Domyślne zdjęcie Legia.Net

Stanko kontra "Vuko"

Życie Warszawy

Źródło:

17.11.2003 00:00

(akt. 30.12.2018 16:06)

Na co dzień są przyjaciółmi, ale kiedy nadchodzi mecz ich ukochanych klubów, siadają po przeciwnej stronie stołu. W Legii spotkało się dwóch Serbów o sympatiach skierowanych do rywalizujących ze sobą klubów. W europejskim futbolu mamy wiele klasyków, czyli spotkań, na które czeka się miesiącami i które elektryzują kibiców na długo przed ich rozpoczęciem. Milan - Juventus Turyn, Barcelona - Real Madryt, Manchester Utd. - Arsenal Londyn czy szkockie derby z Glasgow, Celtic - Rangers. Dla Serbów najważniejszym klasykiem jest pojedynek dwóch klubów ze stolicy: Partizana z Crveną Zvezdą. Temu pierwszemu kibicuje Aleksandar Vuković, jak podkreśla, od urodzenia. Drugiemu Stanko Svitlica. Obaj spotkali się w Legii w Warszawie. W połowie 2001 r. przyjechali do Polski za namową ówczesnego szkoleniowca stołecznej drużyny Dragomira Okuki. Serb znał dobrze obu zawodników i postanowił wzmocnić nimi zespół Legii. Kiedy umawiałem się z nimi na rozmowę, zapytałem, czy mają w Polsce szaliki swoich ukochanych klubów. - Szaliki Partizana? Mogę zaraz przynieść - chwali się Vuković. - Ja, niestety, tutaj nie mam. Mam szalik Crvenej Zvezdy w domu, w Belgradzie - mówi Svitlica. - Po co ci szalik Crvenej? I tak liczy się tylko Partizan - wtrąca do mnie "Vuko". - Co? Partizan!? Crvena jest najważniejsza - ripostuje Stanko. Niby nic, a awantura gotowa. Na szczęście szybko się uspokajają, bo liczyłem na spokojną rozmowę. Po chwili wraca uśmiech na twarze obu piłkarzy, sprzeczka była tylko dobrą zabawą. Kibice od dziecka - Kibicuję Partizanowi od urodzenia. Mieszkałem prawie trzysta kilometrów od Belgradu, dlatego jako dziecko oglądałem mecze swojej ukochanej drużyny tylko w telewizji. Mając 15 lat, przyjechałem grać w juniorach Partizana i wtedy zacząłem chodzić na stadion - opowiada "Vuko". W domu mecze oglądał głównie z ojcem. - W mojej bliższej i dalszej rodzinie było dziesięciu mężczyzn i wszyscy byli fanami Partizana. Gorąca atmosfera była nie tylko na stadionie, ale i u nas w domu - dodaje. Aleksandar Vuković podpisał z Partizanem kontrakt stypendysty i tak zaczęła się jego przygoda z ukochanym klubem. - Myślę, że podobnie jak Aco, sympatię do klubu wyniosłem z domu - włącza się do rozmowy Svitlica, który sympatyzuje z lokalnym rywalem Partizana. - U mnie z kolei wszyscy kibicowali Crvenej Zvezdzie. Kiedy był mecz, w domu musiała być cisza i spokój. Nikt nie ośmielał się nam przeszkadzać. Zresztą kto miałby to robić, skoro wszyscy kibicowali Crvenej i razem oglądaliśmy spotkanie - śmieje się piłkarz. Serbski napastnik Legii jest tak bardzo zakochany w swoim belgradzkim klubie, że nawet urodzonemu w Warszawie 24 stycznia tego roku synowi dał na imię Zvezdan. O sympatiach sportowych żony Milicy wypowiada się niechętnie. - Teraz kibicuje Crvenej Zvezdzie. Syn też od urodzenia jest fanem mojego klubu - zapewnia Stanko. - Żona na pewno kibicowała Partizanowi, tylko nie chcesz się przyznać - wtrąca "Vuko", który czuje się wyraźnie mocniejszy, chociażby dlatego, że to jego ulubiony klub gra w tym roku w Lidze Mistrzów. Tymczasem zapomniał, że jego dziewczyna kibicuje... Crvenej Zvezdzie. - Każdy ma swoje sympatie klubowe. To mi nie przeszkadza, bo i tak ona nie ma głosu w tej sprawie, a liczy się tylko Partizan - nie traci rezonu Aco. Klubowe talizmany Dla Vukovića najcenniejszą pamiątką jest koszulka Partizana, w której grał jeszcze jako junior. Szalików klubowych ma nawet kilka. - Jeden wisi w moim warszawskim mieszkaniu, drugi w szatni Legii. Jak przychodzi Stanko, to siada tak, żeby go nie widzieć. Czasem biorę jednak szalik i idę się z nim podrażnić. To wywołuje u niego złość i wtedy bardziej agresywnie gra na boisku i strzela gole - "Vuko" zdradza tajemnicę skuteczności Svitlicy. Obaj żałują, że nie było im dane zmierzyć się w barwach ukochanych zespołów na boisku. Vuković był przynajmniej w kadrze Partizana. Svitlicy nigdy nie udało się zostać zawodnikiem Crvenej Zvezdy. Przeciwnie, od początku sezonu 1994/95 do jesieni 1997 był piłkarzem "znienawidzonego" miejscowego rywala. Podobnie jak Vuković, nie był podstawowym zawodnikiem. Tylko Crvena Zvezda i Partizan - Kiedyś w Jugosławii były cztery kluby, które liczyły się w walce o mistrzostwo: Dynamo Zagrzeb, Hajduk Split, Partizan i Crvena Zvezda. Teraz zostały tylko dwa ostatnie i liga już nie jest taka ciekawa. Przez ostatnich dziesięć lat mistrzostwo zdobywał albo jeden, albo drugi klub - mówią zgodnie legioniści. W Polsce, gdy tylko mają okazję, oglądają pojedynki swoich drużyn. Często spotykają się w swojej ulubionej restauracji Klub Serbii i Czarnogóry w alei Róż. Znajdujący się na terenie ambasady Serbii i Czarnogóry lokal nie jest dostępny dla wszystkich. Przychodzą tam głównie Serbowie mieszkający i pracujący w Polsce. - Kilku legionistów już tam wprowadziłem. Czasem się spotykamy, aby oglądać mecz mojej drużyny. Przypominają mi się wtedy dawne czasy, kiedy wspólnie ze znajomymi oglądaliśmy mecze w jugosławiańskich pubach. Przy jednym stole kibice Partizana, przy drugim Crvenej Zvezdy. Wszyscy dobrze się bawili, ale i tak zwyciężał Partizan - mówi dumnie "Vuko". Żaden z legionistów nie ma ulubionej potrawy, ale gdy przychodzą do Klubu Serbii i Czarnogóry lubią zjeść serbską fasolkę. - To coś w rodzaju gęstej zupki, ale podaje się ją jako drugie danie - tłumaczy Vuković. Obaj żałują, że nie mają zbyt wiele wolnego czasu. Trener Legii Dariusz Kubicki dość szczelnie wypełnia zawodnikom każdy dzień treningami. Jednak kiedy nadarzy się okazja, pojawiają się chętnie w restauracji Mała Serbia przy ul. Emilii Plater. W niedzielę obaj zgodnie kibicowali Serbii i Czarnogórze. - Polska to mój drugi kraj. Bardzo dobrze czuje się w Warszawie, tu urodził się mój syn, ale jestem Serbem i jeżeli zagram w jakiejś reprezentacji, to tylko Serbii i Czarnogóry - wyjaśnia Svitlica. - Reprezentacja to nie klub. Jej się nie wybiera. Mógłbym zagrać również w drużynie Bośni i Hercegowiny, bo tam się urodziłem, ale nie w reprezentacji Polski. Tu nie miałbym takiego serca do gry, jakie mają Marek Saganowski czy Kamil Kosowski - mówi "Vuko". Cieszyłby się, gdyby mógł wrócić do Partizana i z nim osiągnąć to, co zdobył z Legią. - Chciałbym być podstawowym piłkarzem Partizana. Jak na co dzień gra się w tym klubie, to o wiele łatwiej jest trafić do serbskiej reprezentacji. Może kiedyś mi się to uda i trener powoła mnie do kadry narodowej - zakończył. Stanko Svitlica dodaje, że karierę piłkarską chętnie zakończyłby w Legii, jednak gdyby nadarzyła się okazja gry w Crvenej Zvezdzie, z pewnością nie odmówiłby. Największe marzenie mają wspólne. - Nasze kariery byłyby dopiero spełnione, gdybyśmy mogli zagrać w barwach ukochanych klubów, przeciwko sobie w derbach Belgradu. Może kiedyś się to uda.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.