Radosław Kucharski

Radosław Kucharski: Jesteśmy klubem, który ma DNA i wierzy w sukces

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

25.10.2021 23:30

(akt. 26.10.2021 08:28)

- Jesteśmy na 15. miejscu w tabeli. Mamy tyle punktów, ile mamy, ich średnia wynosi dokładnie 0,9. Decyzja o zmianie na ławce szkoleniowej była bardzo trudna, nie ukrywam, że została podjęta po porażce w Gliwicach, która była siódmą w lidze w tym sezonie. Chcemy walczyć i zdobyć mistrzostwo Polski. W związku z zaistniałą sytuacją w klasyfikacji a miejscem klubu w historii polskiej piłki ligowej, podjęliśmy decyzję o zmianie trenera – mówił, na spotkaniu z dziennikarzami, dyrektor sportowy Legii Warszawa, Radosław Kucharski.

Czy można podzielić pracę Czesława Michniewicza na cztery okresy? Pierwszy, to walka o ratowanie Europy – nieudana, walka o mistrzostwo – udana, awans do Ligi Europy – udany, sytuacja w lidze – katastrofalna?

– Jak najbardziej, można to podzielić na takie okresy. Przede wszystkim, chciałbym podziękować trenerowi za to, co zrobił dla Legii, za mistrzostwo, za wspólny sukces, za rozgrywki europejskie. Bardzo długo pracowaliśmy nad tym, aby Europa ponownie zagościła na Łazienkowskiej. Wracając do pytania, w ciągu raptem 12 miesięcy przeszliśmy cztery różne okresy. Początkowo chcieliśmy ratować sytuację po trenerze Vukoviciu i dostać się do Ligi Europy, co się nie udało. Zespół wygrał mistrzostwo Polski, walczył o awans do Champions League. Skończyło się na pozytywnym sukcesie w Lidze Europy. Teraz jesteśmy w tym czwartym okresie, ale wierzymy, że to chwilowy moment w naszym klubie. I że wyjdziemy z kryzysu.

Czy wierzy pan w mistrzostwo Polski?

- Nie ma czegoś takiego w moim życiu, prywatnym i sportowym, że nie wierzę w sukces. Wiele w życiu przeszedłem, jestem w tym klubie od 2008 roku. Od 2013 roku do dnia dzisiejszego odpowiadam za proces transferowania piłkarzy – od tego momentu Legia wywalczyła siedem tytułów. Ten, kto był kiedyś u mnie w biurze, wie, że znajduje się tam herb i to, co jest pod nim napisane. Wierzę w tytuł, zespół, klub. Wierzę, że mistrzostwo jest możliwe, w tym roku będzie o to trudno, ale to jest piłka. Przechodziliśmy różne sytuacje, momenty. Były też chwile, w których traciliśmy tytuł w wyjątkowo prosty sposób. Jesteśmy zespołem, klubem, który ma DNA, wiarę w sukces – ja również ją mam.

Jaka jest ogólna ocena tego, co Legia prezentuje w tym sezonie?

– Sytuacja ligowa – czyli to, gdzie obecnie jesteśmy – jest nie do zaakceptowania. Pracując w Legii przez wiele sezonów, sami wiecie, że zmiany trenerów przychodziły dużo szybciej. Pomagaliśmy trenerowi, dawaliśmy różne możliwości wyjścia z patowej sytuacji. Dziś rozmawiamy już o siódmej porażce w lidze i zarazem czwartej porażce z rzędu. Staraliśmy się otoczyć trenera i piłkarzy wsparciem na każdej płaszczyźnie: rozmowami, od strony prezesa Mioduskiego i mojej osoby, pomocą psychologa, który cały czas pracuje z zespołem, aby znaleźć rozwiązania i wyjść z kryzysu. Bardzo liczyłem na to, że mecz z Piastem będzie przełamaniem. Miałem nadzieję, że po tym, co wydarzyło się nawet przy wyniku 1:2, w drugiej połowie odwrócimy sytuację. Widzieliście jak wyglądało spotkanie. Mieliśmy świetne sytuacje, w których trudno o niestrzelenie gola, mam na myśli choćby okazję Emrelego. W momencie gdy tracimy jedną, drugą, trzecią bramkę, to nie ma właściwych reakcji. Zespół nie grał tego, co może i było to widać w kolejnym meczu. 

Kastrati, Celhaka, Johansson i Rose za karę nie pojechali do Gliwic?

- To bardziej decyzja i pytanie do trenera Michniewicza. Ja nie mam wiedzy o tym, że ci zawodnicy prowadzili się niesportowo. Dlatego też nie zostali ukarani, pracują normalnie z zespołem i walczą o swoją szansę. Każdy zacznie z czystą kartą. Jednocześnie mam taki apel - jeśli macie wiedzę o tym, że piłkarze wychodzą na miasto, to dajcie o tym znać. To nam pomoże, będziemy mogli szybciej reagować. Ja bardzo skrupulatnie prześwietlam zawodników, nie tylko pod względem sportowym, ale też charakterologicznym. Dlatego nie spodziewamy się takich sytuacji. 

Czy klub ma czyste sumienie w kontekście tego, że trener Michniewicz dostał wszystkie narzędzia do budowy zespołu?

- Mówiliśmy wcześniej o czterech okresach pracy trenera Michniewicza w Legii. Rzeczywiście, były różne zespoły, personalia. W piłce nie uciekniemy natomiast od jednej rzeczy – od dynamiki. Nie uciekniemy od dynamiki budowy zespołu, sprowadzania i transferowania piłkarzy, momentu ich transferowania. Zimą trafiło do nas czterech zawodników. Artem Szabanow byłby najprawdopodobniej graczem, który odegrałby dużą rolę, bo dość płynnie wszedł do zespołu. Jego dalszy pobyt z nami uniemożliwiła kontuzja. Ściągnęliśmy piłkarza, który dziś jest jedną z najbardziej barwnych postaci w naszym zespole – mówię o Erneście Mucim. To młody chłopak, którego z pełną świadomością i w ostatniej chwili sprowadziliśmy do Legii. Ma ogromny potencjał, jak dalej będzie robił takie postępy, to za chwilę go tutaj nie będzie. Ma umiejętności, które przerastają ligę, jego rozwój jest bardzo płynny. Do tego doszedł Jasurbek Yaxshiboyev, który miał różne momenty, ale to dalej chłopak z potencjałem, co pokazuje na rynku europejskim. Nieudanym okazał się transfer Nazarija Rusyna, który dość krótko był w pierwszym zespole.

Absolutnie zgodzę się z tym, że w okresie zimowym można wiele rzeczy usprawnić, tak samo jak w lecie. W ostatnim oknie przyszedł do nas Mahir Emreli, który strzelił kluczowe gole m.in. ze Slavią Praga oraz Bodo/Glimt. Dużo daje zespołowi w ofensywie, daje liczby, co bardzo pomogło w awansie. Trzeba to wziąć pod uwagę.

Uważam, że z perspektywy zespołu, ważne w kontekście naszej obecności w fazie grupowej było to, co zrobił klub. A klub, w okresie letnim, zapewnił stabilizację. Odeszło od nas siedmiu piłkarzy, z którymi nie przedłużyliśmy kontraktów. Prosiłbym, abyście sprawdzili sobie ile minut zagrali ci zawodnicy w zeszłym sezonie dla Legii, i dlaczego dokonaliśmy takich wyborów. Ta decyzja była podjęta również z trenerem Michniewiczem. Nie była to decyzja moja czy pana Mioduskiego, tylko wspólna. Ze względu na odejścia, mogłem poruszać się po rynku i przyprowadzić nowych piłkarzy w obrębie budżetu, payrollu. Działo się to ze sporym wyprzedzeniem, bo transfery Abu Hanny i Emrelego dokonały się dużo wcześniej niż 1 lipca, czyli wtedy, gdy zaczyna się okno. Nawet jeżeli dokonaliśmy podpisania wstępnych dokumentów, nie każdego zawodnika udało się włączyć do treningów pierwszego dnia. Nie jest to wina klubu, czasami to złośliwa sytuacja, którą mieliśmy przy niektórych transferach, bo zawodnicy mieli kontrakty, które obowiązywały do 30 czerwca. Poruszając się po rynku, spotykamy różne sytuacje. W pierwszej części okienka przyszło nie dwóch-trzech, tylko sześciu piłkarzy. Od tamtej pory do dziś, to 3,5 miesiąca pracy z piłkarzami i tego, aby wykorzystać ich potencjał, zaadaptować do zespołu i wygrywać z nimi mecze. Drugą, ważną sprawą było to, że nie straciliśmy ważniejszych piłkarzy.

Dziś najbardziej martwi mnie nie transfer Kastratiego, który jest z nami miesiąc, czy sprowadzenie Celhaki, który był wykupiony z wyprzedzeniem i pomysłem. To nie jest też sytuacja, która dotyczy Charatina. Mnie martwi dziś to, dlaczego zawodnicy, którzy w poprzednim sezonie byli kluczowi w walce o mistrzostwo Polski, mają znaczący spadek formy. Mówimy o Pekharcie, Mladenoviciu, Luquinhasie. To zawodnicy, którzy w tamtych rozgrywkach robili różnicę w ofensywie. Dziś jesteśmy w takim momencie, że graczami, którzy punktują najlepiej, są Emreli i Muci, czyli jeden z najmłodszych w zespole. To też jest dla mnie odpowiedź. Rozmawialiśmy wcześniej z trenerem o tym, jak doprowadzić do tego, aby ci piłkarze z powrotem weszli na swój poziom. Z perspektywy piłkarzy, to też nie jest łatwe do zaakceptowania. W jednym sezonie potrafisz strzelić 20 goli, mieć 10 asyst i 10 bramek, a trzy miesiące później te statystyki kuleją. Szukamy odpowiedzi. I ją znajdziemy, aby regularność się znalazła.

Odpowiedzią jest zwolnienie Łukasza Bortnika?

- Czuliśmy, że zatrudniamy bardzo dobrego fachowca. Stało się natomiast tak, jak się czasami dzieje, że drogi nie do końca się schodzą. Łukasz odszedł z Legii, składowych jest wiele. Nie chcę poruszać tematu przygotowania fizycznego. Zawsze jest łatwo na coś zrzucić. Bardzo mocno analizujemy różne rzeczy, nie tylko przygotowanie motoryczne. Analizujemy np. statystyki – nie to, na którym miejscu jesteśmy i ile tracimy goli, tylko to, co robimy na boisku. Sprawdzamy, jaką mamy powtarzalność, czego nam brakuje,  jak i gdzie odbieramy piłkę, z jaką skutecznością to robimy, jak atakujemy i konstruujemy akcje. Mamy bardzo dużo przemyśleń w tym temacie.

Co wynika z tych statystyk?

- Nie kreujemy zbyt dużo sytuacji pod bramką. Widać w meczach, że dochodzimy do dosłownie kilku okazji. Mamy dość głębokie spojrzenie na statystyki. Pierwsza sprawa – trener Michniewicz na bieżąco dostawał od nas te informacje. Druga rzecz – trener Gołębiewski również je dostanie, zapozna się z nimi, aby przemyśleć i przełożyć to na boisko. Mam nadzieję, że statystyki będą na tyle jasne i wyraźne, przez co będzie łatwiej się poruszać.

Powiedział pan o Luquinhasie, który w dwumeczu z Bodo/Glimt był chyba najlepszy na murawie, strzelił dwa gole. Poprzednie pytanie było pewnie oparte o słowa prezesa Mioduskiego, który powiedział, że kadra na puchary jest budowana zimą. W lecie odeszli Wszołek, Juranović, Vesović – i coś, co było główną bronią Legii, czyli prawe wahadło, właściwie przestało istnieć. Mattias Johansson okazał się podatny na kontuzje. Bartosz Kapustka doznał urazu, nie udało się pozyskać kogoś podobnego do niego, Josue jest zupełnie innym piłkarzem, mniej mobilnym. Artur Boruc dawał bardzo dużo punktów, pewności, w momencie gdy doznał kontuzji, wszystko się posypało. Czy nie dało się pewnych rzeczy zrobić inaczej, lepiej?

- Jeśli chodzi o Marko Vesovicia – rozmawialiśmy na ten temat tyle razy, sytuacja była bardzo trudna do zaplanowania. Nie chcę do tego wracać, to przeszłość – inaczej, od strony klubu, nie można było postąpić. Paweł Wszołek świadomie nie przedłużył kontraktu, który był zaproponowany na dobrych warunkach. W trakcie nastąpiło wiele sytuacji, w które weszły pieniądze, i zawodnik nie był skłonny do podpisania nowej umowy. Został z nami Juranović, który uczestniczył w sześciu meczach eliminacji europejskich pucharów. Zdecydowanie zgodzę się z tym, że był to bardzo ważny zawodnik w kwalifikacjach i w poprzednim sezonie.

Ale nie uważam, że Johansson jest gorszym piłkarzem niż Juranović. Rok temu „Jury” nie było w pucharach. Były różne sytuacje związane z jego zdrowiem, przyszedł do nas w późniejszej fazie sezonu, u Aleksandara Vukovicia nie odgrywał praktycznie żadnego roli, miał koronawirusa. Przyszedł do nas, zagrał świetny sezon, dostał bardzo dobrą propozycję. Spodziewając się danej sytuacji na rynku – na którym pracuję wiele miesięcy, aby piłkarzy pozyskać i sprzedać – świadomie pozyskaliśmy Johanssona, nie mając wtedy środków finansowych. Sprowadzenie Szweda było celowym działaniem, aby w letnim okresie przygotować go do funkcjonowania i grania na bardzo dobrym poziomie. On potrafi grać w piłkę, w każdym meczu eliminacji, jak i przeciwko Leicester, prezentował się bardzo dobrze. Robi różnicę, zaadaptuje się zarówno jako prawy obrońca jak i wahadłowy. Jestem święcie przekonany, że za rok będziemy rozmawiali o chłopaku, który będzie się wyróżniał na pozycji prawego wahadłowego w lidze polskiej.

Johansson może być nawet lepszy od Juranovicia. Chodzi jednak o to, że w danym momencie, z różnych powodów, nie był w stanie zastąpić poprzedników.

- Zależy, o którym momencie mówimy. Świadomie sprowadziłem go w lecie, aby go przygotować. W pewnym momencie doznał urazu, przez pewien czas go nie było. Mam nadzieję, że wyjdzie z tych przewlekłych kontuzji. Większość piłkarzy, których sprowadziliśmy do Legii, rozegrało w poprzednim sezonie bardzo dużo meczów. W tamtych rozgrywkach Johansson zagrał w Turcji powyżej 2,5 tysiąca minut. Trzy lata wcześniej był podstawowym zawodnikiem, który rywalizował w podobnym wymiarze czasowym, z sezonu na sezon. Rose w poprzednich rozgrywkach spędził na boisku praktycznie trzy tysiące minut, jak nie więcej, to samo Charatin. Założyliśmy, iż nie będzie takiego scenariusza, że przyjdzie zawodnik, który wymaga odbudowy.

Jesteśmy klubem sprzedającym, a nie kupującym. Reagujemy na rynku. Jeśli przeprowadzamy transfery wychodzące i pojawia się możliwość inwestowania, to wtedy inwestujemy. Jeżeli sytuacja zaczyna się na początku okienka, gdzie nie ma sprzedaży, to wówczas poruszam się po rynku bazującym na wolnych piłkarzach. Rozmawiam z nimi wiele miesięcy wcześniej, bo wiem jakie mam możliwości, środki. Tak wygląda dziś nasza realność. Nie różnię się za bardzo w porównaniu do innych klubów, które poruszają się w naszej rzeczywistości. Sprzedaliśmy Juranovicia i dzięki temu ruchowi zrobiliśmy trzy transfery gotówkowe.

Porozmawiajmy teraz o trenerze. Jak wygląda kwestia kontraktu? Czy ma czas, czy to trener do zimy, do lata? Jak to wygląda od strony formalnej?

- Tak jak powiedziałem wcześniej, zareagowaliśmy bezpośrednio po meczu. Trener Gołębiewski w niedzielę został przez nas poproszony o prowadzenie zespołu. Sztab to połączenie osób, które pracowały z trenerami Michniewiczem i Vukoviciem, to ludzie oddani temu klubowi. Mam nadzieję, że sprytnie połączymy całą grupę. Dzięki wiedzy szkoleniowca Gołębiewskiego i jego współpracowników, będziemy mogli pracować jak najdłużej.  

W Legii nie ma czegoś takiego jak niefiltrowanie rynków piłkarskich i trenerskich. Nie sprowadzamy trenera, do którego nie jesteśmy przekonani i który nie będzie wzmocnieniem. Nie traktuję tego klubu jak zabawki.

Do jakiego trenera nie był pan wcześniej przekonany?

- Byłem przekonany do wszystkich trenerów, z którymi pracowałem.

Chodzi o status, bo czasami używa się zwrotu, że trener jest tymczasowy.

- Pomogę trenerowi pracować w Legii jak najdłużej, bez dwóch zdań, tak jak pomagam każdemu innemu szkoleniowcowi. Dziś, od strony klubu, musieliśmy podjąć decyzję o zmianie trenera, która wymaga bodźca dla szatni, zawodników. Chciałbym, aby trener – tak jak zadeklarował się, co do pomocy, fachowości – wziął ciężar odpowiedzialności za to wyzwanie. To nie jest prosta sytuacja. Trzeba mieć jaja, aby tu pracować, zwłaszcza jak wchodzi się do szatni po siedmiu porażkach. Tym bardziej chciałbym podziękować trenerowi za taką gotowość, za to, że jest z klubem w tak trudnym momencie, w jakim się znajdujemy. Mam nadzieję, że ta sytuacja będzie trwała jak najdłużej.

Czy jest umowa z trenerem Gołębiewskim, która obowiązuje do konkretnego czasu?

- Na dziś będzie to umowa obowiązująca do końca tego sezonu, do czerwca 2022 roku.

Polecamy

Komentarze (144)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.