Siedem grzechów głównych Legii
09.03.2010 09:25
1. Deptanie tradycji
Kiedyś dostać się do Legii było równie trudno jak na oblegany kierunek na renomowanej uczelni. Słowem - Legia była Legią. Z tradycją Brychczego, Deyny, Dziekanowskiego. Trafiały się piłkarskie nieporozumienia, ale raczej był to przypadek niż stała tendencja. Dziś jest odwrotnie. Czerwona lampka zapaliła się, gdy na Łazienkowską trafił Piotr Bronowicki, znany z tego, że w piłkę grać potrafi, ale na trzecioligowym poziomie, i nosi nazwisko znanego brata. Ale to był tylko początek. Nie będziemy już przypominać Arruabarrenów. Jedna z wykładowczyń mówiła mi kiedyś, że Uniwersytet Warszawski schodzi coraz bardziej na Powiśle. Ciekawe, co powiedziałaby dziś o Legii.
2.Trzęsące się łydki
Legia to taki klub, do którego nie nadają się wszyscy. Tu presja jest większa niż w każdym innym miejscu w Polsce, choć w porównaniu z drużynami zachodnimi wcale nie tak wielka. Niby banał, powtarzany nawet przez dyrektora Mirosława Trzeciaka, ale po meczu z Odrą to zdanie dźwięczy w uszach wyjątkowo głośno. Gdyby przyjąć tę logikę, można więc powiedzieć, że na pracę przy Łazienkowskiej nie zasługuje większość obecnej drużyny, z trenerem Janem Urbanem na czele. Zdanie, że porażka z ostatnim zespołem w tabeli, i to na własnym stadionie, była spowodowana presją i gwizdami kibiców, nie po winno być nie tylko nigdy wypowie dziane, ale nawet na moment pojawić się w głowie. Wyszło jednak szydło z worka. Wiadomo, że legionistom łydki trzęsą się w ważnych momentach. Nie tylko Piotrowi Gizie, któremu nie pomoże już nawet konsylium psychologów. Przy kłady można mnożyć. W zeszłym sezonie, przyznawali to zresztą nawet piłkarze Legii, mistrzostwo zostało przegrane nie na boisku, lecz w głowach.
3.Wszyscy jesteśmy intruzami
Każdy podpisze się pod programem walki z chuliganami, bo do tej pory nie odważył się na to nikt w Polsce. Legia ma w tej sprawie poparcie mediów, ale sprawa nie jest czarno-biała. Atmosfera przy Łazienkowskiej to coś trudnego do wytłumaczenia, o czym można prze konać się tylko na własnej skórze. Legia to klub nieprzyjazny, zamknięty, traktujący a priori każdego nie jak klienta, a intruza. Prezes Leszek Miklas i jego współpracownicy słusznie wyrywają chore zęby, ale nie wstawiają w ubytki nic w zamian. Nie mają pomysłu, jak zachęcić normalnych fanów do przyjścia na rosnący w zachwycającym tempie stadion. Jak tak dalej pójdzie, po ukończeniu budowy trybuny będą lśnić, lecz co wokół? Pustka, cisza, wstyd, stypa.
4. Krótkowzroczność
Legia kroczy od rewolucji do rewolucji. Odszedł trener Dariusz Wdowczyk, więc trzeba było urządzić zamiatanie. Latem znowu szykuje się wietrzenie. Ciągle, mniej więcej od 2004 r., słyszymy, że drużyna jest w budowie, szkoda tylko, że to stan permanentny i bez solidnych fundamentów. Prowizorka, domek z kart. A przez palce przeciekają takie ta lenty jak Robert Lewandowski, Radosław Majewski... Długo by wymieniać.
5.Wąż w kieszeni
Trudno myśleć o podbijaniu Europy, gdy przez lata w klubie nikt nie pomyślał, by wydać na zawodnika więcej niż 700 tys. euro. Słychać, że ostatnio właściciele położyli na stół milion? Szkoda tylko, że nawet mając taką gotówkę, nie udało się sprowadzić żadnego wartościowego piłkarza. Przedstawiciele ITI oburzają się na sugestie, że mają węża w kieszeni i przypominają, iż uratowali klub z zapaści. I wydali grube miliony, by załatać dziurę budżetową po poprzednikach. Wszystko prawda, ale po pierwsze wiedzieli, że klub to inwestycja na lata, a po drugie poza wydatkami były też wpływy. Za Boruca, Fabiańskiego, Janczyka... Posiadanie klubu daje też prestiż i kontakty. Choć akurat ITI, tak przynajmniej utrzymują władze koncernu, na tym drugim nie zależy. Do sądu została podana była minister sportu Elżbieta Jakubiak, która sugerowała układ ITI z prezydent Warszawy Hanną Gronkiewicz-Waltz: "Czy nie jest dealem danie przez rząd pół miliarda złotych TVN na budowę stadionu Legii?".
6. Nikt nie mówi: "Pinokio"
Brakuje w Legii zawodników o charakterze choćby Aleksandara Vukovicia. Takich, którzy potrafią powiedzieć, co leży im na wątrobie, bez owijania w bawełnę i czarowania rzeczywistości. Którzy umieją w szatni rzucić bidonem. Wykrzyczeć, gdy trzeba, że kibice są żenujący, że zachowują się jak Pinokio, że zespół skompromitował się na całej linii, że wstyd. Zamiast tego słyszymy, że "Odra zawsze jest niebezpieczna", że "w lidze nie ma już słabych drużyn", że "piłki są za ciężkie", że "kibice przeszkadzają". I że "zgrupowania za ciężkie". Tak nie mówią, cytując komentatora piłkarskiego Tomasza Zimocha, piłkarze z jajami, tylko szelkami.
7. Z głową w chmurach
Problem ogólny, ale chyba największy. W klubie wiele osób straciło kontakt z rzeczywistością. Władze, bo pomyślały, że rządzą polskim Realem Madryt. Piłkarze, bo chodzą z zadartymi nosami, a krytykowani celują w obrażaniu i grożeniu dziennikarzom. Że w czerwcu wielu zostanie posłanych, gdzie raki zimują? Źle! Bo o wiele za późno.
Autor: Rafał Romaniuk
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.