Spiskowa teoria Legii
25.06.2007 07:58
W czwartek <b>Łukasz Surma</b> będzie świętował 30. urodziny. W niezbyt dobrym humorze, bo właśnie powiedziano mu, że w Legii nie ma dla niego miejsca. - Jest mi przykro. Szczególnie że mam za sobą udaną rundę, ale poradzę sobie. Wymagano ode mnie gry w piłkę i to robiłem najlepiej, jak umiałem. Nie mam sobie nic do zarzucenia - mówi. Wczoraj rozmawiał z działaczami Arki Gdynia.
O tym, że musi szukać sobie nowego klubu, Surma dowiedział się w środę. Jednak decyzja zapadła o wiele wcześniej i choć podpisał się pod nią zarząd klubu, to o usunięciu z zespołu jego i Piotra Włodarczyka zdecydowali właściciele.
Bo za dobrze grał...
I wcale nie dlatego, że mieli zastrzeżenia do boiskowej postawy tej dwójki. Nieprzypadkowo przy Łazienkowskiej nie ma już Jacka Zielińskiego, a niebawem zabraknie Surmy i Włodarczyka. I paradoksalnie, o tym wszystkim zadecydowała... dobra postawa Legii w ostatnich kolejkach minionych rozgrywek. Zieliński okazał się całkiem niezłym trenerem, Surma mobilizował zespół, a Włodarczyk strzelał gole jak na zawołanie.
Po Łazienkowskiej ktoś rozpuścił plotkę, jakoby obaj piłkarze wraz z trenerem spiskowali przeciwko Dariuszowi Wdowczykowi - Mam nadzieję, że to nieprawda. Poważni ludzie, a takimi bez wątpienia są właściciele klubu, nie oparliby się na jakichś plotkach. Ze mną nikt w tej sprawie nie rozmawiał. Sumienie mam naprawdę czyste. Zawsze uczciwie wykonywałem swoją pracę. Oczywiście zdarzały się błędy, ale kto ich nie popełnia? A najłatwiej jest stać z boku i komentować - mówi Surma.
Ostatnio prezes Legii Leszek Miklas stwierdził, że podczas indywidualnych zajęć zarówno Surma jak i Włodarczyk będą mieli czas, aby przemyśleć swoje postępowanie. - Wymagano ode mnie gry w piłkę i to robiłem najlepiej, jak umiałem. A pouczać może mnie mama lub tata - dodaje zawodnik.
Surma występował w Legii przez pięć sezonów. Trafił do niej z Ruchu Chorzów wspólnie z Markiem Saganowskim, tuż po rozpoczęciu rozgrywek 2002/03. - To prawie połowa mojego piłkarskiego życia. Zostawiłem tu dużo zdrowia. Owszem, zdawałem sobie sprawę, że moja przygoda z Legią zbliża się ku końcowi, ale nie spodziewałem się, że to rozstanie odbędzie się w takiej formie - przyznaje.
Spośród tych pięciu lat gry w Warszawie, aż przez cztery był kapitanem zespołu. - Dla mnie ważne jest to, że drużyna była za mną, bo wybierali mnie koledzy, a trenerzy nie zgłaszali sprzeciwu. Historia pokazuje, że łatwo nie zdobywa się tytułu. W ciągu 91 lat Legia zdobyła mistrzostwo Polski tylko dziewięć razy - dodaje.
Sam zrezygnował
W Warszawie zawsze w przypadku sukcesu był ostatni do chwalenia, ale w razie porażki zwykle jego uznawano głównym winowajcą. Powodów było kilka. Dla kibiców był "spalony", bo urodził się w Krakowie. Również w tym mieście zagrał chyba najgorsze spotkanie w barwach Legii, kiedy w końcówce meczu z Cracovią nie wykorzystał rzutu karnego, a po chwili rywale zdobyli gola i odnieśli zwycięstwo. Wówczas stracił opaskę kapitana na rzecz Artura Boruca. - Wszyscy myślą, że mnie jej pozbawiono, a to nieprawda. Sam poszedłem do Jacka Zielińskiego i powiedziałem: - Spieprzyłem i nie zasługuję na tę funkcję - opowiada.
Kilka razy sam dał powody do krytyki, a sławnych już "pierwszych śliwek robaczywek" nigdy mu nie zapomniano. Takie słowa wypowiedział na początku sezonu 2005/06, kiedy legioniści nieoczekiwanie zremisowali z Arką w Gdyni (0:0). Dziesięć miesięcy później Legia świętowała mistrzostwo. Wyszło na to, że miał rację. Kibice i fachowcy mieli do niego pretensje o małą liczbę bramek i asyst. O to, że skupia się na destrukcji, a w ofensywie jest mało kreatywny. I boi się strzelić z dystansu. - Nie przypinajmy mi łatki. Na pewno uderzenie z dalszej odległości nie jest moją mocną stroną. Ale wiele razy było tak, że wolałem zagrać do partnera, niż zepsuć - przyznaje.
Optymistycznie
Przez cały czas pobytu w Legii był jej podstawowym zawodnikiem. Zmieniali się tylko partnerzy. - To dla mnie bardzo ważne, że z każdym z kolegów potrafiłem znaleźć wspólny język. I Marcin Burkhardt, i Aco Vuković, i Marcin Smoliński podkreślali, że lubią ze mną
grać. Teraz przynajmniej to mnie cieszy - mówi.
W Legii zdecydowano, że Surma nie pojedzie na zgrupowanie do Grodziska. W tym czasie wspólnie z Włodarczykiem będzie trenował pod okiem Tomasza Strejlaua. - Zobaczymy, co będzie dalej. Postanowiono, że nie mogę odejść bez kwoty odstępnego. Nie jest to komfortowa sytuacja i nie wiem, jak długo to potrwa. Wszystko stało się tak nagle. Syn Mateusz chodzi w Warszawie do przedszkola, niedawno założyłem szkółkę piłkarską, teraz trzeba będzie to wszystko pogodzić i gdzieś się przeprowadzić. Ale takie jest życie. Inwestując w stolicy, liczyłem się z tym - mówi.
Mimo wszystko Surma patrzy w przyszłość z optymizmem. - W takich chwilach człowiek sobie przypomina, jak ważna jest dla niego rodzina. Żona i dziecko są ze mną. Za miesiąc urodzi mi się drugi syn. Mam dla kogo żyć i dla kogo grać. Na pewno nie jestem wypalony, chcę jeszcze długo kopać piłkę. Serca do gry na pewno mi nie zabraknie - deklaruje.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.