News: Rezerwy: Mikołaj Brylewski - Inny świat

Rezerwy: Mikołaj Brylewski - Inny świat

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

05.03.2014 12:30

(akt. 13.12.2018 21:07)

Mikołaj Brylewski był najmłodszym zawodnikiem, który pojechał na zgrupowanie rezerw Legii do Arłamowa. Młody golkiper reprezentował rocznik '98, a jesienią występował w zespole prowadzonym przez Goncalo Feio, który zimą odszedł do sztabu szkoleniowego pierwszej drużyny. Z bramkarzem z Chełmna porozmawialiśmy o jego początkach w stołecznym klubie, legijnym Chełmnie, a także szczerym blogu, na którym chciał po prostu motywować ludzi. Zapraszamy do lektury zapisu naszej rozmowy.

Jak się czułeś jako najmłodszy na zgrupowaniu w Arłamowie?


-
Sam wyjazd na zgrupowanie do Arłamowa był dla mnie naprawdę dużym wyróżnieniem. Byłem zaskoczony kiedy dowiedziałem się, że będę mógł trenować z rezerwami. Cała ta sytuacja sprawiła mi wiele radości.


Przyjęcie przez drużynę było dobre?


- W zespole naprawdę panuje kapitalna atmosfera. Każdego dnia jest wiele śmiechu i zabawy, ale każdy wie, że w czasie treningu trzeba ciężko pracować i wszyscy są wtedy skoncentrowani na swojej pracy. Ćwiczymy po to, by stawać się lepszymi.


W roczniku ’98 czasami zamieniałeś się w bramce z Kamilem Ceranem. Czym według ciebie przekonałeś trenerów Legii II do zabrania cię na obóz?


-
Sądzę, że bardzo wiele zależy od naszej postawy na treningach. Przed zgrupowaniem trenerzy z mojego rocznika wysłali mnie na trening zapoznawczy do Legii II. Wiadomo, że starałem się wtedy dać z siebie wszystko i zaprezentować się jak najlepiej i mam nadzieję, że w pewnym stopniu udało mi się to zrealizować. Myślę, że dlatego byłem w Arłamowie.


Nie miałeś strachu idąc do nowego zespołu i trenera Magiery, który dopiero co objął drużynę, a o tym wszystkim wiele się też mówiło?


- Jakiś tam strach był, nie ma co tego ukrywać. W zespole są dużo starsi koledzy i stres się pojawiał, także przed współpracą z nowym sztabem. Wszystkie obawy skończyły się po tym, jak same dobre komentarze na temat trenera wydali starsi chłopacy, których znam. Wszystkie pozytywne opinie się potwierdziły i jak dla mnie Jacek Magiera jest naprawdę dobrym szkoleniowcem, który wykonuje w rezerwach kawał dobrej roboty. Cieszę się też, że tak zostałem przyjęty w ekipie i liczę, że w przyszłości będę miał przyjemność tutaj grywać.


A jak się układała współpraca z Grzegorzem Szamotulskim odpowiadającym za szkolenie bramkarzy?


- Zdążyłem już przeczytać całą książkę. Wcześniej pracowałem również z trenerem chociażby w kadrze wojewódzkiej i już wtedy poczułem chemię. Z Grzegorzem Szamotulskim pracuje się dobrze, zajęcia są na odpowiednim poziomie, nawet gdy na treningu jest kilku golkiperów. Na pewno żaden z nas nie może narzekać. To specyficzny szkoleniowiec, ale taki, który ma dobry kontakt z zawodnikiem. Fajnie współpracować z kimś tak doświadczonym, kto chce się dzielić wiedzą z młodszymi.


Możesz opowiedzieć jak znalazłeś się w Legii?


- Po zakończeniu szkoły podstawowej praktycznie przez pół roku trenowałem z Zawiszą Bydgoszcz, dla którego miałem grać. Byłem tam na krótkim wypożyczeniu, pojechałem też z tą ekipą na mistrzostwa Polski, gdzie dostałem zaproszenie na testy z Legii. Byłem z tego powodu w ogromnym szoku. Najpierw propozycja przyjazdu do Warszawy była nieoficjalna – dostałem zwykłą. wiadomość na Naszej Klasie od jednego ze skautów. Myślałem też, że to jakiś żart, ale na szczęście tak nie było. Potem wszystko zostało załatwione bardzo poważnie i zjawiłem się na treningi przy Łazienkowskiej, a było to jeszcze w czasach kiedy Ernest Waś nie był dyrektorem akademii, a trenerem rocznika ’98. Bardzo mi się spodobało w stołecznym klubie, dałem z siebie wszystko i dostałem propozycję pozostania z czego chętnie skorzystałem.


A ten Zawisza nie kusił? W końcu byłbyś blisko rodzinnego Chełmna. Jak w ogóle w twoim mieście przyjęto informację o tym, że trafisz do Legii?


- Chełmno od zawsze było legijne. Warszawski klub był naszym wzorem. Piosenki, które słyszymy przy Łazienkowskiej, śpiewane są również na meczach Chełminianki. Poza szalikami klubu z własnego miasta, miałem też w domu szal Legii. Zawsze miałem ten klub w sercu. Decyzję podjąłem głównie na podstawie warunków do rozwoju, które oferowano przy Łazienkowskiej. Zawisza nie grał jeszcze nawet w Ekstraklasie i nie ma co ukrywać, że pod względem organizacyjnym był na innym pułapie niż „Wojskowi”. Przychodząc na testy od razu wiedziałem co będzie mnie czeka. Dla mnie gra na takim boisku, teraz pod balonem i ćwiczenie minimum cztery razy w tygodniu to był inny świat.


Przeskok z mniejszego miasta do stolicy sprawił ci jakieś problemy?


-
Na początku było ciężko, ale było mi łatwiej, bo nie byłem jedynym, który wtedy trafił do Legii. Z nowymi chłopakami z mniejszych miast trzymaliśmy się w bursie razem, staraliśmy się dogadać i odnaleźć. Znaleźliśmy w grupie dobry kontakt i to pomogło nam wszystkim lepiej się czuć w Warszawie.


- Pierwszy miesiąc w Legii był dla mnie bardzo fajny ze względu na poznawanie wszystkiego. Niektórych chłopaków nie ma już nawet przy Łazienkowskiej, ale w klubie poznałem wielu znajomych oraz zawarłem różne przyjaźnie. Myślę, że niektóre z nich będą na całe życie. Są osoby, z którymi spędza się prawie po 24 godziny na dobę – szkoła, podróże, treningi... Czasami pojawiały się jakieś zgrzyty, ale wszystko zawsze się regulowało. Dodatkowo pomagała praca z psychologiem oraz z trenerami Goncalo Feio i Piotrem Kobiereckim. Szczególnie portugalski szkoleniowiec, który odszedł teraz do pierwszego zespołu, dbał o atmosferę i z każdym sezonem dzięki temu wszystkiemu było lepiej. Powstał naprawdę dobry zespół.


No właśnie, przed rundą straciliście trenera. Zespół samodzielnie poprowadzi Piotr Kobierecki. Będzie to dla was jakaś różnica?


- Jakieś zmiany pewnie będą, ale ta sytuacja nie zmieni nastawiania zawodników. Każdy z nas wie po co tu jest i po co trenuje. Takie indywidualne nastawianie ma potem przełożenie na grę całej drużyny. Myślę, że wszyscy niezależnie od trenera, będą chcieli osiągnąć jak najwięcej. Wiemy co robić i chcemy wykorzystywać szanse od losu.


W zeszłym roku zadebiutowałeś w reprezentacji Polski do lat 15. To już było spełnienie marzeń?


- Na pewno tak można o tym powiedzieć. Wyjście na boisko i usłyszenie hymnu było niesamowitym przeżyciem. Na trybunach było bodajże pięć tysięcy ludzi i to było ogromne przeżycie. Niestety nie wygraliśmy, a ulegliśmy 0:2 Walii. Porażki kształtują charakter, a także dodają doświadczenia. Dodatkowo jakby ktoś kilka lat temu powiedział, że dojdzie do takiej sytuacji, to po prostu bym go wyśmiał, ale marzenia jednak się spełniają. Teraz nie pozostaje nic innego jak ciężko pracować i walczyć o kolejne powołania.

Potem trenerzy reprezentacji chyba trochę o tobie zapomnieli.


- Pierwsze powołanie dostałem jeszcze za czasów, gdy naszym opiekunem był Marcin Dorna. O tym, że jadę na kadrę dowiedziałem się we wtorek wieczorem, a już w środę rano byłem na rentgenie i dowiedziałem się, że w ostatnim meczu złamałem rękę. Na zgrupowanie się nie wyleczyłem - miałem jeszcze rękę w gipsie. Potem trenerem został Bartłomiej Zalewski, który pojawił się na kilku naszych treningach i w jakiś sposób mnie zauważył i dał szansę. Najpierw byłem na konsultacji w Jarocienie, potem zagrałem właśnie z Walią i… na tym się na razie skończyło. Trzeba robić wszystko aby marzenia nadal się spełniały i pozwoliły na kolejne spotkania w koszulce z orzełkiem na piersi.


O tych kłopotach pisałeś chociażby na swoim blogu. Skąd w ogóle pojawił się pomysł jego założenia?


- To był sposób na nudę, a potem jakoś poszło. W internacie i w Warszawie poznałem wiele ciekawych ludzi. Jedną z takich osób jest Kuba Chlewiński, który też prowadzi bloga, ma swój kanał na YouTube’ie „Pokonaj siebie”, który polecam oraz prowadzi różne projekty. Warto brać z niego przykład, bo robi kawał dobrej roboty. Kiedyś grał w piłkę w Agrykoli, teraz zajmuje się kulturystyką, ale chodzi mi o jego podejście do pracy nad samym sobą. Dla mnie jest to ktoś godny podziwu.


- A co do bloga. Najpierw napisałem jeden-dwa posty, które komuś tam się spodobały, niektórzy prosili o więcej, a wielu osobom po prostu się podobało. Pojawiła się również krytyka, ale nie ma co się o nią obrażać. Lepiej się poprawić, skorygować błędy i się nią nie przejmować.


Byłem w szoku, że to wszystko pisał 15-latek.


-
Miałem w szkole bardzo dobrą nauczycielkę polskiego w podstawówce (uśmiech).


Dziwiła mnie tylko momentami duża szczerość. Nie bałeś się odkryć? Wspominałeś chociażby o rozwodzie rodziców… Nie każdy chce się tym dzielić ze wszystkimi.


- Raczej nie ukrywam swoich uczuć, zawsze byłem otwarty. Wiadomo, że są momenty, w których człowiek się zamyka, ale nie należy się przejmować zdaniem innych. Jak wspomniałem, krytyka musi być motywacją, a nie można się podłamywać. Post o mamie był impulsem. Pewnego wieczora pomyślałem o niej i o moim ojczymie, o osobach, które zawsze mnie wspierają i są moim oparciem. Bez nich nie byłbym tu gdzie jestem. Rodzina to największa wartość w mojej głowie. Chciałem wtedy podziękować mamie za to co dla mnie robi, a innym chciałem pokazać, że nie należy się chować z relacjami w rodzinie, bo to normalne.


Jakoś od miesiąca nic już nie napisałeś na blogu. To jakaś chwilowa przerwa czy takie dłuższe zawieszenie działalności?


- To raczej definitywny koniec spowodowany brakiem czasu. Mam na głowie pełno spraw, ale myślę, że jeśli kiedyś w głowie pojawi się jakaś myśl i nabiorę więcej doświadczenia w życiu to może będę kontynuował ten sposób na życie.


Powiedz jeszcze jaki „Bryleś” jest poza piłką. Chociażby jakiej muzyki słucha.


- Słucham przede wszystkim rapu, na którym się wychowałem. Niektóre teksty piosenek czy biografie pokazują chociażby jak niektórzy ciężko mają w domach. Muzyka od zawsze sprawiała mi wielką przyjemność dla ucha, ale również dodawała życiowych przemyśleń.


Jakie plany na najbliższe pół roku? Póki co gra w rezerwach jest raczej nierealna.


-
Chcę rozgrywać jak najlepsze mecze niezależnie od tego, w którym zespole będę występował. Pozostaje mi ciężko pracować żeby móc wkrótce potrenować z drugim zespołem.

Polecamy

Komentarze (5)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.