„Spowiedź” Dawida Janczyka. Wstrząsająca książka byłego legionisty
31.08.2018 21:12
Wejdź na www.idz.do/legia-janczyk, przeczytaj darmowe fragmenty książki i zamów ją w przedsprzedaży!
- oszczędzasz ponad 10 zł
- wysyłka od 14 września
- atrakcyjne pakiety z książkami o piłce nożnej.
Od 19 września książki szukaj również w salonach Empik i dobrych księgarniach w całej Polsce.
Fragment książki:
W tamtych czasach w drużynie było kilka grupek. Ja trzymałem się z „Szałachem”, Włodarczyk z Surmą i Burkhardtem – mieli najwięcej do powiedzenia – a dobijał się do nich młody Marcin Smoliński. Superpozytywna postać. Był zawsze opalony na mahoń, więc chłopaki żartowały, że więcej czasu niż na boisku „Smoła” spędza w solarium. Poza tym byli Brazylijczycy, Édson i Roger, potem doszli jeszcze Élton i Hugo. Ekipa bałkańska – Vuković, Veselin Đoković i Miro Radović – też miała w zespole sporo do powiedzenia. „Rado”, choć trafił do Legii rok po mnie, szybko stał się jednym z liderów. Jajcarz, dusza chłopak, a przy tym superpiłkarz. No i trzymał z „Vuko”, który trząsł szatnią. Polacy umieli się grubo zabawić, Brazylijczycy też. Może nie uwierzycie, ale najmniej pili chyba Bałkańcy. Woleli podrywać dziewczyny. Były z nich prawdziwe psy na baby! Jak „Rado” spuścił głowę i tym swoim głębokim spojrzeniem spod grzywki zlustrował panienkę, to tej od razu miękły nogi...
Z nikim nie miałem kosy, ale w każdym klubie, w którym grałem, zawsze było mi bliżej do obcokrajowców niż do miejscowych. W Legii też siedziałem przy stoliku z Brazylijczykami, a jako że moim „ojcem chrzestnym” był Aco Vuković, to siłą rzeczy zbliżyłem się też do Bałkańców.
Na zawsze utkwiło mi w pamięci nie mistrzostwo Polski i te wszystkie gole, ale smak surówki w hotelu Boss w Miedzeszynie, w którym stacjonowaliśmy podczas przedmeczowych zgrupowań. Jajko, sałata lodowa, warzywa, kurczak. REWELACJA! Już od poniedziałku nie mogłem się doczekać, kiedy znów jej skosztuję. Choć noclegi w Bossie były idealną okazją, by „ochrzcić” młodych, to ja na swój chrzest czekałem ponad pół roku. Doszło do niego na kolejnym obozie, w Mrągowie. Już za czasów trenera Dariusza Wdowczyka, który po słabym początku sezonu zastąpił Jacka Zielińskiego. W hotelu Merkury była taka duża sala konferencyjna. Ja i kilku innych młodych czekaliśmy na wezwanie w korytarzu.
– Dawid! – ktoś zawołał.
No to idę. Na środku wielkiej sali siedzi trener Wdowczyk, a naokoło, na krzesłach ustawionych w podkowę, cała drużyna. Robię kilka kroków, a tu przede mną na podłodze leży koszulka Legii. No i co zrobić?! – myślę. – Podnieść? Ominąć? Nie daj Boże, jakbym na nią nadepnął. Od razu mógłbym się pakować. Podniosłem trykot i położyłem na krześle. Następnie stanąłem na środku i zaczęło się odpytywanie.
– Masz dziewczynę? – zapytał Marcin Burkhardt.
– Nie.
– Uprawiałeś seks? – chciał wiedzieć „Włodar”.
– Tak.
– Zapalisz? – zagaił Łukasz Surma.
– Nigdy nie paliłem i nie zapalę!
– A napijesz się? – dodał chyba „Vuko”. To był ostatni dzień obozu, lejce poluzowane i „Wdowiec” pozwolił chłopakom na browarka.
– Pewnie, że tak!
I walnąłem całe piwo. Za Wdowczyka byłem już wkręcony w drużynę, znałem chłopaków, nie wstydziłem się…
Tymczasem wszyscy na mnie naskoczyli:
– Jak możesz?! Pijesz?! Przy starych?!
Ale to było w żartach. Potem jeszcze musiałem zaśpiewać i już byłem swój. Każdemu z zawodników uroczyście podałem rękę i mogłem usiąść na jednym z krzeseł, już jako pełnoprawny członek zespołu.
Wtedy jeszcze byłem grzeczny. Zafascynowany Legią. Dumny, że jestem w tej drużynie razem z piłkarzami, których znam z telewizji. Zupełnie nie myślałem o jakimś grubszym chlaniu – nawet kiedy wracaliśmy z Zabrza po zwycięstwie nad Górnikiem 1:0 (gola strzelił Piotrek Włodarczyk), które dało nam mistrzostwo Polski. W „wesołym” autokarze byłem jednym z niewielu, którzy ostro nie walili. Ot, piwko czy dwa przez całą drogę do Warszawy. Na stadionie czekali na nas kibice, wyprawili nam wielką fetę. Potem fani świętowali na Starówce, a ja z Kopcem i Januszem bawiłem się w Masce. Tam już wszystko piłem. Najwięcej whisky, bo to była dla mnie nowość. Zasmakowała. Na lata. Tam po raz pierwszy urwał mi się film…
O książce: Wielki talent. Rekordowy transfer. Nałóg, który zniszczył wszystko. Świetny występ w młodzieżowych mistrzostwach świata w Kanadzie w 2007 roku pokazał, jak wielki drzemie w nim talent. Stawiano go w jednym szeregu z Sergio Agüero, chciały go u siebie Inter i Atlético, ale za rekordowe 4,2 miliony euro trafił do CSKA Moskwa. Stolica Rosji miała być trampoliną do wielkiej kariery Dawida Janczyka. Okazała się przekleństwem, które zapoczątkowało jego upadek… "Moja spowiedź" to rozliczenie się z przeszłością jednego z największych talentów w historii polskiego futbolu. To opowieść o samotności, niewłaściwym towarzystwie, wizytach w najlepszych nocnych klubach, łatwych pieniądzach, braku cierpliwości. I o nałogu, który może rozpocząć się od jednego drinka. Miał wszystko, by zostać drugim Lewandowskim. Dziś już nawet nie odcina kuponów od dawnej sławy. Walczy o powrót do normalnego życia.
Autorzy: Dawid Janczyk, Piotr Dobrowolski
Data wydania: 19 września 2018
Cena okładkowa: 39,99 zł
Liczba stron: 344
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.