Domyślne zdjęcie Legia.Net

Tomasz Jarzębowski: Zwolnię Wdowczyka

Redakcja

Źródło: Życie Warszawy

16.03.2007 18:23

(akt. 23.12.2018 18:20)

- Trener Dariusz Wdowczyk nie widział mnie w składzie, a teraz udowadniam mu, że się pomylił. Jeśli Legia przegra, przyczynię się do jego zwolnienia. Ale nie będzie to żaden rewanż, a po prostu efekt sportowej rywalizacji. Warto dodać, że Legia wcale nie musi wygrać w Bełchatowie. Nawet jeśli zremisuje, wciąż będzie miała szansę obrony mistrzowskiego tytułu. To tylko osiem punktów. Pamiętajmy, to dopiero początek ligowej wiosny - mówi popularny "Jarza".
- Będzie Panu serce krwawiło, gdy pozbawi Pan w niedzielę Legii mistrzostwa Polski? - Teraz jestem piłkarzem Bełchatowa, tu zarabiam pieniądze i chcę, żebyśmy to my wywalczyli mistrzostwo Polski. Gdybym grał poza granicami kraju i widział, jak gra Legia, serce z pewnością by mi krwawiło. Jestem wychowankiem tego klubu i Legię mam w sercu. Jestem jednak także lojalnym pracownikiem Bełchatowa. - Legia gra słabo, więc nie obawiacie się chyba o zwycięstwo? - Ależ skąd! Pełna mobilizacja jak przed każdym meczem. Legia to nie jest łatwy czy wdzięczny przeciwnik. Nie zapominajmy, że to aktualny mistrz Polski. Pamiętam, że gdy grałem przy Łazienkowskiej, zaczęliśmy rundę jesienną 2001 od dwóch porażek. Mimo to potrafiliśmy wygrać w trzeciej kolejce w Chorzowie z Ruchem 4:0 i zdobyć mistrzostwo Polski. Legia to Legia, zawsze jest groźna. W Bełchatowie piłkarze zagrają z nożem na gardle i dadzą z siebie wszystko, by wygrać. - Trener Dariusz Wdowczyk pozbył się Pana z Legii. Teraz Pan może go zwolnić. - Takie jest życie. Trener nie widział mnie w składzie, a teraz udowadniam mu, że się pomylił. Jeśli Legia przegra, przyczynię się do zwolnienia Wdowczyka. Ale nie będzie to żaden rewanż, a po prostu efekt sportowej rywalizacji. Warto dodać, że Legia wcale nie musi wygrać w Bełchatowie. Nawet jeśli zremisuje, wciąż będzie miała szansę obrony mistrzowskiego tytułu. To tylko osiem punktów. Pamiętajmy, to dopiero początek ligowej wiosny. - Bardzo dobrą grą udowodnił Pan też coś doktorowi Stanisławowi Machowskiemu? - Nie chcę wracać do starej historii. Doktor stwierdził, że nie mam szans grać na wysokim poziomie, bo jestem "zbyt kontuzjogenny". Okazuję się, że mogę. Zawdzięczam to dwóm lekarzom: Jerzemu Wielkoszyńskiemu, który poświęcił mi w Bełchatowie dużo czasu, i Zbyszkowi Pawłowskiemu, pod okiem którego przechodziłem rehabilitację w Szczecinie, między innymi na oczach wysłanników Życia Warszawy. Podczas ostatniego spotkania o Puchar Ekstraklasy podszedłem jednak do doktora Machowskiego i podaliśmy sobie dłonie. Nie potrafię się długo gniewać. Gdyby chciano mnie w Legii, a doktor zgodziłby się na mój powrót, jestem przekonany, że swoje zdrowie złożyłbym w ręce Stanisława Machowskiego. - W rozgrywkach o Puchar Ekstraklasy łatwo wygraliście przed dziesięcioma dniami z Legią 3:0. - Ale to nie ma znaczenia. Oba zespoły nie zagrały w najsilniejszych składach. Legia na dodatek miała zapewniony awans do kolejnej fazy rozgrywek, więc trener Wdowczyk dał szansę gry dublerom i młodzieży. Stołeczny zespół potraktował mecz ulgowo. W niedzielę wyjdzie z pewnością najsilniejszy skład i Legia zupełnie inaczej podejdzie do tego spotkania. - Szykujecie się na Legię? - Nie przygotowujemy się specjalnie do meczu z Legią. Traktujemy go jak każde inne spotkanie. Jednak im bliżej meczu, tym w Bełchatowie da się odczuć większe podniecenie. - Skąd się bierze siła GKS? - Trzon zespołu stanowią piłkarze, którzy grali w drugiej lidze. W drużynie nie ma gwiazd, ale są solidni zawodnicy prezentujący wyrównany poziom. Nie bez znaczenia jest też fakt, że poza Radkiem Matusiakiem nikt od nas nie odszedł. Drugi rok gramy praktycznie w tym samym składzie. Nowi zawodnicy stanowią z kolei wzmocnienie drużyny, a nie jej uzupełnienie. To wszystko podnosi poziom rywalizacji. Poza tym trener Orest Lenczyk ma swoje specyficzne sposoby treningowe, które dają efekty. - Jakie to sposoby? - Wszystkich nie mogę zdradzić. Ale na przykład gdy biegamy po lesie, trener każe nam skakać przez mury lub płoty. Gdy zobaczy, że na naszej drodze leżą kłody, każe nam je dźwigać i rzucać nimi. Treningi mamy więc ciężkie, ale urozmaicone i zabawne. - Zaaklimatyzował się Pan już w Bełchatowie? - Tak, choć Warszawy mi bardzo brakuje. To pierwszy mój tak długi wyjazd ze stolicy i gra w innej drużynie niż Legia. Zmiana klubu dobrze mi zrobiła, odpocząłem psychicznie po kontuzji i tego wszystkiego, co działo się w Legii. Mam swój domek, a u boku żonę Agnieszkę i córkę Julkę. - Nie brakuje Panu atmosfery Warszawy, knajp, zgiełku? - Nie ma co ukrywać, że w Warszawie jest wiele miejsc, w których można dobrze zjeść, odpocząć, porozmawiać ze znajomymi, zrelaksować się. W Bełchatowie są trzy knajpy na krzyż, a i jedzenie pozostawia wiele do życzenia. Owszem, mogę jechać do Łodzi, ale tam też nie ma nic ciekawego. Poza tym nie przepadam za tym miastem.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.