Domyślne zdjęcie Legia.Net

Stanew:"Chcę grać z Lewskim"

Adam Dawidziuk

Źródło: Gazeta Wyborcza

05.10.2002 16:10

(akt. 15.01.2019 18:25)

<img src="img2/stanew.jpg" border=1 align=left hspace=3 vspace=6> - Bardzo bym chciał, aby to był np. Lewski Sofia! To dobra drużyna, ale mielibyśmy z nimi szanse. W Bułgarii polska liga jest mniej więcej tak samo popularna, jak w Polsce bułgarska. A jest przynajmniej dwa razy lepsza. I ja chciałbym to udowodnić na boisku....
Z kim chce Pan zagrać w drugiej rundzie? Radostin Stanew: Na pewno trafimy na jakiś dobry zespół. Ale oby nie był za dobry, taki jak Barcelona. Z nią próbowaliśmy walczyć do końca, ale jednak niektóre drużyny są poza naszym zasięgiem. Poza tym, kto dopuściłby do Ligi Mistrzów Legię kosztem wielkiej Barcelony, której jeden mecz ogląda na raz więcej ludzi niż naszych dziesięć. Dlatego takiego rywala nie chcę. Niech to będzie "normalny" zespół i daj Boże, abyśmy zagrali jeszcze lepiej niż z Utrechtem. Bardzo bym chciał, aby to był np. Lewski Sofia! To dobra drużyna, ale mielibyśmy z nimi szanse. W Bułgarii polska liga jest mniej więcej tak samo popularna, jak w Polsce bułgarska. A jest przynajmniej dwa razy lepsza. I ja chciałbym to udowodnić na boisku, pokazać wszystkim w moim kraju, że Legia to bardzo mocna drużyna, że gram w niej nieprzypadkowo. Marzę o występach w reprezentacji Bułgarii, ale tam wszyscy uważają, że gram w słabej lidze. I niekogo nie przekonuje nawet to, że zdobyłem mistrzostwo Polski. No to byłaby okazja się pokazać i przypomnieć kibicom, choć czasem dzwonią do mnie dziennikarze z Bułgarii. Pytają, co słychać, jak mi się wiedzie, ale nie są przekonani, co do klasy Legii. Czy Pana mecz w Utrechcie był najlepszym występem w barwach zespołu z Łazienkowskiej? - Staram, żeby każdy był najlepszy. Nie chcę, by było tak, że w jednym gram świetnie, bronię super, a potem puszczam "szmatę". Chcę zawsze prezentować dobry, równy poziom. Ale kiedy rozmawialiśmy przed meczem w Holandii, powiedziałem, że lubię "być w ogniu". I byłem i broniłem. To nie był mecz z KSZO, gdzie miałem dwa strzały... W Utrechcie musiałem uważać cały czas. Najtrudniej Legii było po przerwie spowodowanej awanturami. Rywale mocno zaatakowali... - Tak. Wyszliśmy na mecz maksymalnie skoncentrowani. Dobrze "weszliśmy" w spotkanie, mieliśmy inicjatywę, strzeliliśmy gola. Potem było nerwowo. Musieliśmy iść do szatni, były rozmowy, czy spotkanie się odbędzie, co dalej. Zrobiło się zamieszanie, które wytrąciło nas z równowagi. Już był moment, w którym wydawało się, że mecz nie zostanie wznowiony. Bo przerwa, podobno, maksymalnie może trwać pół godziny, a decyzja o tym, że gramy zapadła na krótko przed upływem tego czasu. I później ciężko nam było znowu złapać rytm. Daliśmy się zepchnąć do obrony. Nie straciliśmy gola, ale mamy żal, że doczegoś takiego doszło. Nie o taki doping i nie o taką pomoc nam chodzi. Czy kontuzjowana noga nie dokuczała Panu? - Dokuczała. Dostałem z dziesięć zatrzyków... Ale noga boli tylko przed meczem. Kiedy już człowiek wychodzi i decyduje się grać, ból mija. Imponował Pan przede wszystkim wyjściami z bramki i interwencjami na przedpolu. W lidze raczej Pan nie wychodzi. - Bo i nie ma tylu dośrodkowań. Poza tym w lidze wiem, że mam koło siebie dwóch "profesorów" Jacka [Zielińskiego - rb] i Marka [Jóźwiaka - rb]. Wygrać z nimi pojedynek główkowy jest trudno. Ale w Utrechcie widziałem, że kilka moich wyjść jest konieczne. Rozmawiałem z chłopakami, mówili, że jak jest ciężko przydaje się, bym złapiał piłkę, przytrzymał ją, dał chwilę wytchnienia. W lidze są trzy, cztery wrzutki w meczu, dlatego się nie ruszam. W Holandii widziałem, że zespół potrzebuje oddechu. To wychodziłem. Czy przy stanie 1:1 nie miał Pan myśli, że Legia może nie awansować? - Nie. Przecież pierwszy mecz łatwo wygraliśmy 4:1. Przed spotkaniem mówiliśmy, że jedna bramka na wyjeździe załatwi sprawę. Tak więc właściwie od szóstej minuty można było być spokojnym. W poniedziałek derby... - Z Polonią grałem tylko raz, wiosną, gdy wygraliśmy 3:0. Oni zagrali bardzo defensywnie, a my się męczyliśmy. Dwie ostatnie bramki strzeliliśmy pod koniec. W polskiej lidze podoba mi się to, że właściwie żaden mecz nie ma faworyta. Każdy zespół walczy i może każdemu zabrać punty. Nie to, że Polonii obawiam się w jakiś szczególny sposób, ale derby miasta, w dodatku stolicy, nigdy nie mają faworyta. Na razie szanse są równe.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.