Domyślne zdjęcie Legia.Net

Staruch: To przemyślana taktyka niszcząca ruch kibiców

Redakcja

Źródło:

23.11.2007 17:42

(akt. 21.12.2018 17:48)

Chcąc nie chcąc, <b>Piotr "Staruch" Staruchowicz</b> stał się symbolem konfliktu kibiców Legii z władzami klubu. - To nie jest walka o race, tylko o przyszłość ruchu kibicowskiego na Legii. Jeżeli nasza postawa odbiła się na piłkarzach, to nie był to efekt zamierzony. Adresatami protestu na pewno nie są oni. Mam jednak wrażenie, że zwrócili na niego uwagę dopiero, gdy zaczęli przegrywać – podkreśla "Staruch", który do niedawna odpowiedzialny był za prowadzenie dopingu na "Żylecie".
Nie jesteś mile widziany na stadionie Legii. Za co dostałeś zakaz stadionowy? – Sam zakaz dostałem po wydarzeniach w Wilnie. Ukarano mnie jednak za odpalenie racy na meczu z Wisłą Kraków, który odbył się 1 października 2006 roku. Ale na meczu z Vetrą byłeś? – Byłem, ale na pewno nie biegałem po murawie. Z nikim się nie biłem. Nic nie niszczyłem. W internecie bez problemu można znaleźć zdjęcia, na których widać, że w czasie całego zajścia spokojnie stoję na trybunach. To dlaczego powróciła twoja sprawa? Uważasz, że jesteś niewinny, ale w sporze pomiędzy klubem a kibicami jesteś jedną z głównych postaci. – Poniosłem konsekwencje wydarzenia sprzed roku. Ukarano mnie dopiero po Wilnie, bo klub chciał się wykazać statystykami. Przed kim? Może przed UEFA, bo walczył o łagodniejszą karę. Ale widać były problemy z identyfikacją ludzi, którzy brali udział w zajściach. Uderzono więc w osoby dobrze znane. W grupę Nieznani Sprawcy, która zajmuje się organizowaniem opraw i nie miała nic wspólnego z zajściami w Wilnie. Ci ludzie są znani klubowi i byli łatwym celem. Stefan Dziewulski, który odpowiada za bezpieczeństwo na Legii, przyznał na mojej rozprawie w sądzie, że po zamieszkach w Wilnie została podjęta decyzja, która zakłada, że zakazy dostaną wszyscy, którzy w ciągu ostatniego roku dopuścili się jakichkolwiek wykroczeń na stadionie. Takim wykroczeniem jest także moje odpalenie racy. Racy, na którą zgodził się klub. Jak to się zgodził? – Sprawa jest prosta. SKLW ma dobre kontakty z władzami miasta, wówczas rozstrzygały się sprawy związane z budową nowego stadionu. Klubowi bardzo zależało na spotkaniu z radnymi i naszym lobbingu. Zgodziliśmy się na to pod warunkiem, że będziemy mogli odpalić race na meczu z Wisłą. No i do spotkań z radnymi doszło. To poważny zarzut. Dowody? – Są osoby, które brały udział w całej sprawie. I nie chodzi tylko o spotkanie z Wisłą. Było wiele spotkań z panem Dziewulskim, na których pokazywał nam, gdzie stawać z racami, żeby kamery nas nie nagrały. Rok temu kibice w całej Polsce organizowali „Ultraprotest”. Wtedy usłyszeliśmy, że odpalając race, mamy stawać przy płocie, bo tam nie mają zasięgu kamery. Chyba o czymś to świadczy. A jeżeli klub tak sprzeciwia się racom, to dlaczego jego rzecznikiem prasowym jest osoba z wyrokiem sądu grodzkiego za wwożenie pirotechniki na stadion?
Ale czy dla walki o race warto wprowadzać protest, który uderza w piłkarzy? – To nie jest walka o race, tylko o przyszłość ruchu kibicowskiego na Legii. Jeżeli nasza postawa odbiła się na piłkarzach, to nie był to efekt zamierzony. Adresatami protestu na pewno nie są oni. Mam jednak wrażenie, że zwrócili na niego uwagę dopiero, gdy zaczęli przegrywać. Protestowaliśmy także, gdy Legia wygrywała. Wtedy nie było jednak narzekań na kibiców i zrzucania na nas winy za porażki. Żeby jednak wszystko wyjaśnić, spotkaliśmy się z Janem Urbanem i Aleksandarem Vukoviciem. Tylko że milczące trybuny będą uderzały właśnie w piłkarzy. – Ale my naprawdę nie chcemy działać na ich niekorzyść. Wyrażamy nasze niezadowolenie w taki sposób, bo innego nie ma. Przecież nie pójdziemy pod Torwar. Nie możemy wziąć odpowiedzialności za wszystkich, którzy by się tam pojawili. Doskonale wiemy, że przyszliby także różnej maści prowokatorzy. Ludzie podszywający się pod kibiców, którzy przyjdą tylko po to, żeby rzucić butelką. Wiemy, że niektórzy tylko czekają na nasze potknięcie. Jesteś już ikoną protestu. Ciebie nie ma – nie ma dopingu. – To błędne rozumowanie. Doping nie jest nierozerwalnie związany z moją osobą. To, że trybuny milczą, odbieram po części jako gest solidarności ze mną. Ja naprawdę tęsknię za tymi ludźmi i za atmosferą meczu. Zresztą chyba to pokazałem, gdy prowadziłem doping zza stadionu. Skoro tak tęsknisz za dopingiem, to może warto zakończyć protest. Zakazy dostała mała grupa ludzi, cierpią tysiące. – Tylko że głównym celem protestu nie jest mój powrót. Walczymy o jasną i przejrzystą politykę KP Legia. Nie chcemy, żeby zakazy stadionowe były widzimisię klubu. Leszek Miklas zapewniał, że za odpalenie racy automatycznie przyznawane będą zakazy. Są osoby, które odpalały race kilka razy, i klub cofnął im zakazy. Bez sprawy w sądzie. Za race karę mam tylko ja i mój brat. Dlaczego? Bo mówiliśmy, co myślimy i jesteśmy niewygodni. Aktualna polityka klubu względem fanów nie ma nic wspólnego z walką z chuligaństwem – to przemyślana taktyka wyniszczenia zorganizowanego ruchu kibicowskiego na Legii. Widzisz w ogóle szanse na zakończenie protestu? – Tak, ale klub musi chcieć z nami rozmawiać. Prosiliśmy o mediacje osoby z PZPN, miasta i Ogólnopolskiego Związku Stowarzyszeń Kibiców. KP Legia odrzucała jednak nasze propozycje. Jak można mówić o powrocie normalności, skoro druga strona nie chce rozmawiać? Wola i chęć kompromisu muszą być z obu stron. Rozmawiali: Tomasz Janus i Małgorzata Chłopaś

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.