Stanisław Czerczesow: Trener jest jak kucharz
22.04.2016 08:46
Na ile obecna Legia jest już pana autorskiego pomysłu?
- Cały czas trwa proces tworzenia zespołu, pracujemy. Podoba mi się, że piłkarze zdają sobie sprawę, co jest ich celem. Mają świadomość, a to najważniejsze. Nigdzie się nie spieszymy, twardo stąpamy po ziemi, krok po kroku robimy swoje.
Dużo pan musiał zmienić w swojej koncepcji?
- Wokół mnie nie, ale w środku siebie, tak. Największy problem miałem ze sobą, żeby się dostosować. Ale to też zadanie pierwszego trenera, widzieć to, co jest, a nie to, co chciałby, żeby było. Bo wtedy następuje konfl ikt interesów i negatywnie przekłada się na drużynę.
Było 10 punktów straty do Piasta, dziś są trzy na plusie.
- To pokazuje, jak duży potencjał ma Legia. Wśród piłkarzy, kibiców i klubu jako organizacji. Musiałem być jak dobry lekarz, przyjrzeć się pacjentowi, postawić odpowiednią diagnozę i zacząć leczyć. Wykonaliśmy dobrą pracę, ale to nie znaczy, że mamy być zadowoleni. Trzy punkty to ledwie jeden mecz. Mamy tego świadomość.
Jak pan reaguje na porażki?
- Nie przeżywam ich, bo trener, który to robi, przestaje być szkoleniowcem, staje się kibicem. A wtedy klub powinien zacząć szukać nowego trenera. Nie ma sensu się zamartwiać. Trzeba analizować, wyciągać odpowiednie wnioski i przede wszystkim zachować chłodną głowę. Trener jest jak kucharz. Przyrządza potrawę, ale może być zadowolony tylko, kiedy smakuje innym. Bez emocji, bo tylko wtedy wnioski będą słuszne.
Za Henninga Berga Legia czekała na rywala, u pana musi dominować.
- Taktyka zależy od tego, jakimi zawodnikami dysponujesz. W mojej karierze nigdy nie stosowałem systemu 1-4-4-2. Kiedy przyszedłem do Legii, też graliśmy 1-4-2-3-1. Ale bardzo dobrze zaczął się spisywać Pirjović, dlatego zmieniliśmy ustawienie, bo doszliśmy do wniosku, że dla Legii jest najlepsze. Oczywiście wpływ na sposób gry ma też rywal. Kiedy zdawałem egzamin, padło pytanie: co wpływa na taktykę? Odpowiedziałem: „Rywal, pogoda, boisko”. Jeśli jest katastrofalne, to nie mogę powiedzieć zawodnikom, by grali podaniami po ziemi. Takich przykładów mógłbym podać wiele.
Wymaga pan wysokiego pressingu. Ciężko było nauczyć zawodników takiego sposobu gry?
- Ciężko jest w momencie, w którym widzisz, że im się to nie podoba. Jeśli pasuje, dobrze to przyjmują i jest w porządku. To rodzaj pracy trenera. Mówisz, określasz swoją filozofię i patrzysz, jak oni to przyjmują. Jak z dobrym kucharzem. Coś ugotuje, spróbuje i będzie mu smakowało, ale to nie wtedy powinien być zadowolony. To innym musi smakować jego potrawa. Jeśli nie, trzeba gotować od początku.
Gdzie sięgają pana ambicje trenerskie? Chce pan pokonywać kolejne szczeble w klubach czy może objąć reprezentację?
- Jestem za młody, by pracować dwa miesiące w roku. Trudno mi odpowiedzieć, bo w takim przypadku decyduje wiele czynników. Ale wiem jedno – trener klubowy i selekcjoner to dwie różne profesje. Gdybym miał pracować z reprezentacją, wiele musiałbym w sobie zmienić.
Zapis całej, ciekawej rozmowy z trenerem Legii Stanisławem Czerczesowem można przeczytać w dzisiejszym wydaniu "Przeglądu Sportowego".
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.