News: Sebastian Szerszeń: Gol z Legią? Mama będzie mniej zła za stłuczkę!

Sebastian Szerszeń: Gol z Legią? Mama będzie mniej zła za stłuczkę!

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

21.04.2015 22:05

(akt. 08.12.2018 00:55)

Sebastian Szerszeń nie grał jesienią w Centralnej Lidze Juniorów i zimą postanowił udać się na wypożyczenie. Napastnik zakotwiczył w trzecioligowym OKS-ie Otwock, gdzie jest jednym z liderów zespołów. Przed środowym spotkaniem rezerw Legii z ekipą 18-latka porozmawialiśmy z "Szerym", który nie boi się przyznać, że współpraca z trenerem Legii CLJ Piotrem Kobiereckim nie układała się. Rozmawiamy również o tym jaka dla młodzieżowca jest trzecia liga oraz pobycie w otwockiej drużynie. Zapraszamy do lektury zapisu wywiadu.

Zbliżający się mecz z Legią II dostarcza ci takich emocji, że nawet na drodze stłuczki powodujesz? 


- Jechałem na trening, zamyśliłem się. Stałem w korku, bo żeby dojechać do Otwocka prawie zawsze swoje trzeba przeczekać, kto kiedykolwiek tamtędy jechał, ten doskonale wie. Kierowca przede mną ruszył, po czym – nagle - ostro zahamował.... Centralnie przyładowałem w jego samochód. W każdym razie: nic groźnego, raczej głupota z mojej strony. Zresztą im bliżej meczu z Legią, tym częściej przygotowywałem sobie w głowie pozytywne dla mnie scenariusze. Lepiej dzwona dostać przed pierwszym gwizdkiem sędziego, niż po…

 

To dla ciebie najciekawszy mecz odkąd występujesz na wypożyczeniu w OKS-ie?


- Chciałbym powiedzieć, że to mecz jak każdy inny, ale raczej nikt mi nie uwierzy. Zagram przeciwko kolegom. Zmierzę się z klubem, z którego jestem wypożyczony i w którym pracują ludzie, którzy nie pozostawili mi cienia wątpliwości, że nie wiążą ze mną żadnych planów na przyszłość. Uważam, że to normalny odruch, kiedy w takich okolicznościach człowiek chce z przytupem udowodnić swoją wartość.

 

Masz jakiś specjalny plan na środowe starcie z Legią?


- Chcę być skoncentrowany. Mogę mieć tylko jedną sytuację i muszę ją wykorzystać. To jedna z największych nauk ostatnich tygodni - w trzeciej lidze możesz przez cały mecz jedynie biegać, aż nagle pojawi się okazja i - bum - bezwzględnie trzeba z niej skorzystać. Po prostu trzeba pokonać bramkarza rywali. Nie będę liczył, że a nuż coś mi wpadnie do sieci, ja się nastawiam, że… to kwestia czasu. Nadejdzie odpowiednia akcja i wtedy trzeba zrobić swoje. Podkreśl – proszę – to nie jakaś moja wybujała pewność siebie, nie żadna gadka-szmatka, tylko odpowiednie nastawienie. Runda jest krótka, chcę w niej nastrzelać, ile się da, co pomoże klubowi utrzymać się w lidze.

 

W Starcie znalazłeś się dlatego, że nie występowałeś w Centralnej Lidze Juniorów. 


- Ja mierzyłem w grę w drugim zespole, do którego gole w CLJ miały mnie awansować. Niestety dla mnie, mojego entuzjazmu nie podzielał trener Kobierecki, dostałem w ciągu rundy – jakby to zsumować – niecałą godzinę lekcyjną, żeby się pokazać. Mam 18 lat i szkoda było spieprzającego czasu. Chciałem też, żeby głowa trochę odpoczęła, bo w ostatnich miesiącach czułem się odbijany jak pingpongowa piłeczka, której nie udawało się ominąć siatki. Gdy nie szło, nakręcałem się jak głupi, za bardzo chciałem, a efekt końcowy nie był zadowalający dla nikogo. Wiedziałem, że jeśli po zmianie otoczenia odpalę, to wszystko potoczy się po mojej myśli. I choć sparingi wyglądały średnio, póki co nie mam prawa żałować. 

 

Jak w tej chwili wspominasz pobyt w drużynie występującej w CLJ? 


- Spójrz na kilku innych chłopaków, którzy rzadko dostają szanse w tej drużynie, są odtrąceni, a potrafią grać w piłkę. Zaraz matura, a oni zdołowani, grają ogony, o ile w ogóle. Kiedy sobie pomyślę, że jeszcze cztery miesiące temu byłem w identycznym położeniu… Aż ciarki mnie przechodzą. Sześć pełnych meczów za mną, pięć goli, do tego pierwsze w życiu powołanie na konsultację reprezentacji Polski. Przede mną jeszcze kilka kolejek do końca sezonu, z których chcę wynieść jak najwięcej. Do tego pracuję ze świetnym psychologiem, co też daje mi komfort...

 

Przytoczę jedną sytuację. Graliśmy z Bronią w Radomiu. Tydzień wcześniej oni na wyjeździe rozbili rezerwy Legii. My przegraliśmy minimalnie, ja gola nie strzeliłem i byłem wściekły. Ale wracając autokarem do domu zdałem sobie sprawę z jednej rzeczy: „Chłopie, przepychałeś się jak równy z równym z gośćmi, którzy mieli pod dwa metry. Najpierw łatwo zabierali ci piłkę, jednak w drugiej połowie mieli z tobą ciężko. Byłeś sprytniejszy, nauczyłeś sobie z nimi radzić. Gdyby spotkanie trwało dziesięć minut dłużej, na bank coś by ci wpadło”… I teraz sądzę, że ta myśl dość dobrze przedstawia różnice między CLJ a trzecią ligą. Tutaj łapiesz doświadczenie, popełniasz błędy i jeżeli bardzo ci na tym zależy, to w krótkim czasie stajesz się o wiele pożyteczniejszym zawodnikiem.

 

Jest różnica w podejściu do drużyny pomiędzy obecnym trenerem Piotrem Kobiereckim, a byłym szkoleniowcem Dariuszem Banasikiem? 


- Dla mnie jest, podstawowa wręcz – u trenera Banasika grałem, a u trenera Kobiereckiego co najwyżej chciałem grać. Jako że po czasie z reguły idealizujemy te lepsze wspomnienia, poprzedni sezon wspominam bardzo dobrze. Ale widocznie tak musiało być. Może gdyby trener Banasik dalej prowadził zespół, ja wciąż rywalizowałbym z juniorami zamiast walczyć w seniorskiej piłce?

 

Lubisz czuć wsparcie trenera, prawda?

 

A kto nie lubi? Trener Kobierecki po rundzie jesiennej sugerował mi odejście do czwartej ligi lub od razu do okręgówki, gdzie mógłbym strzelić parę goli. To był dla mnie cios. Uznałem, że to przesada. Trzecia liga to według mnie odpowiedni sprawdzian, jak na razie go zdaję. Brakowało mi wsparcia szkoleniowca, aczkolwiek rozumiem, że on trenował cały zespół, a nie mnie jednego. Mam tylko nadzieję, że jeżeli jutro usiądzie na trybunie w Otwocku – a wiem, że często ogląda mecze „dwójki” – będzie mi życzył udanego występu, a nie kontuzji (śmiech). Bardzo chcę w to wierzyć.

 

Rzadko tak młodzi zawodnicy są wypożyczani z Legii. Na ogół dzieje się to przynajmniej rok-dwa później. Zdecydowanie się na trzecią ligę, gdzie piłkarze się wzajemnie nie oszczędzają, było odważnym krokiem. 


- Przekonałem się o tym już w pierwszych sparingach. W trzeciej lidze nie ma patyczkowania się z rywalami. Tutaj rzadko kiedy mam możliwość na spokojnie przyjąć piłkę, na ogół blisko mnie jest już trzech przeciwników, i jak coś nie idzie po ich myśli, od razu wycinają. Kilka łokci czy wślizgów już przyjąłem. Nie ma na co narzekać – dopóki cię faulują, to znaczy, że czują respekt. 

Szukałeś chwilę swojego miejsca zimą. Zacząłeś od drugoligowego Nadwiślana Góra, potem potrenowałeś z Ursusem, a stanęło na otwockim Starcie. 


- W Nadwiślanie wypadłem na treningach… dobrze. Trener uznał, że prezentuję się porządnie, że widać mój potencjał i że nie odstaję fizycznie. Brakowało mi za to ogrania i doświadczenia. Tam był potrzebny napastnik „na już”, a nie taki, który musiałby się uczyć. Zamiast mnie ściągnięto doświadczonego atakującego. Spodobało mi się zachowanie trenera, który wprost powiedział, że może mnie wziąć, ale będę wchodził na końcówki meczów, a to by mnie jeszcze bardziej skrzywdziło. Chciałem przede wszystkim grać, grać tydzień w tydzień. Dlatego trzeba było zejść ligę niżej. Więc, wspólnie z pomagającą mi agencją menedżerką i mamą, ustaliliśmy: optymalny na tę chwilę jest Otwock. Z perspektywy czasu – warto było analizować sytuację i na tym etapie minimalizować ryzyko dalszego grzania ławki. W międzyczasie dostałem jeszcze zgodę, by w formie sprawdzianu parę dni potrenować w Ursusie. Tam za napastnikiem gra Patryk Kamiński, który pomógł mi „wejść” w zespół i za jego podania mogłem go tylko mocniej lubić (uśmiech). Ostatecznie stanęło na OKS-ie, gdy wyjaśniła się przyszłość napastnika "Traktorków", Jewhena Radionowa. 

 

Według ciebie w trzeciej lidze jest miejsce na technikę czy liczy się jedynie przygotowanie fizyczne?


- Jest miejsce na wszystko, na technikę również. To ciągle piłka nożna, a nie sekcja karate. Wrócę do samego przyjęcia piłki. Jeśli nie zrobisz tego dobrze, kierunkowo, to momentalnie ją tracisz. Brakuje miejsca na jej rozegranie. Technika pomaga mi łatwiej uwolnić się spod opieki przeciwników. W juniorach miałem znacznie więcej czasu, w związku z czym, kiedy czasami gubiłem koncentrację, nie było tragedii. 

 

Rzadko się zdarza, że tak młodzi piłkarze podchodzą do rzutów karnych w swoich zespołach. Ty dostąpiłeś takiej możliwości i strzeliłeś gola w ważnym meczu z Ursusem Warszawa, w którym – o czym już wspomniałeś – parę tygodni wcześniej przebywałeś na testach. To dodatkowa oznaka zaufania trenera? 


- Fakt, wykonywałem wtedy rzut karny jako najmłodszy i najmniej doświadczony zawodnik. Ogólnie mecz z Ursusem był dla nas niesamowicie trudny. Remisowaliśmy i wywalczyliśmy tego karnego. Momentalnie przeszło mi przez myśl, żeby strzelać, ale nie pchałem się do piłki. Trener jednak od razu krzyknął, że mam uderzać i nikt się z tego powodu nie irytował. Nie było również tekstów w stylu: „O Boże… tylko strzel!”. Koledzy mocno mnie wspierają i byłem pewien, że pokonam bramkarza rywali. Wyczekałem bramkarza i strzeliłem mocno pod poprzeczkę. Ci, którzy się boją odpowiedzialności, wybierają inne rozwiązania. 

 

Mimo kłopotów finansowych w Otwocku jest dobra atmosfera? 


- Nie wiadomo, co dalej będzie z klubem, nie najlepiej jest z finansami, ale skoro i tak dokładam do interesu, to skupiam się wyłącznie na kolejnych ligowych minutach. Atmosfera fajna, są starsi i młodsi, ale nasz grający trener potrafił stworzyć dobrze rozumiejący się zespół. 

 

Jego obecność na boisku jest przydatna czy to jednak deprymuje? 


- W ostatnich dwóch meczach trener normalnie pojawił się na boisku. To najmłodszy szkoleniowiec w lidze, raczej mocna osobowość i szczerze mówiąc, jakbym był stoperem, nie chciałbym grać obok niego (śmiech). Żartuję, ja nie mogę narzekać. Trener często mnie szuka, daje mi się wykazać, ma spore oczekiwania. Czyli wszystko gra.

 

Jakbyś opisał swoją drużynę, a środowego rywala rezerw Legii? Jest kilku młodych i solidnych zawodników. 


- Mamy tu kilku byłych graczy Agrykoli z roczników ’94 i ’95. Mówię tu o Rafale Wiśniowskim, Filipie Łuszczyńskim czy Dawidzie Brewczyńskim. Nie brakuje też doświadczonych zawodników, wręcz wyjadaczy jak Mikołaj Tokaj. Trudno porównywać się z rezerwami Legii, ale jako kolektyw nie wyglądamy najgorzej i fajnie będzie to funkcjonowało do końca sezonu. 

 

Jaki macie plan na spotkanie z legionistami?

 

- Zwycięstwo, bo potrzebujemy punktów, by jak najszybciej zapewnić sobie utrzymanie. Tabela jest płaska, wystarczy dobra seria i pozycja diametralnie się zmieni. Z kolei mój indywidualny plan brzmi tak: gospodarze zdobywają trzy punkty, Szerszeń strzela, a po meczu przybija piątki z kolegami. I mama mniej zła byłaby wtedy za to auto (śmiech)… 

Polecamy

Komentarze (9)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.