Smoliński: W moich snach wciąż Warszawa
26.11.2004 16:34
Przed sezonem nie znał go niemal nikt. Teraz jest na ustach całej Warszawy - tej piłkarskiej rzecz jasna. 19-letni Marcin Smoliński udowodnił, że bez wielkiego nazwiska też można zaistnieć w pierwszej lidze. Młody pomocnik szybko wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie warszawskiej Legii. Fachowcy już wróżą mu wielką karierę. Legenda Legii, Lucjan Brychczy widzi w nim swojego następcę i lidera drużyny na długie lata. Teraz me jedno merzenie - Chcę z Legią zdobyć mistrzostwo Polski - powiedział "Smoła"
Jego prawdziwa przygoda na Łazienkowskiej zaczęła się w 74. minucie meczu Pucharu UEFA z Austrią Wiedeń. Legia przegrywała 0:2 i Dariusz Kubicki w geście nadziei pomieszanej z rozpaczą wprowadził na boisko Smolińskiego. Młody pomocnik strzelił piękną bramkę z dystansu. Na tym strzale się nie skończyło. Potem był debiut w Pucharze Polski. Debiut w lidze. Gol w derby Warszawy. Kolejny gol w lidze. Dziś każdy wie, kim jest Smoliński.
Marcin przyszedł do Legii z GKP Targówek. Schowany w cieniu transferów Bartosza Karwana, Jakuba Rzeźniczaka, czy Macieja Korzyma, szybko z tego cienia wyszedł i przyćmił kolegów. Stał się jednym z ważniejszych ogniw drużyny i idolem kibiców z Łazienkowskiej.
- To będzie wielki piłkarz. Ma szansę być liderem Legii na lata. Nawet taki autorytet jak mój ojciec to powtarza, a on się rzadko myli - twierdzi syn legendarnego Lucjana Brychczego, Ryszard, który przez dwa miesiące prowadził Smolińskiego jako trener w Targówku.
Serce rośnie
Stadion GKP Targówek, przy ulicy Kołowej 18. Pusta, pokryta śniegiem murawa. Wiejący wiatr potęguje wrażenie, że wszystko to wygląda jak piłkarski cmentarz. W tle wieżowce. Nikt nie trenuje - zresztą, nie ma kto - niedawno rozwiązano sekcję seniorską tego czwartoligowego klubu. Można stwierdzić, że Marcin uciekł z tonącego okrętu. Piłkarze w większości przenieśli się do lidera ligi - Dolcanu Ząbki. Tak jak Daniel Wysocki, który kiedyś mógł występować w warszawskiej Legii, ale zdecydował się na wyjazd do Belgii. Teraz tuła się w czwartej lidze, a Smoliński, jego sąsiad z Bródna, gra na Łazienkowskiej.
- Ja już nie żałuję, no może trochę - wzdycha Wysocki. - Kiedy jednak patrzę na Marcina, jak podaje, jak strzela gole, to serce mi rośnie. Graliśmy razem przez dwa lata w Targówku. Gdy od nas odchodził, był taki sam jak wtedy, kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy, skromny, zwyczajny chłopak. Tylko piłkarsko jest teraz lepszy. Dalej ma genialną lewą nogę. Mały, ale waleczny, ruchliwy, szuka gry. Daj tylko Boże, żeby woda sodowa mu nie odbiła, choć nie sądzę, żeby mu to groziło. Mam z nim normalny kontakt. Po meczach wysyłam mu smsy. Zawsze odpisuje, zawsze odbiera telefony. Co tu mówić - przyszedł chłopak z czwartej ligi i pokazał jak się gra. Ma poukładane w głowie. Jest spokojny i wie czego chce - to i gra dobrze w piłkę.
Poukładany - to określenie pasuje do Marcina. Nikt inaczej o nim nie mówi.
Nic się nie zmienił
Osiedle, na którym Marcin mieszka z mamą. Ulica Bolivara, Bródno. Mroźny listopadowy poranek. Przeprowadzamy mały test i pytamy pierwsze napotkane z brzegu osoby, czy znają Marcina. - Smoliński? Pewnie, to ten z Legii! - obrusza się starszy pan. - Tamta klatka - pokazuje palcem. Będzie z niego wielki piłkarz. Czytam gazety, oglądam w telewizji - dobry chłopak. U nas się tacy rodzą na Bródnie - mówi z dumą w głosie. - A tam mieszka Kowalczyk... - pokazuje wysokie bloki na Wyszogrodzkiej.
To, że Marcin budzi sympatię nie jest nowością. Tak było również w jego poprzednim klubie. W Targówku był ulubieńcem kierownika drużyny, pana Marka Tomczyka. - Rewelacyjny chłopak. Zawsze marzył o grze w Legii i wiedzieliśmy, że dopnie celu. Debiutował u nas w zespole w meczu z bardzo silnym rywalem, bo graliśmy akurat... w Strzegomiu - opowiada Tomczyk. - Przydzieliliśmy mu nawet specjalnie jednego zawodnika, żeby grał za nim i asekurował jego błędy. Tak na wszelki wypadek. Po meczu tamten piłkarz przychodzi i mówi: "A po co ja go miałem asekurować, jak on lada moment będzie grał w pierwszej lidze i to pewnie w Legii". Marcin był najmłodszy i nosił sprzęt, bez słowa sprzeciwu. Wiedział, że taki jego obowiązek. A przecież już wtedy grał w reprezentacji młodzieżowej Polski. Spotkałem go po meczu z Wisłą w Krakowie. "Dzień dobry kierowniku", ukłonił się tylko. Nic się nie zmienił. Taki sam Smoliński.
Marcin wpadł w oko działaczom z Łazienkowskiej podczas meczu Legia II - GKP Targówek. Trener Włodzimierz Gnoiński powiedział wtedy do Smolińskiego: - Zagrasz dziś nietypowo, na prawej stronie. Ale uważaj! Na przeciwko będziesz miał Radosława Wróblewskiego. - Nie ma żadnego problemu - odparł Smoliński, chociaż przecież jego ulubiona pozycja to atakujący środkowy pomocnik.
- I jak on kręcił tym Wróblewskim! Nic mu nie dał pograć - wspomina Tomczyk. - A w rezerwach Legii wystąpili wtedy Garcia, Dudek i jeszcze kilku innych piłkarzy z pierwszego składu.
Kwestią czasu stało się wówczas, że Marcin trafi na Łazienkowską.
Nie ma przepaści
W Legii starsi piłkarze polubili go od samego początku. Zobaczyli w nim wielki talent. Dziś chwalą go i Łukasz Surma, i Marek Saganowski, ale pierwszy na jego grze poznał się Artur Boruc. - Zobaczycie, to będzie grajek! - stwierdził dwa miesiące temu i nie pomylił się.
- Marcin i tak za późno trafił do pierwszej ligi. Ostatni rok jego gry w Targówku, to było marnowanie samorodnego talentu. Wyraźnie odstawał od kolegów z boiska. Jego atuty się nie zmieniły. Motoryka, technika, siła fizyczna, ale także charakter - dobry, bo Marcin jest mocny psychicznie i woda sodowa mu nie grozi. Nie musi obawiać się zmiany trenera, u każdego sobie poradzi - twierdzi Ryszard Brychczy.
Do piłki seniorskiej Smolińskiego wprowadzał Krzysztof Etmanowicz, w latach 1991-92 trener warszawskiej Legii. - Utalentowany, ambitny chłopak. Targówek miał wtedy mocny zespół, ale on zdołał wywalczyć sobie miejsce w podstawowej jedenastce. Miał mocną lewą nogę, potrafił dograć, rozegrać, strzelić - wspomina Etmanowicz. - Marcin przedstawia nowe pokolenie piłkarzy - młodych ludzi, którzy dążą do celu, nie zajmują się głupotami. No i jego przykład pokazuje, że w Polsce nie ma aż takiej przepaści między czwartą a pierwszą ligą.
Dorosz? Bez sensu
Jego przykład pokazuje także, że mija się z celem sprowadzanie z zagranicy piłkarzy, których nikt nie zna. A Legia ostatnio lubuje się w takich "niewypałach".
- Dorosz, Kurza.. Kurazu... - Wysocki łamie sobie język.
- Kurauzvione.
- Widzi pan, nawet nie wiadomo, kto to jest i jak się nazywa. Po co ściągać takich piłkarzy? Warszawa ma mnóstwo talentów. Wystarczy przyjść na mecze czwartej ligi i popatrzeć - przekonuje Wysocki.
- Kupowanie do Legii takich piłkarzy jak Dorosz jest pozbawione sensu - twierdzi syn Brychczego. - Mamy własne talenty, na miejscu, w Warszawie. Wystarczy podać im rękę i odpowiednio wypromować. Niestety, nie każdy ma takie szczęście jak Marcin.
Z tym szczęściem to jednak przesada. Przede wszystkim Smoliński ma umiejętności. - Tak się cieszyłem, kiedy on wszedł na boisko w meczu z Austrią i huknął na bramkę - ekscytuje się Roman Kosecki, były kapitan Legii. - Gra bez kompleksów, odważnie, a co najważniejsze jest warszawiakiem. Nie mówię, że tym co tu przyjeżdżają nie zależy na grze, ale... zawsze koszula bliższa ciału. Niedługo jadę do Atletico Madryt, mogę szepnąć o nim jakieś dobre słowo. Niech chłopak już będzie w notesach wielkich klubów...
Wbrew temu, co mówią ludzie, których Smoliński spotkał na swojej drodze, takich talentów jak on w Warszawie nie ma zbyt wielu. Bo niby są, ale jakoś nikt nie potrafi podać nawet jednego nazwiska. Nawet z klubu, w którym Marcin się wychował wywodzi się tylko jeden znany piłkarz - Leszek Iwanicki. Warszawski klub był dla niego jednak tylko przepustką do dalszej kariery. Iwanicki wywalczył koronę króla strzelców grając w Motorze Lublin, czarował w Widzewie, szczególnie pięknymi golami z rzutów wolnych. Też był pomocnikiem. Zdobył nawet mistrzostwo... Korei z Yukong Oil Seul. Smoliński myśli jednak o prawdziwej, wielkiej karierze.
- Też chciałbym kiedyś wyjechać, ale do silnego klubu - mówi Marcin. - Teraz ważna jest dla mnie jedno. Z Legią chcę zdobyć mistrzostwo Polski. To moje marzenie.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.