Skandal na trybunach oczami świadka
01.11.2009 10:20
Zacznę może od końca. Tuż po meczu rozmawiałem z kilkoma osobami nie mającymi większego pojęcia o stosunkach między zarządem, a kibicami. Pytały się mnie czemu interweniowała ochrona? Odpowiedziałem, że za przyśpiewkę. Zapytany za jaką odparłem, że za „jeszcze jeden”, tyle, że to było jeszcze przed rozpoczęciem meczu. Żaden z rozmówców nie mógł pojąć jak za coś takiego można kogoś usunąć ze stadionu? Odpierałem, że to się tyczyło jednego z dwóch właścicieli koncernu ITI, a w tym Legii, bo ten drugi zmarł nad ranem. I w tym momencie moi rozmówcy wyrażali swoje niedowierzanie…
A było tak. Na kilka minut przed rozpoczęciem meczu gniazdowy „Staruch” zaintonował przyśpiewkę „jeszcze jeden”, którą część widzów dwukrotnie powtórzyła. Spotkało się to z żywą reakcją reszty trybuny, która skwitowała te okrzyki gwizdami. Gdy jednak mecz się rozpoczął rozległ się głośny doping całej trybuny. Co istotne dopingiem kierował ten sam „Staruch”, a śpiewane przyśpiewki nie zawierały w sobie ani jednego wulgaryzmu. Zagrzewały piłkarzy do gry. Po około pięciu minutach na sektor zajmowany przez widzów weszło kilkunastu ochroniarzy ubranych w żółto-czarne stroje. Starali się ściągnąć gniazdowego z podestu i wyprowadzić ze stadionu. Ten jednak zaczął stawiać opór. Przez następne pięć minut trwało mocowanie się „Starucha” z trzema ochroniarzami, którzy wdrapali się na podest i usiłowali zmusić go do opuszczenia obiektu. W tym czasie cała trybuna grzmiała „zostaw kibica”. Potem rozległo się gromkie „ITI s...”.
W ósmej minucie Marcin Mięciel zdobył pierwszą bramkę dla Legii i w tym momencie kibice wydali okrzyk radości, ale chwilę później znów wspierali gniazdowego. Nieliczni próbowali doskoczyć do mocujących się, by wesprzeć kolegę, ale na swej drodze napotkali mały kordon złożony z reszty ochroniarzy. Użyto gazu, który było delikatnie czuć także w loży dziennikarskiej. Niektórzy widzowie nie wytrzymali i wyrwali kilka krzesełek. W kierunku ochroniarzy poleciało też kilka przedmiotów, w tym papierowe kubki z napojami.
Wreszcie po dobrych kilku minutach zapasów służbom porządkowym udało się ściągnąć Starucha z gniazda. Doprowadzono go poprzez płytę boiska do tunelu, którym na murawę wchodzą piłkarze i sędziowie. Widzowie nie bardzo wiedzieli co z tym fantem zrobić. Część z nich skandowała „wychodzimy”, ale nie było pospolitego ruszenia. Kilkukrotnie rozległo się jeszcze hasła „ITI s...” oraz „Raz sierpem raz młotem w czerwoną hołotę”. „Wychodzimy” zaintonowano raz jeszcze, ale i tym razem nie było widocznego efektu, choć młyn faktycznie opuścił swoje miejsca. Jeden z widzów wszedł na trybunę prasową i rzucił w stronę członków zarządu KP Legia Warszawa swoją kartę kibica wykrzykując co o nich myśli, po czym spokojnie oddalił się. Przez cały mecz nie było już zorganizowanego dopingu kibiców. Była cisza, w której można było usłyszeć co piłkarze do siebie mówili. Cisza, kilkukrotnie przerywana okrzykami „ITI s...”. W tych okolicznościach Legia pokonała Ruch 2:0.
Pomysł „Starucha” na przyśpiewkę był mocno nie na miejscu. Można kogoś nie lubić, można być przeciwnikiem, można imać się różnych metod walki. Ale rywalowi należy się jakiś szacunek. Umarł jeden z dwóch właścicieli koncernu medialnego ITI. Człowiek. Jego rodzina i bliscy mają uczucia i można było sobie darować takie przyśpiewki. I to w dniu śmierci bliskiej im osoby. Tym bardziej, że za chwilę wszyscy ruszą na groby. Niewątpliwie był to chwyt poniżej pasa.
Z kolei władze klubu też nie błysnęły. Osoby postronne nie rozumiały sensu tej przyśpiewki. Nie znając adresata po prostu zbagatelizowałyby to, co śpiewali kibice traktując to jako rozgrzewkę. Zapytany na konferencji prasowej Rzecznik Prasowy nie wymienił osoby, która wydała polecenia usunięcia ze stadionu „Starucha”. Wyjaśnił jedynie, że „podjęte działania były adekwatne do sytuacji”. Zatem rodzi się pytanie na jakiej podstawie usunięto gniazdowego? Tego dnia nie intonował wulgarnych przyśpiewek, o które był najczęściej obwiniany. Z trybun grzmiał głośny i kulturalny doping dla piłkarzy inicjowany właśnie przez „Starucha”. Nie ma więc żadnej podstawy prawnej do usuwania go ze stadionu. Jest tylko jeden możliwy powód do takiego działania, a była nim przyśpiewka sprzed pierwszego gwizdka sędziego. Ale przekroczenie granicy dobrego smaku nie usprawiedliwia takich działań. Stadion jest obiektem miejskim i kibic ma prawo wyrażać na nim swoje opinie. Nawet te najbardziej skandaliczne. Tymczasem przeciwko „kulturalnie” zachowującemu się kibicowi użyto środków przymusu bezpośredniego.
Takie działanie świadczy jedynie o braku wyobraźni. Na trybunie zrobiło się gorąco. Służby porządkowe to była zaledwie garstka ludzi. Gdyby reszta widzów postanowiła pomóc ich wodzirejowi – mogło dojść do masakry. Nawet wszyscy ochroniarze i policjanci obecni na stadionie nie byliby w stanie zatrzymać licznie nacierającej hordy ludzi. Jakimś cudem jednak nie doszło do zamieszek. Służby porządkowe nie po raz pierwszy interweniowały w podobnych okolicznościach. Z tą różnicą, że tym razem interwencja dotyczyła usunięcia za zachowanie moralnie naganne, a nie za niezgodne z prawem. Czy trzeba było używać gazu? Czy należało wyprowadzać „Starucha” ze stadionu? A jeśli już to czy nie lepiej było to zrobić w przerwie meczu? Trzeba było robić taki pokaz siły? Nie można było wezwać winowajcę po meczu i wręczyć mu (abstrahując, czy słusznie nadany) zakaz stadionowy?
Sytuacja staje się beznadziejna. Niektórzy fani uciekają się do coraz mniej wybrednych zagrań. Zaś władze klubu wykorzystują cały swój dostępny oręż w walce z tymi kibicami. Zatrważające jest, że władze klubu reagują emocjonalnie. Nietrudno przewidzieć, że obie strony będą szukać sprawiedliwości w sądach. Efektem działań takich wydarzeń, jakie miały wczoraj miejsce, jest cierpienie neutralnych kibiców. Jedna strona przypina im łatkę konfidentów i komuchów, druga strona nazywa bandytami, dilerami i przestępcami. W działaniach widać coraz więcej emocji, lub cynizmu, a walka przybiera coraz ostrzejszą formę. Najsmutniejsze jest to, że winni są jedni i drudzy, a wydają się tego nie zauważać…
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.