole karne Rakowa. Benjamin Verbič jednak fatalnie spudłował. To była jedyna groźna sytuacja gości w tym meczu.

Rzeczpospolita - Po porażce 0:1 z Rakowem wiadomo już, że drużyna z Warszawy zakończy sezon bez trofeum i może jej zabraknąć w Europie. Jedynego gola w Częstochowie strzelił już w piątej minucie Mateusz Wdowiak. To oznacza, że 2 maja na PGE Narodowym o puchar powalczą zespoły, które rywalizują też - do spółki z Pogonią Szczecin - o mistrzostwo Polski. We wtorek Lech Poznań rozbił 3:0 trzecioligową Olimpię Grudziądz i to on będzie finałowym przeciwnikiem Rakowa. Legia nie wyglądała na drużynę, która walczy o uratowanie sezonu. Nie była w stanie zagrozić gospodarzom i teraz jej ostatnią nadzieją na europejskie puchary jest zajęcie czwartego miejsca w lidze. Na razie zajmuje je Lechia Gdańsk, Legia traci do niej osiem punktów. Na odrobienie tej straty ma siedem kolejek, ale z taką grą jak w środę będzie mieć spore problemy. 
Kalendarz jej nie sprzyja. Już w sobotę jedzie do Poznania na szlagier z Lechem, a za dwa tygodnie do Szczecina na spotkanie z Pogonią.

Polecamy

Komentarze (21)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.