Domyślne zdjęcie Legia.Net

Roman Kosecki: Nie ma na mnie haków

Redakcja

Źródło:

15.02.2007 08:44

(akt. 24.12.2018 00:19)

- Nie wstydzę się mówić, że kocham Legię i kocham Warszawę. Natomiast oddałem też serce reprezentacji Polski, grając dla niej przez lata. - Pracy jest bardzo dużo, ale najważniejsze, aby odbudować zaufanie wśród kibiców. Otworzyć drzwi do PZPN, ujawnić wszystko, wpuścić świeżą krew. Ta krew to np. Jacek Bednarz, Czarek Kucharski, za chwilę będzie Piotrek Świerczewski, Piotrek Reiss. Są też Józef Młynarczyk, Krzysztof Warzycha - mówi kandydat na prezesa PZPN <b>Roman Kosecki</b>. Dziś "Kosa" obchodzi 41 urodziny.
- Gdyby ktoś 10 lat temu powiedział, że pan będzie prezesem PZPN, to... - Nie wyśmiałbym go. Od dawna zakładałem sobie, że działając krok po kroku po zakończeniu kariery, będę kimś niezależnym, samodzielną instytucją "Roman Kosecki". Wydaje mi się, że ten cel zrealizowałem. Stworzyłem szkółkę piłkarską, z której jestem dumny. A teraz nadszedł czas na kolejny krok. - Dość odważny to krok. - Kiedyś powiedziałem, że będę trenerem reprezentacji Polski przed czterdziestką. I to jest jedyne, czego tak naprawdę nie zrealizowałem. Ale uważam, że dziś miałbym więcej do zaoferowania jako prezes, a nie jako trener. - Spójrzmy prawdzie w oczy, nie ma pan żadnych szans na wygranie wyborów. - Hmm... Powiedzmy, że szanse mam, ale nie jestem liderem. Poza tym ja mam co robić i prezesem PZPN nie muszę być za wszelką cenę. Nie jeżdżę po Polsce, nie zdobywam głosów, bo to wszystko oznacza dogadywanie się i póżniejsze grupy powiązań. Kto dziś próbuje zjednywać sobie ludzi, brnie w to, przed czym wszyscy chcemy uciekać. Ja nikomu nie chcę się odwdzięczać. - Czyli prosić nikogo o głosy nie ma pan zamiaru, a wygrać chce? To naiwne. - Po prostu normalne. Marzy mi się prezes, który nie musiałby się z nikim układać. - Poprze pana Legia... - I myślę, że jeszcze mazowiecki związek. Kto jeszcze, nie wiem. Liczę na rozsądek. - Skończy się tak, że jako prezes będzie pan adwokatem Legii. - Nie wstydzę się mówić, że kocham Legię i kocham Warszawę. Natomiast oddałem też serce reprezentacji Polski, grając dla niej przez lata. Kiedyś zrezygnowałem z gry w meczu otwarcia sezonu w Hiszpanii, bo miałem zgrupowanie kadry. Wie pan, co to jest otwarcie sezonu w Hiszpanii? Wielkie wydarzenie! Atletico beze mnie wygrało 1:0 po bramce Kiko. Potem przez następne dwie kolejki siedziałem na ławce, ponieważ wybrałem kadrę, a nie klub. Przy całym sentymencie do Warszawy jestem człowiekiem polskiej piłki. Nie regionalnym piłkarzykiem, tylko kimś więcej. - Pan z działaczami miał na pieńku. A teraz chce pan być jednym z nich? - Zdarzało się, że jako kapitan reprezentacji musiałem negocjować, gdy nie spełniano obietnic Jeśli przyjeżdżaliśmy na zgrupowanie reprezentacji i musieliśmy trenować w klubowych strojach, to się buntowałem. Czasami trzeba było uderzyć pięścią w stół. Pamiętam, jak przed meczem z Anglią, zremisowanym 1:1, szykowaliśmy strajk i nie chcieliśmy wyjść na oficjalny trening. Rozmawiałem z prezesem bardzo stanowczo i na drugi dzień były i pieniądze, i sprzęt. Dziś chcę walczyć o normalność, tylko z innej pozycji. - Od czego chce pan zacząć? - Pracy jest bardzo dużo, ale najważniejsze, aby odbudować zaufanie wśród kibiców. Otworzyć drzwi do PZPN, ujawnić wszystko, wpuścić świeżą krew, szkolić dzieci i młodzież, przestać kręcić przy licencjach, nie oszukiwać piłkarzy. Niech będzie zawodowe sędziowanie, które gwarantuje arbitrom emeryturę - chyba że okażą się zamieszani w korupcję. Zbudujmy ośrodek szkoleniowy, na przykład na Hutniku. Można mówić i mówić, ale nie w hasłach rzecz, tylko w ich realizacji. A do tego trzeba ludzi z energią. - Kogo? - Poszukajmy ich. Jest Jacek Bednarz, Czarek Kucharski, za chwilę będzie Piotrek Świerczewski, Piotrek Reiss. Ale są też Józef Młynarczyk, Krzysztof Warzycha. Potrzebujemy ludzi z otwartą głową. Wielu z dzisiejszych działaczy myśli, że bez nich piłka upadnie. Są w błędzie - może bez nich ruszy jak z kopyta. - Pan chce, żeby działacze na pana zagłosowali, a pan ich potem wytnie w pień. - Nie lubię określeń w stylu "ściąć głowy", "wyciąć w pień"... To nie jest mój język. Nie chcę organizować ataku na Pałac Zimowy. - A moim zdaniem by pan chciał, tylko nie chce pan tego głośno przyznać, bo to niedyplomatyczne. - Ja wierzę, że związek po prostu dorósł do tych zmian i nie potrzeba rewolucji. Jeszcze do niedawna był jeden kandydat na prezesa, car Listkiewicz. Teraz to się zmienia. Każdego dnia zgłasza się ktoś nowy. I fajnie. - Tomasz Lipiec powiedział, że jest pan kandydatem politycznym, więc się nie nadaje. Poparł Kasperczaka. - Nie wiem, czy nie wyświadczył mu niedźwiedziej przysługi. A ja? Do Sejmu wszedłem dzięki temu, że wcześniej byłem znanym sportowcem. Teraz słyszę, że nie mogę być prezesem związku sportowego, bo jestem politykiem. Można tak odwracać kota ogonem. Politykiem jest pan Czarnecki i on rzeczywiście się nie nadaje. A ja jestem gotów złożyć mandat poselski, jeśli wygram. - Dopiero co chciał pan ratować kraj jako poseł, a nagle się panu znudziło i przenosi się pan do PZPN. - Jako poseł działam aktywnie. Wkrótce będzie nowe prawo dotyczące imprez masowych, staram się doprowadzić do tego, by samorządy musiały część pieniędzy przeznaczyć na sport. Ale jeśli okaże się, że jeszcze więcej mogę zrobić jako prezes PZPN, to czemu nie? - Pan nie kryje sympatii dla Kasperczaka. Po co rozbijać głosy? Może lepiej założyć koalicję? Może powinien pan przekazać mu swoje poparcie? - A odwrotnie? On mnie? Niczego nie wykluczam. - Do wyborów coraz bliżej. - Zacznie się szukanie haków. - No właśnie - tyle lat pan grał w piłkę i nigdy nie słyszał o korupcji? - Słyszeć, słyszałem. Pan też słyszał. Ale miałem to szczęście, że szybko wyjechałem z kraju i dziewięć lat grałem w profesjonalnych ligach. - Ponoć przynosi pan pecha. - Dorobiono mi taką łatkę. Ale życzę każdemu pucharów i superpucharów w Legii i Galatasaray, 22 goli w lidze hiszpańskiej, artykułów na pierwszych stronach "Marca" i "Don Balon". Tylu meczów we Francji, mistrzostwa i pucharu w USA - To gdzie ten hak na pana? - Wyciągają mi, że gdzieś napiłem się piwa albo że dostałem czerwoną kartkę w meczu ze Słowacją i rzekomo rzuciłem koszulką, podczas gdy ją zdjąłem i ucałowałem Orzełka. Wielki mi hak - dwie żółte kartki w meczu! Żeby wszyscy kandydaci mieli tylko takie problemy.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.