Rozrzutna Ekstraklasa
20.07.2010 08:31
Wartość Ekstraklasy rośnie dynamicznie, o kilkanaście procent rocznie. Wciąż jednak przychody ligi są 38 razy mniejsze od angielskiej Premier League, ponad trzy razy mniejsze od belgijskiej i dwa razy od ligi austriackiej - mówi Grzegorz Sencio z firmy Deloitte, która wczoraj opublikowała raport o finansach polskich klubów piłkarskich. Dużo uboższym krewnym, by nie powiedzieć nędzarzem, są za to nasze kluby pod względem sportowym. Od trzynastu sezonów nie umieją awansować do Ligi Mistrzów. W tym czasie do elity dopchnęli się Białorusini i Węgrzy, Cypryjczycy w grupie 32 najlepszych zespołów kontynentu grają od dwóch lat. Polską jest ogromną czarną dziurą na piłkarskiej mapie Europy - dłużej na grę w LM czekają tylko przedstawiciele lig na poziomie albańskiej, litewskiej czy estońskiej lub jeszcze słabszych.
Z Estończyków drwiono do zeszłego lata, gdy Levadia Tallin pobiła w II rudzie eliminacji Wisłę. Niewiele lepiej Polacy radzili sobie w Pucharze UEFA i jego następcy - Lidze Europejskiej. Odkąd sześć sezonów temu wprowadzono w tych rozgrywkach fazę grupową, dotarły do niej zaledwie trzy polskie drużyny. - Kluby muszą grać w Europie. Innej drogi nie ma, to sytuacja: maszeruj albo giń. Lada chwila lokalni potentaci będą musieli poradzić sobie z zapełnieniem nowych, dużych stadionów i zapłaceniem wysokich czynszów za ich wynajem. Kto gra tylko w rozgrywkach krajowych, nie może oczekiwać kompletu na stadionie - mówi Jacek Bochenek z firmy Deloitte.
Za awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów UEFA płaci 7,1 mln euro. Roczny budżet Lecha w ostatnim sezonie wynosił 11,2 mln euro. Nawet gdyby mistrz Polski przegrał w fazie grupowej LM wszystkie sześć meczów i nie zdobył bramki, wzbogaci się o równowartość 63 procent swojego budżetu. - Wielce prawdopodobne, że polska drużyna, która awansuje do fazy grupowej LM, stanie się hegemonem, na kilka lat zdominuje Ekstraklasę. Oczywiście jeśli właściciel nie wyprzeda na pniu piłkarzy i nie zacznie wydawać pieniędzy od UEFA na cele pozasportowe - mówi Bochenek.
Na razie Ekstraklasa wyróżnia się głównie rozrzutnością. Tylko źle zarządzane kluby włoskiej Serie A przeznaczają w Europie więcej na płace piłkarzy. W Italii stosunek płac piłkarzy do przychodów wynosi aż 73 procent, w Polsce ledwie jeden procent mniej. Wzorowo kierowane kluby Bundesligi ograniczyły ten wskaźnik do 51 procent. Polskim rekordzistą została w ostatnim sezonie Korona Kielce (173 procent). Poniżej 60 procent, które specjaliści uważają za pułap zdroworozsądkowy, udało się zejść tylko Cracovii, Ruchowi Chorzów, Polonii Bytom i Jagiellonii Białystok, bezwzględnie najwięcej wydała Legia Warszawa (ponad 25 mln zł), która zajęła czwarte, najgorsze od dwunastu lat miejsce w lidze.
- Biorąc pod uwagę, jak słabo grają w pucharach polskie drużyny, trenerskim i piłkarskim miernotom płacimy za dużo. To oczywiste, że w polskiej piłce jest za mało pieniędzy, ale poważnym problemem jest też to, jak one są wydawane - kończy Bochenek. Ligowy sezon rusza 6 sierpnia. Najwięcej - 350 tys. euro rocznie - zarobi w nim kontuzjowany od wielu miesięcy Łukasz Garguła z Wisły Kraków, a wiosną wyrówna ten rekord kupiony do Polonii Warszawa Dawid Nowak, równie często kontuzjowany. Z nowych piłkarzy w ekstraklasie największą pensję dostanie sprowadzony przez Legię za 1 mln euro z Dinama Zagrzeb Ivica Vrdoljak - 300 tys. euro.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.