Takesure Chinyama: Będę królem strzelców
03.12.2007 07:06
25-letni napastnik z Zimbabwe <b>Takesure Chinyama</b> strzelił w piątek dwa gole Cracovii. Legia wygrała na stadionie przy ul. Kałuży (2:0) po raz pierwszy od 37 lat. Stołeczny zespół awansował na drugie miejsce w tabeli, ale do Wisły wciąż traci 10 punktów. - Można się na niego denerwować za niewykorzystane sytuacje, ale trzeba go też podziwiać za strzelane gole przesądzające o punktach dla Legii - twierdzą kibice stołecznego zespołu. Chinyama zdobył w Krakowie swoją ósmą i dziewiątą bramkę w tym sezonie.
Rozpoczął od gola strzelonego Cracovii na początku rundy jesiennej, który dał zwycięstwo stołecznej drużynie 1:0, i zapoczątkował dobrą passę podopiecznych Jana Urbana. Z GKS Bełchatów strzelił bramki na 2:1 i 4:1 (zwycięstwo 4:1), z Ruchem na 2:0 (2:0), z Widzewem na 2:1 (3:1), z Polonią Bytom na 2:0 (2:1) oraz z Zagłębiem Sosnowiec na 5:0 (5:0). O dwóch piątkowych wspominaliśmy.
- Chcę zostać królem strzelców - deklaruje Chinyama. - W każdy poniedziałek sprawdzam, jak radzą sobie konkurenci. Powinienem zdobyć 25 goli - czyli tyle, ile skończyłem lat. To powinno wystarczyć - dodaje z uśmiechem.
Egoista z Zimbabwe
Trener Urban oczekuje od Chinyamy 15 goli w sezonie. Jego napastnik już dawno wyprzedziłby w klasyfikacji strzelców Pawła Brożka, Dawida Jarkę czy Marka Zieńczuka, gdyby nie fatalna skuteczność i... samolubstwo.
- Mam mocny strzał, szybkość, ale brakuje mi precyzji. Ciężko jednak pracuję na treningach, by poprawić skuteczność. Często telefonuje do mnie mój menadżer Wiesław Grabowski i pyta, dlaczego tak pudłuję. Odpowiadam mu, że David Beckham też na początku pudłował, a później opanował wykonywanie rzutów wolnych do perfekcji. Ja też się nauczę - zapowiada napastnik z Zimbabwe.
Trener Urban nie ma pretensji do Chinyamy za egoistyczne zachowanie pod bramką. Bardziej cieszy się, gdy jego podopieczny dość regularnie strzela gole.
- Każdy dobry napastnik musi być trochę egoistą - mówi Urban, który... sam był napastnikiem.
- Jest silny, dynamiczny i obdarzony dobrym strzałem z dystansu - podkreśla walory Chinyamy dyrektor sportowy Legii Mirosław Trzeciak.Serce Takesure
Wiele osób wróży Takesure wielką karierę w Polsce. Jeśli poprawi skuteczność, może zostać królem strzelców naszej ekstraklasy. Jest waleczny, silny jak tur i ma łatwość w dochodzeniu do pozycji strzeleckich. A pomyśleć, że będąc na testach w Legii (sparing z Zagłębiem Sosnowiec), nie oczarował ówczesnego szkoleniowca stołecznego zespołu Dariusza Wdowczyka.
- Po jednym ze spotkań zrobiono mi badania. Stwierdzono, że mam wadę serca. Wyników mi nie pokazano. Byłem zdziwiony. W Grodzisku chcieli mi zniszczyć życie. Stało się inaczej. Najpierw byłem badany przez lekarzy szkockich i angielskich. Sprawdzano mój stan zdrowia w Zimbabwe i w Polsce. Doktor Stanisław Machowski przebadał mnie chyba trzy razy. Pod jego okiem wykonano mi szereg badań kardiologicznych. I co? Jestem zdrowy jak byk. Najciekawsze jest to, że ja, ten chory na serce Takesure, strzeliłem w lidze dziewięć goli. A napastnicy Groclinu ile? - pyta retorycznie.
Znalazł azyl
Chinyama uważa, że dopiero teraz, grając w Legii, czuje się bezpiecznie. Wie, że nikt go w tym klubie nie oszuka, więc jego "chore" serce ma dla kogo bić. To dzięki grze w Legii polubił Polskę i Warszawę.
- Ludzie są dla mnie przyjaźni. Gdy wychodzę z domu, rozpoznają mnie, chcą ze mną zagrać w piłkę. Znam ledwie kilka słów po polsku, ale i bez tego potrafię zobaczyć, kto mnie lubi, a kto nie.
Jego nazwisko w plemiennej mowie w Zimbabwe znaczy po prostu... "kawał mięsa".
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.