![Domyślne zdjęcie Legia.Net](/dynamic-assets/news2/970/0/default-photo.png)
Trening Legii, kontuzja "Kucharza"
14.11.2002 10:11
(akt. 15.01.2019 09:10)
<img src="img2/kucharski.jpg" border=0 align=left hspace=3 vspace=10>
-<i> Dolega mi kolano, pachwina, brzuch, ale muszę zagrać. Beze mnie Legia przegrała nawet z Radomskiem</i> - mówił Cezary Kucharski po środowym treningu na Arena Auf Schalke przed rewanżowym spotkaniem II rundy Pucharu UEFA. - <i>Stadion Schalke wygląda na obiekt XXI wieku, chociaż czujemy się, jakbyśmy grali w hali</i> - dodał.
Kapitan legionistów jest jednym z tych, którzy od początku do końca są w sercu wydarzeń. Był wtedy, kiedy drużyna dopiero zbierała się do wejścia do odlatującego do Düsseldorfu samolotu, był też wtedy, gdy wszyscy już zeszli z przypominającego ogromną halę stadionu.
- Trochę dziwnie się tutaj czuliśmy, ale szybko udało nam się przyzwyczaić - stwierdził Kucharski jeszcze na płycie boiska męczony przez specjalistę od tzw. odnowy. - Dolega mi kolano, pachwina, brzuch, ale muszę zagrać i po to wszystkie te utrudnienia. Nie przeceniając się, beze mnie Legia przegrała nawet z Radomskiem [w Pucharze Polski - przyp. red.]. My mamy skład wyrównany, ale lepiej go nie zmieniać. To samo u naszych rywali. Mimo kilku zmian na ogół grają w podobnym zestawieniu. Są zgrani i częściowo dzięki temu ich doświadczenie jest doskonale widoczne. Oni co tydzień walczą o jakąś stawkę przy naprawdę olbrzymiej widowni. Dlatego nie można było wymagać, by przestraszyli się dopingu naszych kibiców. Takie sprawy przy wyrównanej grze mają duże znaczenie, choć trudno powiedzieć, czy one rzeczywiście są decydujące. Ale rywale byli na pewno bardziej od nas pewni siebie - mówił Kucharski.
Na Arena Auf Schalke wszyscy przybysze z Warszawy czuli się zdecydowanie nie u siebie. Nawet dźwięk kopanej piłki był inny niż na otwartym stadionie, gdzie zwykle tylko część trybun jest zasłonięta dachem. Tutaj zasłonięty jest cały obiekt. Płytę boiska też wsuwają tylko na czas meczów oraz treningów. I te 62 tysiące miejsc...
- Postaramy się o tym nie myśleć. Będziemy pamiętać tylko o tym, że musimy odrobić stratę, chociaż wynik pierwszego spotkania jest dla nas bardzo niekorzystny. Możemy jednak powalczyć. Na naszym stadionie oprócz końcówki spotkania żadna ze stron nie była wyraźnie lepsza od drugiej. Mierzymy się z naprawdę dobrym zespołem. A klasa takich zespołów jak Schalke wychodzi wtedy, kiedy my popełniamy dwa lub trzy błędy, a oni wszystkie wykorzystują. Oni też popełnili błędy, ale jednak trochę mniej. Akurat o tyle, by wystarczyło to do wygranej. Tamten mecz właściwie mógł zakończyć się remisem. Ale co z tego, że mógł, skoro się nie zakończył? Można mówić, że nie zasłużyliśmy na tę porażkę, a jednak przegraliśmy. Naszą szansą może być sytuacja, w której piłkarze Schalke uznaliby, że awans już mają w kieszeni. Problem tylko w tym, czy tak uznają. Niestety, niemieckie zespoły znane są z tego, że z równą powagą podchodzą do gry zarówno w pierwszej, jak i ostatniej minucie - stwierdził trener legionistów Dragomir Okuka.
Piłkarze z Warszawy uważają, że wcale nie są gorsi od przeciwników, z których część wywalczyła Puchar UEFA w 1997 r. Uznali, że o przegranej 2:3 zadecydowało głównie to, że za mało uważali.
- Z Schalke musimy na pewno zagrać bardziej skoncentrowani niż ze Szczakowianką i to od pierwszej do ostatniej minuty. Nie twierdzę, że w sobotę tak nie było, ale przyszło nam grać w znacznie trudniejszych warunkach. Na grząskim boisku i przy pustych trybunach. W Gelsenkirchen będzie mnóstwo niemieckich kibiców, ale też sporo naszych, a taka atmosfera dopinguje. Gdybyśmy nie wierzyli w odrobienie strat, to nie byłoby sensu tam jechać. Przed meczami z Utrechtem też wszyscy mówili, że będzie bardzo ciężko, że Holendrzy są groźni zwłaszcza u siebie. Oczywiście doceniamy klasę rywali, ale przy odrobinie szczęścia możemy osiągnąć dobry rezultat - mówił Tomasz Kiełbowicz.
- Schalke to na pewno nie Utrecht. Niemcy mają co najmniej kilku klasowych zawodników. Słyną z tego, że grają bardzo twardo, do końca. Tak było także w Warszawie. Szans jednak nikt nam nie powinien odbierać. Nogi nam nie zadrżą - stwierdził Adam Majewski.
- Będziemy grać na sto procent, walczyć. A jak będzie, tak będzie. Na pewno się nie przestraszymy. W pierwszym meczu nawiązaliśmy walkę, ale szczęście nie było po naszej stronie. Z Garbarnią grało się dziwnie, na co wpływ miał przede wszystkim brak kibiców. Teraz będzie zupełnie inaczej - podtrzymywał zdanie większości Siergiej Omieljańczuk.
- Nie stoimy na straconej pozycji. Wydaje się, że Schalke jest "w gazie", o czym świadczy zwycięstwo nad Borussią Moenchengladbach 5:0. Co prawda nasi rywale przegrali 0:1 z Bayerem Leverkusen w lidze, ale ten mecz toczył się w dziwnych okolicznościach. W czwartek musimy nastawić się na grę z kontry i uważać przede wszystkim na to by nie stracić bramki. Musimy nastawić się na bardzo twarde spotkanie i sądzę, że aż tak wiele bramek jak w pierwszym meczu nie padnie - to znowu Majewski. W każdym razie jego drużyna powinna mieć troszeczkę ułatwione zadanie - prawdopodobnie nie zagra najbardziej ambicjonalnie nastawiony na mecz z Legią, a walczący z grypą Tomasz Hajto.
Po środowym treningu mięśnie rozciągał nie tylko Kucharski. Problem z kolanami miał chyba także Jóźwiak, a bez niego trener Okuka w tej chwili nie wyobraża sobie linii obrony. Ale nie o obronę dzisiaj chodzi. Idzie o to, by strzelać bramki. Legia powinna wygrać dwiema bramkami lub np. 4:3. Amica, i to u siebie przeciwko Maladze, też jednak miała strzelać. Najlepszego przykładu nie dała, a w "hali" jak Legia nie grała...
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.