Domyślne zdjęcie Legia.Net

Śpiewać każdy może

Adam Dawidziuk

Źródło: Przegląd Sportowy

31.01.2005 13:19

(akt. 29.12.2018 20:59)

W nienawiści do tej drużyny tak wychowano, wychowano nas - śpiewał jeszcze w czerwcu o Legii <b>Paweł Kaczorowski</b>. Okazuje się jednak, że od nienawiści do miłości jest bardzo blisko, bo teraz były piłkarz Lecha trenuje na Łazienkowskiej i lada dzień ma podpisać kontrakt. Tylko czy powinien? Czy dziś w piłce liczy się tylko biznes? Kibice wywierają presję, żeby nie parafował umowy, zanim nie spotka się z nimi i nie wyjaśni wydarzeń z czerwca zeszłego roku.
A wówczas Kaczorowski odniósł wielki sukces - w Warszawie wywalczył Puchar Polski dla Lecha. Niestety, na trybunie honorowej doszło do skandalicznych wydarzeń, bo piłkarzy z Poznania - gdy ci odbierali puchar i medale - zaatakowali chuligani. Lechici odreagowali niezbyt ambitnie - śpiewając piosenkę zaczynającą się od przytoczonych wcześniej słów, o refrenie bardzo wulgarnym i obrażającym warszawski klub. Wszystko skrzętnie zostało nagrane. - Gdybym kiedyś zrobił coś takiego, nawet nie zabiegałbym o zatrudnienie. To sprawa honoru - mówi Leszek Pisz, jeden z najwybitniejszych piłkarzy w historii klubu, który jednoznacznie opowiada się przeciw zatrudnieniu Kaczorowskiego na Łazienkowskiej. - Kibice potraktują go tak, jak sobie na to "zapracował". Nawet nie wiem, czy pozostali piłkarze przyjmą go dobrze w drużynie - dodaje. To nie sport Kaczorowski w pierwszym odruchu, zapewne ze strachu, zaprzeczył stanowczo, jakoby kiedykolwiek zdarzyło mu się zaśpiewać jakąkolwiek piosenkę o Legii. - Mogę odpowiadać na każde pytanie, ale jeśli nie dotyczy tamtych zdarzeń. Było, minęło - argumentuje. Co dla niego minęło, dla innych odżyło. Pamięć odświeżył kibicom krótki film zamieszczony w internecie przez legijne portale. Sprawa wciąż jest szeroko dyskutowana. Sternicy klubu z Łazienkowskiej stanęli teraz przed poważnym dylematem - zatrudnić pracownika, którego już nienawidzi spora część publiczności? Ponoć prezes Piotr Zygo nie jest zwolennikiem takiego posunięcia. - To macie chyba złe informacje - zaprzecza Jacek Zieliński, który ocenia tylko i wyłącznie formę sportową Kaczorowskiego. - Teraz trudno mi powiedzieć, jaka ona jest, ale jestem przekonany co do jednej rzeczy - kiedy Paweł przejdzie z nami okres przygotowawczy, na pewno będzie w dobrej dyspozycji. To jeden z najlepszych prawych obrońców w naszej ekstraklasie. I tylko to mnie interesuje. Filmu nie widziałem. Muszę obejrzeć i przedyskutować z prezesem oraz dyrektorem Bednarzem. - Nie chcemy o tym rozmawiać, naprawdę. To nie ma nic wspólnego ze sportem - twierdzi z kolei Bednarz. Jednak czy liczy się tylko wynik? - Piłkarz to zawód, ale liczy się także etyka. Zawodowa - mówi Wiesław Giler, redaktor naczelny tygodnika "Nasza Legia", jeden z najbardziej zagorzałych kibiców. - Moim zdaniem Kaczorowski może grać w Legii, ale dopiero jak wytłumaczy swoje zachowanie. A przecież może - stresem, nerwami. Ten finał Pucharu Polski był specyficzny, wstydliwy dla całej polskiej piłki i nie należy już do niego wracać. Mieliśmy naganne zachowanie części kibiców, a później i piłkarzy Lecha. Jednak to się wszystko nawarstwia. Jeśli oni przed spotkaniem udzielali wywiadów, że "nienawidzą Legii", to dziwi mnie ich krótkowzroczność. Ja osobiście Lecha bardzo szanuję... Teraz wymagam od Kaczorowskiego jednego - słowa "przepraszam" - twierdzi, a na koniec dodaje: - Jak on śpiewał też, że legła Warszawa, to mu powiem, że Warszawa nie legła nawet w Powstaniu Warszawskim. Romans z wrogiem - Trzeba zorganizować konfrontację z kibicami. Wtedy Paweł wyjaśniłby całą sprawę - radzi Tomasz Kiełbowicz, pomocnik Legii. - Na razie jak nas widzi, to spuszcza głowę i przemyka korytarzem - mówi Andrzej Piórkowski, prezes Stowarzyszenia Sympatyków Legii. - A czy powinien grać w tym klubie? Sam fakt, że przez ostatnie pół roku nie łapał się w słabym Lechu Poznań mówi za siebie... Spotkanie ma się rzeczywiście odbyć. Jednak czytając niektóre wpisy na forach internetowych, można stwierdzić, że Kaczorowski musiałby usiąść za pancerną szybą... - Kiedyś, gdy Legia chciała ściągnąć Michała Golińskiego, zażartowałem że czasem z największym wrogiem trzeba umieć pracować. Potem poznałem Michała na kadrze i okazało się, że to fajny chłopak - mówi Tomasz Jarzębowski, rodowity warszawiak i wychowanek Legii. - Sprawa Kaczorowskiego jest jednak inna. Poniosły go emocje. Z drugiej strony nie powinni w naszej szatni śpiewać takich rzeczy. My nigdy tak nie robimy - jeśli śpiewamy to o naszej drużynie. Inni nas nie interesują. Trochę bolało mnie to, że na naszym stadionie tak śpiewali. Widziałem film... Jeżeli chce u nas zostać, jednym wyjściem jest w jego przypadku dobra gra. Jednak kibice szybko mu tego nie zapomną. - Obawiam się, że będą z nim "jechać" - przekonuje obrazowo 19-letni pomocnik Marcin Smoliński. Nic się nie stało Kaczorowski został jednak w Legii przyjęty dobrze. Inni piłkarze go lubią. - Nic się nie stało - uważa kapitan Łukasz Surma. - To były wielkie emocje, finał Pucharu Polski. To tak jakby człowiek był pijany, jakby był w amoku. Nie zaszkodziłoby jednak, gdyby... Paweł przeprosił. Innych kolegów Surmy nasze pytanie wprowadziło w zakłopotanie. - Ojej, bardzo trudno jednoznacznie to rozstrzygnąć - waha się chwilę Kiełbowicz. - Ja też grałem w Polonii, grałem w Widzewie, a więc klubach, które nie są lubiane na Legii. Myślę, że "Kaczor" swoją grą udowodni, że jest bardzo dobrym piłkarzem i wtedy zrehabilituje się za to, co stało się po pamiętnym finale. W Widzewie występował także inny obecny legionista Jakub Rzeźniczak. - I nie mam z tego powodu nieprzyjemności, kiedy jadę do Łodzi. Tylko raz miałem taki telefon. Gość zapytał mnie: "Czemu się sprzedałeś?" Słucham? - odparłem. "Czemu się sprzedałeś...?" Odłożyłem słuchawkę i więcej nie odbierałem telefonów spod tego numeru - wspomina młody obrońca. Zyska Vuković Na całym zamieszaniu wokół osoby Kaczorowskiego może, paradoksalnie, zyskać inny "potępieniec" trybun - Aleksandar Vuković. Kiedy pół roku temu opuszczał Warszawę kibice powiesili na trybunach transparent: "Vuko Pinokio, Vuko w Wiśle utonął". To była ich reakcja na wieść, że Serb negocjuje z krakowską Wisłą. Dziś w sondach aż 75 procent ludzi jest zwolennikami powrotu Vukovicia na Łazienkowską, a nawet przykry przydomek "Pinokio", koledzy z zespołu obrócili w żart i wołają na Serba zdrobniałe "Pinio". Ile musi minąć czasu, by na Kaczorowskiego wołali - po prostu - "Kaczor"?

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.