Radosław Kucharski

Radosław Kucharski: Lato nas wzmocni, nie osłabi

Redaktor Redakcja Legia.Net

Redakcja Legia.Net

Źródło: Legia Warszawa

23.07.2020 16:06

(akt. 23.07.2020 16:13)

W tym okienku się wzmocnimy, a nie osłabimy. Mocno monitorujemy ligę polską, ale także cały czas obserwujemy ligi zagraniczne. Widać było to w letnim okienku, gdzie mieliśmy dwa transfery z Ekstraklasy, a cała reszta graczy trafiła do nas zza granicy – uważa Radosław Kucharski, dyrektor sportowy Legii Warszawa.

– Dla mnie w transferze najważniejsze jest to, by piłkarz miał jakość. Jeżeli taką jakość na tle konkurenta zza granicy prezentuje piłkarz z ligi polskiej, to chciałbym żeby u nas zagrał właśnie on. Sam tok naszego myślenia jest taki, że pierwszą wytyczną jest porównanie Polaków do obcokrajowców z ligi polskiej, a dalej zestawienie graczy z Ekstraklasy na tle zawodników zagranicznych, wkładając w to oczywiście możliwości finansowe i budżetowe. Taką drogę będziemy obierali w naszych działaniach, bo wydaje mi się, że jest ona słuszna. Musimy jednak pamiętać, że nie zawsze będzie się dało przetransferować piłkarza z ligi polskiej – uważa Kucharski w rozmowie z oficjalną stroną Legii Warszawa. 

Gdyby w tym momencie drzwi otworzył prezes Mioduski i powiedział: „Panie dyrektorze, poproszę konkretne nazwiska na już”. Ile z nich znalazłoby się na liście?

- Najpierw spytałbym pana prezesa jaki mam budżet. A wtedy odpowiedziałbym z jakiego rankingu biorę piłkarzy. Bo te rankingi są już zrobione. Prezes Mioduski nie musi otwierać drzwi, jest na bieżąco włączony w nasze działania. Dzięki temu przepływ informacji jest płynny, a proces podjęcia decyzji ulega skróceniu.

(...)

– Niemal codziennie dostajemy nowe informacje na potencjalne wzmocnienie zespołu. Natomiast na dziś nie mamy jeszcze sprecyzowanego stanowiska klubu, dotyczącego dokładnej kwoty, którą będziemy mogli zainwestować w letnie okienko.

Ile razy odbiliście się od ściany w negocjacjach z innymi polskimi klubami?

- Bardzo często. Prawo futbolu jest bowiem prawem pieniądza. Jeżeli klub ma inne możliwości, albo ofertę zza granicy – nawet gdy kwota transferu jest podobna – to zespoły raczej idą w sprzedaż swojego piłkarza poza Polskę. I okej, jest to dla mnie zrozumiałe, bo przecież nikt nie chce wzmacniać konkurencji. Między innymi dlatego tak często z naszymi ofertami odbijamy się od ekstraklasowych klubów. 

 

Ile jest prawdy w tym, że gdy wychodzi na jaw zainteresowanie piłkarzem ze strony Legii, to jego cena wzrasta?

- Są takie sytuacje, ale to wszystko kwestia negocjacji i dobrej woli – czy znajdujemy się po tej samej stronie barykady i zamykamy transfer, czy nie. Przecież nie będziemy przepłacać za piłkarzy – tak nie jest i ja nigdy się pod przepłacaniem nie podpiszę. No dobrze, jeżeli nas stać, mam na niego budżet, wiem co dany zawodnik prezentuje i ile w przyszłości na nim zarobię, to jestem w stanie coś takiego zaakceptować. Ale przepłacanie tylko po to, żeby pozyskać jednego gracza, nie jest drogą, jaką będziemy szli w tym klubie. 

Z którego transferu do klubu jest Pan najbardziej dumny, a który jest z kolei największym wyrzutem sumienia?

- Największą satysfakcję odczuwam chyba z tego, że w skautingu mogłem kiedyś zatrudnić Krzysztofa Tańczyńskiego, który dzisiaj pełni funkcję koordynatora skautingu w naszej Akademii. Uważam, że to nasza bardzo duża siła rażenia Legii, tak duża, że zdecydowałem się rozszerzyć trochę to pytanie. Moje najsłabsze transfery... Może to nawet nie kwestia ich słabości, ale tego, że nie wypaliło, a powinno wypalić. Tego, że oczekiwania były inne, a – z różnych względów – zupełnie się nie dojechało. Trudne pytanie, bo na koszulce mam zapisane kilka błędów. Ale powiem chyba, że największym był Daniel Chima Chukwu. Nie sportowo, bo mocno go analizowaliśmy i znaliśmy, tylko pod zupełnie innym względem – nie było głodu gry w piłkę. To mnie strasznie boli, bo mogę się sportowo pomylić, ale jeżeli pomylę się w kontekście tego, że piłkarz przychodzi, jest wygodny, nie chce grać, to boli jak cholera. Boli tak, że nie śpisz po nocach i myślisz. Dużo myślisz. Jeżeli zrobię błąd sportowy, to okej, po jakimś czasie wiem dlaczego go popełniłem i na pewno odrobię go razy dwa, albo razy trzy – również finansowo dla klubu. To są rzeczy, które mnie dotykają i które odczuwam też personalnie. Ale cieszę się, że mam na koncie te błędy i cieszę się, że mam możliwość je popełniać. Nikt nie musi mnie ochrzaniać, bo taki niewypał sam w sobie motywuje mnie, żeby to wszystko odrobić z nawiązką. 

Całą rozmowę przeczytać można w tym miejscu

Polecamy

Komentarze (171)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.