Sebastian Szymański: Chciałbym zostać w Legii

Redaktor Piotr Kamieniecki

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

02.01.2019 18:30

(akt. 03.01.2019 20:20)

Nie wszystko zależy ode mnie, sytuacja na rynku transferowym bywa zmienna. Chciałbym jednak zostać przy Łazienkowskiej. Nie planowałem odchodzić latem, a po całej sytuacji potrzebowałem czasu, by się odkręcić. Początek sezonu był przez to trudny - mówi w rozmowie z Legia.Net Sebastian Szymański, pomocnik mistrzów Polski.

Czas szybko leci, a od twojego wejścia do pierwszej drużyny niedługo miną dwa lata. 

- Zaczynałem przygodę z pierwszym zespołem Legii od mieszkania na zgrupowaniu w jednym pokoju z Tomaszem Jodłowcem. Początkowo wydawało się to dziwne. Brakowało mi wtedy odwagi, pewności i dojrzałości. To nabywa się z czasem. Sama piłka również pozwala dojrzeć życiowo. A z Tomkiem ostatecznie bardzo dobrze wspólnie się mieszkało. Każdy mówił na początku, że jest straszny dla młodzieży, a potem miałem obok szafkę, ciągle rozmawialiśmy i nie byłem w stanie odczuć różnicy wieku. To przemiły gość! W tamtych czasach, nie było gdzie odlecieć, ale tak samo jest teraz: wciąż ciężko pracuję, chcę być regularny na treningach i w meczach i staram się uczciwie wykonywać swoją pracę. Nie chcę stracić swojej szansy. 

Do wykorzystania szansy potrzeba przełomowych momentów?

- Przełomem było przede wszystkim zaufanie trenera Jacka Magiery. Poczułem wtedy, że mogę grać na poważnym poziomie nawet w tak młodym wieku. Wiedziałem, że nie trenuję tylko dla trenowania, ale to również szansa walki o swoje. Potem pewności siebie dodała mi bramka zdobyta - po spalonym - z Zagłębiem Lubin. Momentów było jednak wiele i trudno  je stopniować.

Wielu uważało cię za „syna” Magiery.

- Nie odczuwałem tak tego, ale trenerzy się zmieniają, a niektórzy wciąż widzę we mnie ich „synów”. Mam wrażenie, ze trenerzy mnie lubią, ale kluczem jest ciężka praca. Staram się zawsze dawać z siebie wszystko, walczę o zaufanie szkoleniowców. Wielu zawodników miało talent, lecz próżno ich obecnie szukać. To coś, co musi iść w parze z potem wylanym na treningach. 

Teraz częstym tematem rozmów były twoje statystyki. Przejmujesz się nimi czy podchodzisz do tego w zupełnie inny sposób?

- W poprzednim sezonie nie byłem królem strzelców ani asyst. Nie znalazłem się nawet w czołowej piątce, choć miałem dobrą końcówkę sezonu. Nie jestem napastnikiem, by w każdym meczu strzelać gole. Bardzo tego chcę, podobnie jak asyst, wciąż też nad tym pracuję na treningach, ale ważniejsze jest dla mnie to, by drużyna wygrywała. Najważniejszy jest efekt końcowy, bo nikt samotnie nie zdobędzie mistrzostwa czy Pucharu Polski. Statystyki są ważne, niektórzy uważają, że mocno wpływają na ceny transferów, ale… wszystko przyjdzie z czasem. Z wielkim spokojem czekam na gole i asysty, ale przede wszystkim chcę się po meczach cieszyć z trzech punktów.

To może dwie główne statystyki zakłamują twoją grę? Przykładowo w kontekście kluczowych podań jesteś na pierwszym miejscu w drużynie. 

Statystyk trochę mi brakuje. Wciąż rozmawiam jednak z trenerem Sa Pinto,  staram się wykonywać jego założenia. Jego opinia jest dla mnie najważniejsza, bo nikt poza zawodnikami nie wie, jak wygląda strategia na dane spotkanie, format treningów. Gdyby szkoleniowiec stwierdził, że w tym i tym aspekcie zawiodłem, to przyjmę te uwagi i będę chciał nad nimi jak najmocniej pracować. Zawsze zdanie trenera będzie liczyło się mocniej od innych. Niektórzy oceniają naszego obecnego szkoleniowca tylko przez pryzmat tego, co widzą w trakcie spotkań na ławce rezerwowych. Potem, choćby na treningach czy w szatni, jest jednak inaczej i pojawia się chłodna analiza.

Ostatnia runda była dla ciebie udana?

- Początek sezonu był trudny… Drużyna notowała słabe wyniki, a plotki dotyczące transferu nie pomagały. Potem wszystko ucichło, mogłem spokojnie pracować i wejść na właściwe obroty. Sumarycznie, to było udane pół roku, choć statystyki mogły być lepsze.

Początek sezonu wiąże się w twoim przypadku z głośnym transferem do CSKA. Cała sprawa miała miejsce pod koniec sierpnia.

- Dla mnie to były tylko plotki, bo nie rozmawiałem z nikim o konkretnej ofercie. Nie brakowało telefonów z różnych miejsc, a tak naprawdę… nic się nie wydarzyło. Chyba tylko władze klubu wiedzą czy do transferu było blisko czy daleko. Musiałem się odkręcić, to trwało dwa-trzy tygodnie. 

Dobrze się stało, że nie odszedłeś?

- Myślę, że dobrze. Wszystko działo się w szybkim tempie. Nie planowałem odchodzić. Fajnie, że wszystko tak się potoczyło. W Legii jest mi dobrze, mam wszystko, by się rozwijać i młody zawodnik ma przy Łazienkowskiej wszystko, by się rozwijać. Co byłoby tam? Niewiadomo. Cyrylicy się nie uczyłem. Język rosyjski miałem w szkole, ale nic już nie pamiętam.

Co będzie teraz? Masz w głowie myśl, że nie zagrasz już w Legii?

- Nie będę kłamał, że taka myśl pojawia się z tyłu głowy. Może stać się tak, że odejdę zimą. Co się jednak wydarzy? Nie wiem. Na spokojnie będzie trzeba podejść do tego, co przyniesie życie. Transfer zimą potrafi być ryzykowny, choć jeśli jakiś klubów wydaje w tym okresie pieniądze, to wierzy w zawodnika. Nie wszystko zależy ode mnie, sytuacja na rynku transferowym bywa zmienna. Regularnie mogę jednak podkreślać, że chciałbym zostać przy Łazienkowskiej.

Liga, do której chciałbyś trafić?

- Lubię La Liga, przyjemnie mi się ją ogląda. Wydaje mi się jednak, że odpowiednim kierunkiem na pierwszy transfer są Włochy. Panuje tam dobry klimat dla polskich zawodników. Spotykając się na zgrupowaniach kadr, rozmawiamy z kolegami o tym, jak wygląda sytuacja w ich klubach, ale nie robiłem żadnego szczegółowego rekonesansu. 

Jesteś gotowy na to, że zimą również pojawi się spore zamieszanie wokół ciebie? Legia potrzebuje pieniędzy…

- Mam już jakieś doświadczenie, więc podejdę do wszystkiego znacznie spokojniej. Teraz jest więcej czasu na przemyślenia. Chcę jednak jak najdłużej grać dla Legii i zostać przy Łazienkowskiej.

Jak najdłużej, to jaka jednostka czasu? Tyle, ile Jakub Rzeźniczak czy krócej?

- Każdy chciałby być jak Jakub Rzeźniczak czy Miroslav Radović, którzy są legendami Legii. Mam jednak marzenia, chcę grać jak najwyżej. A gdyby to ode mnie zależało? Chciałbym zostać przy Łazienkowskiej jeszcze z dwa lata. Nie mogę jednak nic obiecywać. Zobaczymy co się stanie.

Kolejna runda będzie o tyle istotna, że będzie miała wpływ na twoją sytuację w reprezentacji Polski. Pytanie, w której kadrze będziesz grał? Pierwszej, U-21 czy U-20?

- Jestem otwarty na grę w każdej reprezentacji, bo to dla zawodnika wielka duma. Miałem też kontakt z selekcjonerem Brzęczkiem, rozmawialiśmy po meczu z Jagiellonią i na dobrą sprawę, poznaliśmy się. 

Dużym jesiennym sukcesem było ogranie Portugalii w barażach o udział w ME U-21?

- Nie był to największy sukces w karierze, ale duży. Każdy spodziewał się awansu Portugalii, a potrafiliśmy ukąsić rywali i ich wyeliminować. Przed drugim meczem byliśmy tak skoncentrowani, że wiedziałem, że zrobimy na boisko i zrobimy dobrą pracę. Udało się i pokonaliśmy przeciwników, których mieliśmy perfekcyjnie przeanalizowanych. To dla niego bardzo ważne: tak samo jak brak przekleństw i plucia na treningach. W materiałach, które otrzymaliśmy  były wypisane mocne i słabe strony poszczególnych zawodników, a także tablety z nagraniami ich występów. Jednym zdaniem - o rywalach wiedzieliśmy wszystko. 

Drony się przydają?

- Tak. Drony latają nam nad głowami regularnie w trakcie treningów pod wodzą trenera Michniewicza. I bardzo dobrze, że tak dzieje się regularnie. To pomaga w trakcie analizy. Dzięki temu widzimy m.in. funkcjonowanie linii pomocy czy obrony. 

W trakcie meczów barażowych pomogły wolne głowy i brak presji?

- Dużo. Wiedzieliśmy, że pokonując Portugalię, zrobimy coś dużego. To rywal, który na papierze był lepszy, widzieliśmy ich pewność siebie w tunelu, a jednak przyjechaliśmy na ich obiekt odrobić straty i awansować. Zrobiliśmy to. Udowodniliśmy swoją wartość. 

W grupie z Włochami, Hiszpanią i Belgią będzie można wiele udowodnić. 

Trafiliśmy na najtrudniejszą grupę, ale to dobrze. Najlepiej pokazać swoje umiejętności przeciwko najlepszym. Zobaczymy, czy stać nas na kolejne sensacje i wygrane z takimi przeciwnikami. 

Zmieniając na koniec temat - dobrze, że młodzieżowiec będzie miał w przyszłym sezonie pewne miejsce na boisku w Ekstraklasie?

Wcześniej nie grałem i mógłbym powiedzieć, że to przepis, który byłby przydatny. Teraz trudno to oceniać. Chciałbym, by młodzi zawodnicy grali, ale nie wiem czy każdy zespół może sobie na to pozwolić i czy ma piłkarzy, którzy wniosą jakość. Jeśli ktoś taki przepis wymyślił to znaczy, że został to gruntownie przedyskutowane i tak musi być. 

A ciebie należy oceniać jako młodzieżowca czy doświadczonego piłkarza? W tej chwili masz na koncie 70 meczów w pierwszym zespole Legii.

Na pewno mam już jakieś doświadczenie, ale wciąż się uczę i zbieram szlify. Doświadczenie musi być jak największe. Jestem dumny z takiej liczby spotkań, bo dwa lata temu nikt nie powiedziałby, że rozegram tyle meczów. Sam nie spodziewałem się takiego tempa. Nikogo nie można jednak traktować jako młodzieżowca. Jeśli ktoś się wyróżnia, to będzie grał i powiększał swoje liczby. Trzeba mnie traktować jak zawodnika pierwszej drużyny.

Niektórzy szukają potem wymówek z powodu wieku.

- Wiadomo, że pojawiają się wahania formy, stabilności. To naturalne w przypadku młodzieży, ale nie można szukać wymówek. Trzeba ciężko pracować i skupiać się na tym, co w najbliższej przyszłości. Najlepiej czuję się na „dziesiątce”, choć zawsze nadrzędnym celem ma być pomoc drużynie - niezależnie od pozycji. Cały środek pola jest dla mnie optymalny. Mogę grać na skrzydle, zdarzało mi się występować jako wahadłowy, trenować jako lewy obrońca. Celem jest jednak schodzić z boiska jako wygrany.

Polecamy

Komentarze (166)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.