Raport z przygotowań do Euro 2012
18.06.2007 12:12
Cztery miasta i ćwierć stadionu - tak wygląda dziś nasza infrastruktura na mistrzostwa Europy. Za trzy, najdalej cztery lata w Gdańsku, Warszawie, Wrocławiu i Poznaniu powinny być rozegrane pierwsze mecze w nowych obiektach. Czy wygramy wyścig z czasem? Optymiści są przekonani, że musi się udać. Przecież stadiony buduje się dziś Szybko. Ale pesymiści ostrzegają: jeśli za chwilę nie zaczniemy budować, to polegniemy i będzie wstyd na cały kontynent. Stadion na mistrzostwa Europy to nie tylko boisko i trybuny dla ponad 40 tys. widzów.
Konieczne są obszerne parkingi, szatnie dla drużyn po 100 metrów kw. każda, pokoje trenerskie, gabinety lekarskie i anty-dopingowe do pobierania próbekkrwi i moczu. Muszą powstać pokoje dla delegatów UEFA, trybuny dla 800 VIP-ów, 100 stanowisk telewizyjnych i radiowych, od 300 do 400 miejsc dla prasy i specjalne pomieszczenie do przeprowadzania wywiadów. Aby zbudować taki obiekt, potrzeba dwóch lat intensywnych prac. Warszawa musi doliczyć kolejny rok na rozebranie starego Stadionu Dziesięciolecia. Prosty rachunek pokazuje, że już dziś jesteśmy spóźnieni, bo UEFA wymaga, by obiekty powstały na dwa lata przed imprezą. W najlepszej sytuacji jest Poznań, który swój stadion remontuje od kilku lat. Miasto wydało 30 min zł, budżet państwa dorzucił 23 min zł (2 z Totalizatora Sportowego) i dzięki temu powstały dwie nowe trybuny (jedna przykryta dachem). Ale całkowity koszt remontu, według najnowszych danych, wyniesie aż 400 min zł. - Informacja o pomocy rządu jest dla wszystkich miast kluczowa - mówi Maciej Frankiewicz, wiceprezydent Poznania. - I nie chodzi tylko o to, ile możemy dostać, ale przed wszystkim - kiedy.
Prace w Poznaniu będą prowadzone równolegle z rozgywkami ligowymi. Dwie stare trybuny zaczną rozbierać buldożery, a na dwóch mniejszych zasiądą kibice. Mimo to w Poznaniu są pełni wiary. Stadion ma być gotowy w 2010 roku. Jeszcze przed mistrzostwami władze miasta chcą przejść próbę generalną i zorganizować finał Pucharu UEFA. - To będzie obiekt z klimatem, pełen życia. Kibice poczują się w nim jak na Old Trafford - przekonuje prezydent Frankiewicz.
Znacznie dłuższą drogę musi przebyć Gdańsk, który na razie ma jedynie grafikę komputerową przyszłej Baltic Areny. Dziś na jej miejscu - kilometr od morza, pięć kilometrów od centrum - 487 działkowców wciąż podlewa swoje grządki. Teren co prawda należy do gminy, ale prawo do jego wieczystego użytkowania posiada Polski Związek Działkowców. Dlatego najpierw władze Gdańska muszą rozwiązać umowę z działkowcami. Być może uda się to w sierpniu, a może dopiero pod koniec roku. Później trzeba wypłacić im odszkodowania - średnio 13 tys. zł dla każdego. Na początku przyszłego roku miasto ogłosi przetarg na projekt i wykonanie budowli. Baltic Arena ma kosztować 670 min zł, 20 proc. środków ma pochodzić z kasy miasta, 15 proc. od rządu, 15 proc. z UE i aż połowa od partnerów prywatnych. Czy Gdańsk podoła? - Nie będzie łatwo. Czas gra przeciwko nam. W najgorszym wypadku będziemy jak Portugalczycy przed Euro 2004 kończyć budowę na pół roku przed turniejem - mówi Michał Brandt, rzecznik Gdańska do spraw Euro 2012.
Ale co mają powiedzieć wrocławianie, którzy nie wiedzą jeszcze, gdzie będą wbijać pierwszą łopatę? Do UEFA zgłoszono Stadion Olimpijski wzniesiony w 1928 roku. Ale miasto chce namówić federację piłkarską, by pozwoliła na zmianę lokalizacji. - Mamy pomysł, by zbudować nowoczesny stadion na 41-hektarowej działce na zachodnich przedmieściach, bliżej lotniska, kolei i planowanej obwodnicy - mówi Piotr Waśniewski, koordynator projektu Euro 2012 we Wrocławiu. Działka, która należy do miasta, ma pomieścić nie tylko stadion,
ale też obiekty komercyjne. - Im więcej terenu zostanie dla biznesu, tym szybciej miasto i inwestorzy prywatni odzyskają pieniądze - przekonuje Waśniewski. Nowy stadion ma kosztować ponad 500 min zł. Na razie władze Wrocławia ogłaszają konkurs na koncepcję architektoniczną obu obiektów - starego i nowego. I oba mają ochotę budować.
Na etapie ogłaszania konkursów jest też Warszawa, przed którą wyzwanie, jakiego Polska jeszcze nie widziała. Pod koniec maja Centralny Ośrodek Sportu ogłosił konkurs na koncepcję architektoniczną Narodowego Centrum Sportu, które ma zastąpić Stadion Dziesięciolecia. Za 1,3 mld zł rząd chce wznieść stadion dla 50 tys. widzów, basen olimpijski, halę, hotel z centrum biznesowym, korty, boiska treningowe i biura. Pieniądze na inwestycję mają pochodzić z gier liczbowych i hazardowych (sam projekt kompleksu pochłonie około 50 min zł). Rozpoczęcie prac rozbiórkowych na koronie stadionu zaplanowano na sierpień. Ale na okolicznych błoniach handel będzie trwać do końca września lub połowy października. Najwcześniej wiosną przyszłego roku COS chce wystąpić do naczelnego architekta miasta o pozwolenie na budowę.
Z różnych informacji wynika, że działacze UEFA już wysłali do Polski prośbę o pierwszy raport z postępu prowadzonych prac. Przez najbliższe 3-4 lata będą nam patrzeć na ręce i odwiedzać place budów co kilka miesięcy. Ale jak twierdzi Maciej Grześkowiak, szef sztabu organizacyjnego Euro 2012, Polskę stać, by wszystko na czas zapiąć na ostatni guzik. - Proszę wierzyć, że damy radę - mówi. - Czasem widzę, że szefowie UEFA bardziej w nas wierzą niż my sami, ale nie ma mowy, byśmy zawalili sprawę.
Grześkowiak namawia polskie miasta, by budowały stadiony na lata, a nie na Euro. Boiska powinny przede wszystkim spełniać potrzeby miast, a nie dwóch czy trzech meczów turnieju. Warto też pamiętać, że większość turystów, którzy odwiedzą Polskę, nawet nie zbliży się do stadionów. Będą pić piwo i oglądać mecze w pubach, zajadać kiełbaski, zwiedzać zabytki i kąpać się w fontannach po wygranych spotkaniach. To wszystko też trzeba dla nich przygotować.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.