News: Stanisław Czerczesow: Chcę mieć drużynę gotową do walki

Stanisław Czerczesow: Chcę mieć drużynę gotową do walki

Marcin Szymczyk

Źródło: legia.com, legionisci.com, Legia.Net

21.05.2016 19:21

(akt. 13.12.2018 05:01)

- Na letnich zgrupowaniach, poza zawodnikami będącymi w reprezentacjach, chcę mieć drużynę, która będzie przygotowana do walki. Jeżeli reprezentanci po powrocie będą szybko gotowi, tym lepiej i będziemy się bardzo cieszyć. Jeżeli nie będą do końca przygotowani, to znaczy, że bez nich musimy wypełnić swoje zadania. W Dynamie to się udało – wygraliśmy wszystkie mecze jesienią w Lidze Europy. To samo będzie tutaj – nic nowego nas nie czeka. Może tak być, że reprezentanci nie będą gotowi na początek sezonu. I teraz jako trener muszę sobie odpowiedzieć na pytanie, czego możemy oczekiwać i co zrobić, aby nie było żadnych niespodzianek - opowiada trener Legii w obszernym wywiadzie z legijnymi serwisami legia.com, Legia.Net i legionisci.com.

Panie trenerze, jest Pan już sporo czasu w Polsce, poznał Pan polską ligę i jej specyfikę. Co z ligi rosyjskiej, oprócz pieniędzy, chciałby Pan przenieść do naszych rozgrywek?


- Tak naprawdę nie chciałbym niczego przenosić z Rosji do Polski, ani z Polski do Rosji. Nie ma sensu niczego zmieniać. Obie ligi mają zupełnie inną specyfikę. Po prostu należy mieć szacunek do tego, co się ma i ewentualnie starać się niektóre rzeczy poprawiać. Ja poznałem ligę taką jaka jest i ją pokochałem.


Przyzwyczaił się już Pan do polskiej mentalności? Do tego, że ciągle narzekamy i często robimy problemy z niczego.


- Ciężko mi się odnieść do tych słów. Tak jak wspomniałem, wielu rzeczy nie zmienię. Muszę akceptować pewne sprawy takimi, jakie są, a to, że ktoś dzięki mnie się uśmiechnie, będzie dla mnie sporym wyróżnieniem. Daje mi to dużo satysfakcji.


Pozostańmy jeszcze na moment przy mentalności piłkarzy. Legię reprezentują polscy piłkarze, są też jednak zawodnicy zza granicy. Mając na uwadze to, jak prowadzi Pan zespół, czy przykładowo piłkarzy spoza naszego kraju trzeba motywować w nieco odmienny sposób?


- Uważam, że nie powinno się pracować inaczej z piłkarzami różnych narodowości. Jeśli przykładowo będziesz inaczej traktował zawodników z Chorwacji, Serbii i Brazylii, to nigdy nie uda się stworzyć drużyny jako kolektywu. Oczywiście z każdym z piłkarzy należy mieć bardzo dobry kontakt, czy to w rozmowie bezpośredniej, czy to z pomocą tłumacza. Jeśli chodzi natomiast o dyscyplinę na boisku oraz inne niuanse dotyczące samej gry, wtedy z wszystkimi komunikujemy się w ten sam sposób.


Oczywiście są różne sytuacje. Przykładowo Guilherme nie możemy zabronić udziału w brazylijskim święcie. Przy tej okazji pojawia się też kwestia wiary i wiążące się z nią różnego rodzaju zwyczaje. U nas takiej sytuacji nie ma, ale pracowałem w innych klubach, gdzie niektórzy zawodnicy przestrzegali postu, a mi pozostawało tylko to uszanować.


Kibice Legii zawsze kierowali się opinią, że jeśli ci piłkarze, których mamy, będą grać ambitnie i z maksymalnym zaangażowaniem, to osiągniemy sukces. Przez lata nie było osoby, której by się to udało. Dopiero Pan znalazł na to sposób. Jak Pan przekonał piłkarzy, że mają dawać z siebie wszystko w każdym spotkaniu?


- Bardzo ważnym jest, aby przekonać piłkarzy, że wspólnie możemy osiągać cele, do których dążymy. Trzeba ich tym zainteresować. Ja jako osoba, która kieruje drużyną, mogę pracować tylko z takimi ludźmi, którzy są zainteresowani osiąganiem wyznaczonych celów. Ci, którzy nie są, powinni odejść. Na tym polega cała ta „układanka”, aby z wszystkimi móc pracować i osiągać kolejne sukcesy. Zdarza się tak, że w drużynie jest zainteresowanie, jednak czasem brakuje jakości. Jest to proces, który ewoluuje etapami. Być może się mylę, ale w moim odczuciu jeszcze trochę nam brakuje, aby osiągnąć w pełni zadowalający nas efekt.


Przychodząc do klubu w trakcie rundy jesiennej, zastał Pan określoną grupę zawodników. Ile czasu dawał Pan sobie, aby wzbudzić swoimi metodami pracy, własną osobą, nakreślonymi celami właśnie to zainteresowanie, o którym Pan mówił? I czy przede wszystkim udało się Panu spełnić to, co Pan sobie zakładał?


- Tak naprawdę to nie miałem na to żadnego czasu. Sytuacja zmusiła nas do tego, że już kilka dni później po moim przyjściu do Legii graliśmy mecz z Cracovią. Nie miało to większego znaczenia, czy dałbym sobie na to dzień, dwa lub miesiąc. Dlatego też naszym piłkarzom należą się wielkie gratulacje za to, że od razu przystąpili do ciężkiej pracy. Od razu wszyscy zrozumieliśmy, że nie mamy czasu na długie przygotowania.


Nie jest tak, że Pan obserwując piłkarzy jesienią, widząc jak funkcjonuje całość, zdecydował, że to właśnie pressing i przygotowanie motoryczne będą kluczowe w dalszej części sezonu?


- Jeszcze jest coś takiego, jak zdrowie. Tak naprawdę to ono było kluczowe. To, o czym Pan wspomniał, jest dopiero w dalszej kolejności niezbędne, aby cokolwiek osiągnąć na boisku. Innej sytuacji w ogóle sobie nie wyobrażam. Inaczej nie można pracować.


Na początku faktycznie nie miał Pan czasu na przygotowanie zespołu. W przerwie między rundami drużyna wyjechała na obóz przygotowawczy na Malcie. Jak z tej perspektywy ocenia Pan postawę piłkarzy Legii na boisku?


- Byliście, jako dziennikarze, obecni na zgrupowaniu na Malcie. Widzieliście zatem, jak ciężko każdy z zawodników pracował i jakie dzięki temu mamy obecnie wyniki. Należy zauważyć, że rozegraliśmy praktycznie dwie rundy w ciągu jednej. Przykładowo Piast mógł skupić się tylko na rozgrywkach ligowych, my natomiast graliśmy na kilku frontach. Rozegraliśmy 16 czy 18 meczów więcej niż inne drużyny. Ostatnio czytałem, że Prijović rozegrał najlepszy sezon w karierze i nie można się temu dziwić widząc, jak ciężko pracował na obozie. Mógłbym tak wymienić więcej nazwisk. Wszyscy bardzo ciężko pracowali. Dobrym przykładem są jednak Michał Pazdan i Jakub Rzeźniczak, którzy wrócili do dobrej formy po kontuzji. Kasper Hamalainen przyszedł do nas później, nie przepracował z nami okresu przygotowawczego i widać, że jego forma nie jest stabilna. Dlatego dopiero pod koniec sezonu był wprowadzany do pierwszego składu. To samo tyczy się Michaiła Aleksandrowa. Musimy jeszcze poczekać, aby osiągnął odpowiedni poziom.


Wracając do aspektów piłkarskich - po meczu w Lidze Europy z Napoli powiedział Pan, że ten mecz był wyznacznikiem tego, ile jeszcze brakuje nam do europejskiej czołówki. Jaki procent tego dystansu udało się odrobić? Czy jesteśmy już bliżej tego, aby na równi rywalizować z tak klasowymi zespołami?


- To bardzo dobre pytanie. Wydarzenie to miało miejsce jeszcze przed wylotem na Maltę. Mieliśmy wtedy do czynienia z innym aspektem psychicznym, fizycznym wśród piłkarzy. Do dyspozycji miałem innych zawodników. Po przepracowanym obozie, po odpowiednim przygotowaniu fizycznym, psychologicznym, pod kątem taktycznym oraz mając do dyspozycji nowych piłkarzy, obecnie jesteśmy inną drużyną. Ja nie twierdzę, że w dniu dzisiejszym ogralibyśmy Napoli, wynik mógłby być nawet taki sam, lecz uważam, że jesteśmy zdecydowanie bliżej tego, o co pan pytał. Żeby zrobić kolejny krok, nadal musimy jednak ciężko pracować we wszystkich aspektach.


Powiedział Pan na jednej z konferencji prasowych, że drużyna może grać ładnie, ale trenera rozlicza się z wygranych oraz z kolejnych zdobytych trofeów. Legia do perfekcji dopracowywała grę pressingiem i dzięki temu zdobywała wiele bramek. Czy z czasem zamierza Pan położyć nacisk na jakiś dodatkowy element gry, przykładowo atak pozycyjny?


- Na boisko wychodzi się po to, żeby wygrywać, a nie żeby grać. Ja nie mówię, że trzeba grać źle i wygrywać, bo grając źle na pewno się nie wygra. Trzeba po prostu grać na odpowiednim poziomie. Jeżeli jest jednak dobra gra, a nie ma wyników, to dla mnie to nie jest sport. Oczywiście można pracować nad pewnymi szczegółami, ale w końcu pojawia się taki moment, kiedy piłkarze sami siebie nie przeskoczą. Są pewne granice, a wtedy trzeba zainteresować się odpowiednimi piłkarzami, którzy będą mieć większe możliwości. Będą to zawodnicy, którzy pomogą innym piłkarzom przeskoczyć granicę, na której się zatrzymali.


Wracając do kwestii wzmocnień zespołu. Jak trener jest zadowolony z transferów przeprowadzonych zimą? Czy po tym czasie, który minął od tych zakupów, możemy już twierdzić, że ci zawodnicy wpisują się w pańską koncepcję budowania zespołu?


- Są pewne sprawy, nad którymi zawsze się zastanawiamy w klubie. Nigdy nie jest tak, że jestem bardzo zadowolony, lub bardzo niezadowolony. To nie byłoby OK. W takich sytuacjach musimy sobie odpowiedzieć na kilka pytań, takich jak: kogo możemy mieć, kto chciałby do nas przyjść, a kogo byśmy chcieli?


Ja nie mogę mieć kaprysów jako trener, w żadnym klubie tak nie było. Jestem człowiekiem czynu. Zawsze powinienem wiedzieć, co trzeba zrobić, mogę dać do zrozumienia, czego bym chciał i wtedy się dowiaduję, czy jest to możliwe. Jeżeli nie jest, to nie znaczy, że będę łamał ławki na stadionie.


Jak bardzo trener może w trakcie meczu pozwolić sobie na ryzyko, takie jak na przykład posłanie bramkarza przy rzucie rożnym w pole karne rywala? Czy Pan dopuszcza w swojej pracy elementy takiego boiskowego hazardu?


- Czasami graliśmy trzema obrońcami, na przykład w Niecieczy. Na szaleństwo na pewno nie mogę sobie pozwolić, ale czasem takie decyzje są konieczne. Z kolei na boisku szaleństwo przychodzi samo z siebie, wcześniej się go nie wymyśli.


Stadion Legii stał się w tym roku twierdzą, w tej rundzie na nim nie przegraliśmy, co przełożyło się na świetną frekwencję na trybunach. Czy przed meczami na własnym obiekcie motywuje Pan zespół w jakiś szczególny sposób?


- Przegraliśmy u siebie z Lechem Poznań, w rundzie jesiennej. Tak naprawdę zawsze jest ważne, żeby wygrywać. Nawet jak gra się z własnym synem w szachy. To nie ma dla mnie znaczenia, gdzie gramy.


Z jednej strony tak, z drugiej - w ostatnich czterech meczach wyjazdowych sezonu zabrakło zwycięstw...


- Całkowicie się z tym zgadzam. Po sezonie będzie czas poszukać odpowiedzi na to pytanie. To nie jest prosta sprawa i trzeba będzie się nad nią bardzo zastanowić.


Przy transferze Kaspra Hamalainena pojawiły się w prasie Pana obrazowe wypowiedzi, w których mówił Pan, że chciał dostać lodówkę, a dostał drugi telewizor. Do jakich formacji teraz oczekiwałby Pan wzmocnień?


- To nieprawda. Hamalainen tak naprawdę był tym „telewizorem”, którego wówczas potrzebowaliśmy. Mało brakowało, a odszedłby od nas Niko, Arek Piech został wypożyczony i potrzebny był kolejny zawodnik do tej formacji.


Zawodników z jakich pozycji teraz oczekujemy?


- Jeżeli chcesz rozśmieszyć Pana Boga, powiadom go o swoich planach... Jesteśmy w codziennym kontakcie z naszym dyrektorem sportowym – Michałem Żewłakowem, i myślimy o transferach. Nigdy nie można też zapominać o tym, co myślą sami piłkarze. Mogą przecież w drużynie być zawodnicy, którzy mogą mieć inne plany na swoją karierę zawodową. Może się okazać, że ktoś odejdzie i będzie trzeba z tym sobie poradzić. Doskonale się orientujemy, komu się kończą kontrakty, kto jest wypożyczony, ale nie jest tak, że mamy już wszystko ustalone.


A nie jest tak, że takie spotkania jak z Lechią Gdańsk w końcówce rundy mistrzowskiej pokazują, że wzmocnienia są konieczne, jeżeli w przyszłym sezonie chcemy rywalizować na trzech frontach?


- Nie możemy mieć czterdziestu piłkarzy w drużynie. Najważniejsze jest przygotować dobrze ten materiał ludzki, który jest w zespole. W żadnym klubie nie ma tak licznej grupy zawodników gotowej do gry codziennie. Jeżeli chodzi o moje zdanie, to w każdej drużynie powinno być 18 piłkarzy uniwersalnych, którzy mogą zagrać na trzech-czterech pozycjach. Do tego czterech, pięciu bardzo młodych i utalentowanych, z którymi można by popracować nad poprawą poziomu gry. Wtedy drużyna jest zbalansowana. Każdy piłkarz w drużynie musi znać swoją rolę i hierarchię, żeby nie było z tego później prywatnych problemów.


Przejdźmy do tematyki przyszłego sezonu. Legia pojedzie na dwa zgrupowania: pierwsze z nich rozpoczyna się w momencie, kiedy dość liczna grupa piłkarzy będzie ze swoimi reprezentacjami na Euro 2016 we Francji. Jak trener sobie wyobraża organizację pracy na tych zgrupowaniach, w takim dosyć trudnym organizacyjnie momencie? Wiemy już przecież, że pierwszy mecz sezonu rozgrywany będzie jeszcze w trakcie mistrzostw.


- 21-22 czerwca jest ostatni mecz grupowy mistrzostw. Tak naprawdę prawie wszystkich piłkarzy powinniśmy mieć do dyspozycji osiem dni przed naszym pierwszym oficjalnym meczem. Rozmawiałem dzisiaj o tym z Michałem Żewłakowem i na to pytanie mam bardzo prostą odpowiedź. Taką samą sytuację miałem, gdy byłem trenerem Dynama Moskwa, kiedy odbywały się mistrzostwa świata. Wówczas na kadrę pojechało ośmiu-dziewięciu graczy i tak samo późno wrócili do drużyny. Stworzyłem pewną koncepcję i przekazałem ją prezesowi klubu. Wszystko o co prosiłem i co było tam napisane, zostało spełnione.


W dwóch słowach, co to znaczy. Chodziło o to, żebyśmy poza zawodnikami będącymi w reprezentacjach, mieli drużynę, która będzie przygotowana do walki. Jeżeli reprezentanci po powrocie będą szybko gotowi, tym lepiej i będziemy się bardzo cieszyć. Jeżeli nie będą do końca przygotowani, to znaczy, że bez nich musimy wypełnić swoje zadania. W Dynamie to się udało – wygraliśmy wszystkie mecze jesienią w Lidze Europy. To samo będzie tutaj – nic nowego nas nie czeka. Może tak być, że reprezentanci nie będą gotowi na początek sezonu. I teraz jako trener muszę sobie odpowiedzieć na pytanie, czego możemy oczekiwać i co zrobić, aby nie było żadnych niespodzianek.


Chcielibyśmy spytać o ogólne podsumowanie każdej formacji w klubie. Pan jako były bramkarz jest zadowolony z tego, jaki poziom reprezentują ci występujący w Legii Warszawa?


- Nie zmuszajcie mnie do zmiany swoich zasad, bo wszystkie odpowiedzi będą brzmieć: tak. Tylko ja wiem, co się dzieje w szatni. Szkoda czasu na rozmowę na taki temat.


To ogólnie – co jest do poprawy w każdej formacji klubu?


- Ja zawsze odpowiadam za swoje słowa, dlatego nie będę rozmawiać o ogólnikach.


To jakby miał pan wskazać jedną rzecz, którą chciałby Pan poprawić w całej drużynie przed przyszłym sezonem?


- Lepiej trenować drużynę. To oczywiście dotyczy tylko mnie.


Puchar Polski był pierwszym trofeum w pańskiej karierze trenerskiej. Jak smakowało trofeum zdobyte na Stadionie Narodowym w Warszawie, w takich okolicznościach? 


- Niestety nic nie piliśmy z tego pucharu. Wiedzieliśmy o tym, że mieliśmy przed sobą jeszcze inny cel. Jak smakuje szampan z tego pucharu mogliśmy się przekonać dopiero po zdobyciu mistrzostwa Polski, po zakończeniu sezonu.


Aleksandar Vuković, członek Pańskiego sztabu trenerskiego, często ogląda mecze rezerw oraz Centralnej Ligi Juniorów. Czy jest szansa, żeby jacyś zawodnicy z tych drużyn zostali zaproszeni na przedsezonowe zgrupowania w ramach nagrody za swoją postawę?


- Rzeczywiście, Vuko często ogląda te mecze. Oczywiście nie będę jednak podawał nazwisk zawodników, których obserwujemy. Wszystkim zawodnikom przyglądamy się bardzo dokładnie, ale na wszystko musi przyjść odpowiedni czas. Czasami młodego piłkarza bierze się na zgrupowanie w ramach nagrody, a taka nagroda bardzo często przeistacza się w niedźwiedzią przysługę. Takie rzeczy powinno się robić w odpowiednim czasie. Trzeba brać odpowiedzialność za takiego chłopaka. Czasami chcesz mu pomóc, a to przeistacza się w złą sytuację. Mam swój pogląd na tę sytuację i nie interesuje mnie to, czy ktoś tego nie rozumie, bo ja za to jestem odpowiedzialny.


Chcielibyśmy zadać też kilka pytań niezwiązanych już stricte tematycznie z Legią Warszawa. Cała Europa powoli koncentruje się na zbliżającym się Euro 2016. Pracuje Pan w Polsce, zna doskonale zespół rosyjski - na co stać te dwie reprezentacje podczas nadchodzących mistrzostw?


- Bardzo ważne będzie to, w jakim stanie psychologicznym będą drużyny. Na przykład zobaczmy na Roberta Lewandowskiego - nie wygrał Ligi Mistrzów i nie wiem, jak to wpłynie na niego. Zobaczymy, jak będzie wyglądał Błaszczykowski. Z kolei Krychowiak będzie jeszcze grał w finale Ligi Europy. Ta psychologia jest bardzo ważna. Dlaczego wymieniłem tych piłkarzy? Można i innych. Chociażby Kamil Glik. To są piłkarze decydujący o obliczu polskiej drużyny i ważne będzie, jak będą się czuli. Jeśli na przykład Glik nie będzie w najlepszej formie, to czy Michał Pazdan będzie w stanie być liderem polskiej obrony? Nie mówię o tym, że Michał jest złym piłkarzem, ale to zawsze Glik był wiodącym stoperem, a tuż przed mistrzostwami nie ma czasu i możliwości na gruntowe zmiany. Bardzo ważne jest, żeby piłkarze stanowiący fundament kadry dobrze się czuli. Zobaczymy, w jakim stanie będą oni po zakończeniu rozgrywek ligowych.


W Rosji jest dokładnie to samo. Jest wielu piłkarzy z CSKA Moskwa, trener też. Przegrali ostatnio Puchar Rosji, teraz walczą o mistrzostwo i ciekawe jak to na nich wpłynie. Są w rosyjskiej kadrze zawodnicy, którzy troszeczkę usunęli się w cień, przyszli nowi i młodzi. Na przykład kapitan reprezentacji – Roman Szyrokow przeszedł ze Spartaka do CSKA pracować z trenerem kadry, a nie jest tam podstawowym zawodnikiem. To są takie szczegóły, które będą decydować o obliczu poszczególnych drużyn. Na tym poziomie to może okazać się decydujące.


A grę jakich drużyn narodowych ogląda Pan z przyjemnością? Kto jest Pańskim faworytem nadchodzącego turnieju?


- Zawsze kibicuję przyjaciołom – Niemcom ze względu na trenera Joachima Loewa, we Francji są moi byli podopieczni - Mathieu Valbuena i Lass Diarra. W reprezentacji Węgier mamy Niko, w Słowacji Ondreja Dudę, no i oczywiście jest też reprezentacja Polski i Rosji.


Nie można tak powiedzieć, że kogoś lubię oglądać lub nie. Patrzę na to pod innym kątem. Patrzę, jak zmienił się futbol i jak możemy to przełożyć na klubowy grunt. Oczywiście kupić piłkarzy stamtąd, grających na najwyższym poziomie, nie możemy, ale możemy podpatrywać pomysły. A za to płacić nie trzeba. Należy inwestować nie pieniądze, a swój czas i głowę. I to będę robił na pewno. Dla siebie, żeby rozwijać się jako trener, co automatycznie będzie z korzyścią dla Legii Warszawa. Mam nadzieję, że uda mi się coś ciekawego podczas mistrzostw podpatrzeć.


Zbliża się okres wakacyjny. Gdyby któryś z kibiców Legii Warszawa wybierał się na Wschód, to co poleciłby Pan do zobaczenia, zwiedzenia na Kaukazie?


- Nie radziłbym siadać z miejscowymi za stołem, ponieważ można się nabawić poważnych i długich problemów z wątrobą. Bardzo jest dużo toastów i różnych dobrych rzeczy do wypicia. Tego bym nie radził. Poradziłbym, żeby pojechać, ale niekoniecznie robić to, co miejscowi. Są piękne góry, jest fantastyczne, świeże powietrze.


A czy ma Pan swoje ulubione miejsce w Warszawie?


- Moje ulubione miejsce w Warszawie jest cały czas takie samo – widzicie, gdzie jesteśmy w tej chwili i rozmawiamy. Jest jeszcze moja żona, która też ma swoje ulubione miejsce i akurat nie jest to stadion Legii. Bywamy na Starym Mieście, chodzimy do Łazienek - to miejsca, które lubi żona, i ja jej towarzyszę.


Słyszeliśmy, że słucha pan muzyki poważnej. Czy był pan w filharmonii w Warszawie?


- Muzyka to kibice Legii! Ostatnio słuchałem koncertu mojego rodaka i przyjaciela dyrygenta Walerija Giergijewa w syryjskiej Palmirze. Wysłałem mu gratulacje z okazji udanego koncertu, a on mi pogratulował zdobycia Pucharu Polski.


A czy jest trudniej być dyrygentem w orkiestrze, czy trenerem w zespole piłkarskim?


- To jest to samo. Byłem u niego kiedyś na próbie, trzy godziny przed koncertem. Wygląda to dokładnie tak samo – przychodzą skrzypaczka, kontrabasista i inni, i trzeba ich poustawiać oraz poukładać cały występ. Wydaje mi się, że jednak ja mam trochę trudniej, gdyż jeżeli muzyk jest dobrze wykształcony, to zagra to, co ma w nutach i nikt go nie ciągnie za rękę.  W Legii zawodnicy też są wszystkiego nauczeni, ale przeszkadza im przeciwnik.


Czyli jednak trudniej być trenerem, niż dyrygentem…


- Tak, bo inni nam przeszkadzają! (śmiech)

Za pomoc i tłumaczenie dziękujemy panu Adamowi Mieszkowskiego. 

Polecamy

Komentarze (56)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.