News: Romeo Jozak: Początek w Legii jak w środku huraganu

Romeo Jozak: Początek w Legii jak w środku huraganu

Piotr Kamieniecki, Marcin Szymczyk

Źródło: Sport.pl

26.10.2017 21:05

(akt. 02.12.2018 11:52)

- Dwa tygodnie po meczu z Lechem były trudne emocjonalnie i fizycznie. Wiele kosztowało nas poskładanie tego, ale piłkarze się odbili. Wrócili mocniejsi. Słyszę, że mogłem stracić szatnię. Tak, mogłem. Ostre traktowanie czasem bierze się jednak ze szczerości, a tę ludzie cenią. Nie możemy się okłamywać i mówić, że nic się nie stało. W małżeństwie też czasem pojawiają się problemy, ale trzeba o nich rozmawiać, a nie zamiatać pod dywan - powiedział w programie Pawła Wilkowicza "Sam na sam" Romeo Jozak, szkoleniowiec Legii Warszawa.

Początki w Legii

- Kiedy obejmowałem Legię, zostałem wrzucony w środek huraganu. Wielkie mecze, presja, niestabilna sytuacja. Było trudno, ale… Nie powiem, że już się wydostaliśmy, ale jesteśmy na dobrej drodze. Jest takie powiedzenie, które zawsze przychodzi mi na myśl w takich sytuacjach: „Nie znajdziesz wielkiego człowieka z łatwą przeszłością”. Nie mówię, że jestem wielki. Osiągnięcie czegoś wielkiego wymaga poświęcenia, walki. Mówiłem to już wiele razy, ale poniedziałek po meczu z Lechem był dla mnie jednym z najtrudniejszych sportowo dni. Nie mogłem zrozumieć: jak i dlaczego? Wynik miał wielki wpływ na kolejne wydarzenia. W niedzielę działała jeszcze adrenalina i wiele się działo. Nie było nawet czasu myśleć, bo działo się, jak w filmie. Nie było nawet czasu pomyśleć. Ledwo zdążyłem się ogarnąć, a było po wszystkim. To jak z rozpamiętywaniem wypadku samochodowego: wszystko trwa dwie, trzy sekundy, a zostają myśli, że może powinno się coś zrobić inaczej. Po przebudzeniu działało to już inaczej i myślałem przez sekundę czy naprawdę muszę wstawać i to ciągnąć. Nie jestem jednak z tych, którzy się poddają i zabrałem się do pracy. O wszystkim co mówię publicznie, dyskutuję z zawodnikami w szatni. Pierwszego dnia powiedziałem, że będę najlepszym gościem jakiego tu mieli. Ale jeśli zajdzie potrzeba, będę też najgorszym i myślę, że to rozumieją. Z każdym rozmawiam osobiście, mamy dobry kontakt. Gracze pokazali dojrzałość i niesamowity profesjonalizm - uważa szkoleniowiec.


Dominik Nagy


- Dominik Nagy jest bardzo utalentowany, choć definicja talentu jest bardzo złożona i czasem wcale nie chodzi o umiejętności związane tylko z piłką. Widziałem takich, które je mieli, ale głowa nie nadążała. Nie mówię, że tak jest z Nagyem, który jeśli chce, to ma wszystko. Nie mamy czasu w szatni i musimy iść wszyscy do przodu. Potrzebujemy każdej cząstki pozytywnej energii od graczy. Jeśli tego będzie brakowało, to będzie go również brakowało w szatni. Wystarczy, że ją odzyska, dla siebie i Legii, a wróci do zespołu. Zdarzyło się, gdy byłem młodym trenerem, a Luka Modrić młodym graczem, że wyrzuciłem go z szatni. On zawsze miał długie włosy i przed każdym podaniem odgarniał je z czoła. Sprawowałem wtedy rolę szkoleniowca drugiej ekipy Dinama Zagrzeb. Miałem tego trochę dość. Powiedziałem, że jeśli nie zetnie włosów, to może nie przychodzić na jutrzejszy trening. Coś tam mamrotał, ale następnego dnia zapomniałem o sprawie aż zobaczyłem go gdzieś z boku. Miał taką samą fryzurę i spytałem czy nie umawialiśmy się inaczej. - Trenerze, fryzjer był zamknięty i nie mogłem ściąć - usłyszałem. Nie będę cytował, co usłyszał. Powiedzmy, że musiał wyjść. Za godzinę wrócił i miał krótkie włosy. Nagle otworzyli u fryzjera. Kilka lat później, już grając w kadrze Chorwacji, powiedział mi, że tylko ja i wojsko zmusiliśmy go do ścięcia włosów. Czasem trzeba być twardym, nawet wobec świetnego gracza. Praca z nim była zaszczytem, choć nie tylko z nim. Gdy dziś widzę Dominika, który ma porównywalny talent, to nie chcę by to zmarnował i przepadł. W tamtej grupie w Dinamie pracowałem z dziewiętnastoma reprezentantami kraju w kategoriach U-21, U-19 i U-17. Wielką karierę zrobiło dwóch. Luka i Vedran Corluka. Reszta? Niektórzy trochę pograli, inni nie, a talent mieli niesamowity. Nagy musi walczyć i wykorzystać możliwości. Modrić miał na przykład mentalność bulteriera. A włosy zapuścił od razu, gdy odszedł z mojej grupy - powiedział Chorwat. 


Co się wydarzy zimą?


- Wykonuję pracę i mam sprawić, by zespół był tak silny, jak to możliwe. Zimą być może dojdzie do zmian w klubie, ale jest za wcześnie, by rozmawiać o konkretnych zawodnikach. Będziemy się starać wzmocnić drużynę na pozycjach, na których będzie największa potrzeba. Jeśli uda nam się znaleźć lepszych piłkarzy, to gorsi będą musieli poszukać innych opcji. Każdy potrzebuje jak najlepszych graczy, nawet Barcelona. Jeśli chcemy grać w Lidze Mistrzów, a chcę w niej być z Legią, musimy się wzmacniać - stwierdził. 

O przeszłości w Dinamie i pracy z młodzieżą

- Rezerwy Dinama miały wtedy niesamowitą pakę. Niech Pan sobie wyobrazi drugą drużynę Legii, że jest w niej 19 reprezentantów Polski z różnych kategorii wiekowych. Tam byli najlepsi z całego kraju. Legia miała w rezerwach Roberta Lewandowskiego? Dziś to jest oczywiste, że popełniono wtedy wielki błąd. Tak jak Hajduk Split, który nie chciał Luki Modricia. Ale niech mi pan uwierzy: gdyby pan wtedy był ze mną na boisku, zobaczyłby pan grupę piłkarzy równie dobrych jak Luka, a niektórzy w pewnych elementach nawet go przewyższali. Nie dało się wtedy powiedzieć: ten zrobi karierę, a ten nie.


- Podam taki przykład. Mieliśmy w Dinamie Sime Vrsaljko, prawego obrońcę. W młodzieżowych drużynach grał na prawej stronie, a na lewej stronie jego piłkarski bliźniak. Mieli tych samych trenerów, robili te same ćwiczenia, obowiązywały ich te same zasady, obaj byli reprezentantami kraju. Vrsaljko zrobił karierę, jest w Atlletico Madryt, a ten drugi kariery nie zrobił. Z naszego punktu widzenia, mieli taki sam talent, prawie identyczne kontrakty. Razem jechali na zgrupowania kadry, w tym samym czasie przebili się do drużyny. Jeden dał radę, drugi nie. Czy to znaczy, że my zrobiliśmy coś nie tak? Nie, bo Vrsaljko dał radę. Czy mogliśmy zrobić coś lepiej w przypadku tego drugiego? Pewnie tak. Ale gdybyśmy zrobili coś inaczej, to może Vrsaljko nie dałby rady? Na pewno jest coś takiego jak ten wyjściowy talent, i tu nie chodzi tylko o talent do kopania piłki, tylko o napęd, by coś osiągnąć. Ty jako talent młodzieży, prezes czy dyrektor akademii po prostu rób swoje jak najlepiej, żebyś kończąc dzień czuł, że bardziej postarać się nie można było. A czy to wystarczy by piłkarze zrobili postęp? Czasem po prostu nie zależy to już od ciebie.


O pracy w Polsce


- Jeśli chodzi o to, jak tu jestem traktowany, to czuję się, jakbym tę podróż odbył promem kosmicznym. O to, jak mnie tutaj traktują media, jak zorganizowany jest klub, jaki tu jest profesjonalizm. Nawet ta sytuacja z kibicami to było jedno z najważniejszych życiowych doświadczeń i nigdy go nie zapomnę. W pozytywnym sensie. A czy pracuje się łatwiej? Trudno być prorokiem we własnym kraju. A ja do tego nie byłem jakimś wielkim piłkarzem, nie miałem wielkiego nazwiska. Byłem solidny, ale nie na poziomie reprezentacyjnym. A ludzie chcą wielkich nazwisk. I czasem trudno ich przekonać, że na nazwisko można też zapracować inaczej. W Polsce jest o tyle łatwiej, że skupiam się tylko na piłce. W Chorwacji miałbym sto zmartwień. Tutaj zajmuję się piłką, pracą. Wiąże się z nią wiele emocji. Ale są to emocje czyste, niczym nie skażone.


O ciemnej stronie Dinama


- Tak, pod tym względem tutaj jest dużo łatwiej. Nie trzeba się zajmować tymi wszystkimi rzeczami niezwiązanymi z grą w piłkę. W Dinamie bywały takie dni, a nawet tygodnie, gdy nie zamienialiśmy słowa o futbolu. Zajmowaliśmy się wszystkim dookoła. Ale bywało też wspaniale, jest mnóstwo talentów, a dla mnie jako Chorwata, praca w Dinamie – największym tamtejszym klubie, czy później praca w reprezentacji, to coś wyjątkowego. To była szkoła – szkoła zawodu, szkoła życia.


- Byłem prawą ręką Zdravko Mamicia w sprawach piłkarskich. Jednym z zaufanych. A czy jego człowiekiem? Trudne pytanie. Jestem Romeo. Ale rzeczywiście, kilka lat temu powiedział mi, że to mnie widzi jako swojego następcę, że będę rządził w chorwackim futbolu. Ale w życiu nigdy nic nie wiadomo. Rozmawiałem z Mamiciem po ostatnim meczu, zadzwonił do mnie. Pogratulował mi: kiedy oglądam mecz Dinama, trzęsę się z emocji, oglądam reprezentację, trzęsę się, oglądam mecze Zokiego (brata Zdravko) też się trzęsę. Czy teraz mam się trząść również z twojego powodu, bo wygrywasz po 1:0? Pożartowaliśmy, pogratulował mi. Ma niewiarygodną pasję do futbolu. Energię, parcie w spełnianiu tego, co zaplanował.  Pracowaliśmy razem jakieś 15-20 lat, dzieliliśmy biuro i doświadczenia. Nie wiem jednak zbyt wiele o tych innych sprawach, o jego problemach prawnych. Nie jest to przyjemne i mam nadzieję, że się z tego wygrzebie. Przez 30 lat całą swoją energię poświęcił temu, żeby Dinamo było takim klubem, jakim jest dzisiaj. A błędy popełnia każdy, ja również.


O nauce języka polskiego


- Znam kilka słów, ale powiem szczerze: to był intensywny i stresujący czas w pracy, skupiałem się tylko na drużynie. Jak tylko zyskamy trochę spokoju, właściwie trochę już zyskaliśmy, ale jak jeszcze przyjdzie stabilność w grze, to wezmę się za język. Chyba mam do tego talent, bo niemiecki i hiszpański podłapałem szybko, a polski wydaje się podobny do chorwackiego. Rozumiem sporo z waszych rozmów.

Polecamy

Komentarze (24)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.