Domyślne zdjęcie Legia.Net

Radović: Wystąpię z wnioskiem o polskie obywatelstwo

Piotr Szydłowski

Źródło: Gazeta Wyborcza

03.12.2010 02:18

(akt. 15.12.2018 05:00)

- Przez pół roku siedziałem na ławie Partizana, a Legia zdobywała mistrzostwo i długo o mnie zabiegała. Trener Wdowczyk przyjeżdżał do Belgradu mnie oglądać. Nim się zgodziłem, rozmawiałem z byłym trenerem Legii Dragomirem Okuką i z "Aco" Vukoviciem, który w Warszawie grał. Mówili o dobrych i złych stronach. Ta najgorsza to brak sukcesów w Europie. Odkąd jestem w Warszawie, nie zdobyliśmy też mistrzostwa. Czas to zmienić. W 2006 roku decydująca dla mnie była świadomość, że w Legii będę grał - mówi w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" serbski pomocnik Legii Warszawa, Miroslav Radović.

Spodziewał się pan, że spędzi w w Warszawie tyle czasu?

- Nie. Myślałem, że po dwóch latach dobrej gry wyjadę do lepszego klubu. Stało się inaczej, dziś jestem weteranem, choć mam dopiero 26 lat. Trochę się tu zmieniło, odkąd przyszedłem.

Pierwszy sezon miał pan znakomity - sześć goli i aż dziewięć asyst. Dlaczego każdy kolejny był słabszy?

- Trener Wdowczyk mi ufał, a ja się dobrze z tym czułem i dobrze grałem. Po zmianie szkoleniowca tak wesoło nie było. Trener Urban nie bardzo we mnie wierzył i nie cenił mnie. Zdarzało się, że w pięciu kolejnych meczach zmieniał mnie w przerwie. To było przygnębiające. U niego obowiązywała zasada: strata jedna, strata druga, strata trzecia i w przerwie zostawałem w szatni. To była także moja wina, bo nie grałem na miarę możliwości. Brakowało mi pewności, bałem się podejmować ryzyko, bo wiedziałem, co za to grozi.

Urban wymagał od pana jako skrzydłowego Legii około dziesięciu goli w sezonie.

- Miał rację, powinienem dokładać siedem-osiem asyst. Nie gwarantowałem tego i o to były największe pretensje szkoleniowca.

Stracił pan trzy sezony w Legii Urbana?

- Nie zrobiłem postępu, a każdy kolejny sezon był w moim wykonaniu gorszy, więc tak. Na palcach jednej ręki mogę policzyć dobre mecze. Jestem w takim wieku, że powinienem się rozwijać.

Rozmawiał pan z trenerem?

- Najgorsze były chwile, kiedy na prawym skrzydle trener ustawiał środkowego pomocnika Piotrka Gizę. Znaczyło to, że na mnie w ogóle nie liczy. Nie mam jednak nic przeciwko trenerowi Urbanowi. Zawodziłem go, bo strzelałem za mało goli i miałem za mało asyst. Oczekiwał ode mnie więcej. Rozmawialiśmy, ale moja sytuacja się nie zmieniała.

Odetchnął pan po zwolnieniu Urbana?

- Miałem nadzieję, że nowy trener mi zaufa. Stefana Białasa, który był w Legii dwa miesiące, nie liczę.

U Macieja Skorży sezon zaczął pan jako rezerwowy.

- I to nie pierwszy czy drugi, ale jeden z ostatnich. Nikt się nie spodziewał, że dostanę szansę, bo do Legii przyszli nowi piłkarze. Ale niektórzy grali słabiej, niż oczekiwano, dlatego trener postawił na mnie.

W trzeciej kolejce, we Wrocławiu, grał pan od początku. I znowu, jak u Jana Urbana, został zdjęty w przerwie. W następnym meczu trener Skorża wysłał pana na trybuny.

- To był najtrudniejszy moment w Legii. Nigdy wcześniej nie byłem na trybunach, nawet w Partizanie. Trener Skorża powiedział wtedy: "Świetnie prezentujesz się na treningach, ale nie widzę tego w meczach. Chcę dać szansę Michałowi Kucharczykowi". Przegraliśmy z Bełchatowem 0:2, potem było 0:1 w Chorzowie, gdzie siedziałem na ławce. Dzień później kilku zawodników - m.in. ja - miało wystąpić w Młodej Ekstraklasie przeciwko Ruchowi. Trener uprzedził nas, że niektórzy w niej pozostaną. Gdy to usłyszałem, pomyślałem: "Koniec ze mną". Dlatego z Młodym Ruchem starałem się ze wszystkich sił, grałem z zaangażowaniem i kara mnie ominęła. Nieźle spisałem się w Lubinie, wszedłem w drugiej połowie meczu z Lechem i zaczęły się dla mnie lepsze czasy. Niedawno trener Skorża powiedział, że już widział mnie w Młodej Legii. Uratowałem się dosłownie w ostatniej chwili.

Aco Vuković powiedział niedawno, że od początku w pana wierzył. Na ławce nikt już niczego od pana nie oczekiwał, zeszła presja i kiedy pojawiła się szansa, skutecznie zaatakował pan "z drugiego planu". Strzelił pan trzy gole, dołożył dwie asysty, to więcej niż 25 proc. goli zdobytych przez Legię.

- Wszyscy mnie skreślili, więc tylko ja w siebie wierzyłem. Miałem przeczucie, że skoro jest nowy trener, nowy stadion i rozśpiewani kibice, to może i dla mnie nadejdą nowe czasy. Kiedy zacząłem grać, przestałem czuć napięcie z poprzednich lat. Nie miałem nic do stracenia.

Prowadzący Polonię trener Urban powiedział po meczu w Bytomiu, że ustabilizował pan formę, bo do Warszawy przyjechała z Serbii pana żona.

- Żona tylko czasem musi jechać do Serbii, bo tam studiuje. Kiedy jest w Warszawie, jestem spokojny. Gdy jej nie ma, czasem trzeba pójść z kolegą tu czy tam. Na szczęście teraz jest w Warszawie praktycznie na stałe.

Na czym polega różnica w pana grze za napastnikiem a byciem skrzydłowym?

- Mam więcej miejsca i swobody. Trener mówi, że we mnie wierzy, że mam się nie bać ryzyka i pokazywać to, co najlepsze. Już nie boję się strat. Mam świadomość, że pomagam drużynie.

Ile czasu panu zajęła nauka polskiego?

- O transferze do Legii wiedziałem długo przed przyjazdem. W Serbii kupiłem sobie polskie rozmówki. Mieszkałem w hotelu Agrykola i miałem tyle wolnego czasu, że na naukę poświęcałem dwie-trzy godziny dziennie. Słowa na literę k nauczyłem się na pierwszym treningu. Wszyscy ciągle je powtarzali, a ja nie wiedziałem, o co chodzi. Wyjaśnił mi Vuko. W Serbii inaczej się przeklina. Nie minęło jednak pół roku, a już rozmawiałem z dziennikarzami. Mam jeszcze problem z pisaniem, bo robię za dużo błędów ortograficznych. Ale się uczę. Mam ogromny szacunek dla Polski i Polaków. Dobrze się tu czuję, ludzie mają podobną mentalność do Serbów. Za kilka miesięcy wystąpię z wnioskiem o polskie obywatelstwo.

Zapis całej rozmowy z Miroslavem Radoviciem w "Gazecie Wyborczej".

Polecamy

Komentarze (7)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.