Domyślne zdjęcie Legia.Net

Trzeciak: Pracę Jacka przenanalizujemy po sezonie

Redakcja

Źródło: Dziennik Gazeta Prawna

24.04.2007 03:48

(akt. 23.12.2018 11:10)

Z ciepłej Hiszpanii przeniósł się do Warszawy, żeby zrobić porządek w Legii Warszawa. <b>Mirosław Trzeciak</b>, dyrektor do spraw rozwoju sportowego w Legii, po trzech miesiącach pracy jest zadowolony z tego co udało mu się wykonać w klubie i już ma kolejne plany. - Niedługo w Legii zapanuje pełen profesjonalizm - mówi były gracz mający za sobą występy w lidze hiszpańskiej.
Po dziewięciu latach gry w hiszpańskich klubach Osasuna Pampeluna i Ejido oraz trenerskich doświadczeniach w tamtejszej trzeciej lidze wrócił pan do Polski, by zostać dyrektorem sportowym Legii Warszawa. Dzisiaj, po prawie trzech miesiącach pracy w Legii, należy panu gratulować, czy współczuć? - Zdecydowanie gratulować. Właściciele klubu stworzyli mi komfortową sytuację. Zostałem przez nich zatrudniony, gdy wszystkie zimowe transfery zawodników Legii zostały już zamknięte. Mało tego - dostałem wystarczająco dużo czasu na poznanie drużyny i ludzi z nią współpracujących. Tę niewątpliwie wygodną rolę zakłóciła mi jednak dymisja trenera Wdowczyka. Nie przypuszczałem, że tak szybko będziemy musieli się rozstać. Niestety, to była również moja porażka... A właśnie. Do jakiego stopnia ma pan wpływ na zwalnianie i zatrudnianie trenerów w Legii? - Moja opinia jest dla właścicieli klubu najważniejsza. To ja zgłaszam kandydaturę trenera, ja wcześniej rozmawiam z nim o zakresie jego obowiązków, warunkach pracy, a nawet płacy. Ale decyzję o zwolnieniu Wdowczyka podjął zarząd spółki akcyjnej Legia. Oczywiście, miał do tego pełne prawo. A czy następcę Wdowczyka - Jacka Zielińskiego - będzie już wkrótce samodzielnie zwalniał dyrektor Trzeciak? - A kto powiedział, że Jacek zostanie niebawem zwolniony? Te opowieści, że jest trenerem tymczasowym są zwykłą bzdurą. Gdybyśmy zakomunikowali zawodnikom, że przez miesiąc, półtora poprowadzi ich Zieliński, a później zastąpi go Pipszczyński, to byśmy się ośmieszyli, jak amatorzy. To skąd biorą się informacje, że prowadzi pan rozmowy z trenerem Wojciechem Stawowym? Albo że Legia bierze pod uwagę możliwość zatrudnienia szkoleniowca zza granicy? - Owszem, sondujemy rynek trenerski. Ale z żadnym ze szkoleniowców dotychczas nie prowadziliśmy konkretnych rozmów. Byłoby to nie fair wobec Jacka Zielińskiego, który ma takie same szanse na poprowadzenie Legii w przyszłym sezonie, jakie parę miesięcy temu miał Wdowczyk. Zresztą, o czym my rozmawiamy. Pod okiem Jacka drużyna wygrała wysoko trzy mecze z rzędu. A po ostatnim zwycięstwie nad Koroną Kielce wróciliśmy do gry o najwyższe cele. W porządku. Ale przecież doskonale pan wie, że po kolejnych trzech meczach Legia może znowu wypaść z walki o udział w europejskich pucharach. A wtedy pan pierwszy podziękuje Zielińskiemu. - Tu nawet nie chodzi o trzecie, czy drugie miejsce w końcowej tabeli. Przeanalizujemy pracę Jacka po sezonie. I zapewniam, że na tę analizę będzie składało się wiele czynników. Od selekcji piłkarzy, taktyki i ustawienia drużyny począwszy, a na postępach w grze poszczególnych zawodników skończywszy. Jestem przekonany, że nawet gdyby Zielińskiemu się nie udało, Legia bez problemów znajdzie jego następcę. Bo to jest Legia - klub, który zajmuje dominującą pozycję w polskiej piłce. A może to pan, który ma uprawnienia do prowadzenia każdego zespołu pierwszoligowego w Europie, będzie trenerem Legii w sezonie 2007/08? - Kontrakt dyrektora sportowego wiąże mnie z Legią do lutego przyszłego roku. Nie widzę możliwości zrezygnowania z obecnych obowiązków i zajęcia się trenowaniem zespołu. Sam bym takiego rozwiązania pozytywnie nie zaopiniował. Gdyby taką propozycję złożyli mi właściciele, udowodniłbym im, że byłoby to rozwiązanie szkodliwe dla klubu. Ale może taka oferta pojawi się, kiedy już przestanę być dyrektorem sportowym? A czy pana wpływ na ocenę trenera Zielińskiego będzie równie istotny, jak na najbliższe transfery zawodników do i z Legii? - Oczywiście. Jestem łącznikiem między rozbudowaną już siecią skautów pracujących dla Legii, a właścicielami klubu. To do mnie należy przekonanie szefów, że zawodnik X jest nam niezbędny ze względu na już demonstrowaną klasę, bądź możliwości, jakie ujawni w niedalekiej przyszłości. Przemieszczam się po kraju, wyjeżdżam zagranicę. Obserwuję potencjalnych legionistów. Sonduję, czy skłonni byliby podpisać z nami kontrakty. Ale podkreślam, na razie tylko sonduję, bo podobnie jak w przypadku trenera, pierwszeństwo pracy w Legii w przyszłym sezonie mają dziś piłkarze, którzy już są u nas zatrudnieni. I pewnie będzie pan się upierał, że nie interesują pana transfery: Bąka, Garguły, Gizy, Pietrasiaka, Dawida Nowaka, Rachwała, Radomskiego, Ławy, Przytuły, czy Augustyna? - Nazwiska, które pan wymienił pojawiły się już w portalach internetowych i w gazetach. Fajnie, że prasa tak dużo miejsca poświęca Legii. Ale w większości przypadków te kandydatury są jedynie efektem dziennikarskich spekulacji. Dotychczas sprowadziłem do klubu tylko jednego zawodnika, reprezentanta Polski do lat 16, Ariela Borysiuka z AZS AWF Biała Podlaska. Starszy od niego o dwa lata Paweł Kozub z Sandecji Nowy Sącz, który trafi do nas w lipcu, zgodził się grać w Legii zanim zacząłem pracować w Warszawie. A ja słyszałem, że już udało się panu przekonać właścicieli Legii, by wyłożyli milion trzysta tysięcy euro na zakup Łukasza Garguły? - Legii absolutnie nie stać dziś na wyłożenie takiej sumy na zakup jakiegokolwiek piłkarza! Uważam, że ci, których mamy należą do czołówki europejskich zawodników w przedziale cenowym rzędu kilkuset tysięcy euro. Najpierw więc musimy kogoś sprzedać na Zachód, by móc przymierzyć się do sprowadzenia w jego miejsce gracza za, powiedzmy, pół miliona euro. Poczekajmy do 26 maja, czyli do ostatniego meczu tego sezonu. Dopiero wtedy będę się poważnie zastanawiał kogo spróbujemy sprzedać, a kogo kupić. Import najbardziej utalentowanych juniorów w kraju, jest zatem pierwszym doświadczeniem, jakie przeniósł pan z Hiszpanii do Legii? - Odpowiadam nie tylko za transfery do pierwszej drużyny, lecz również za szkolenie zespołu rezerw i - co najważniejsze - za ciągłość pracy z najmłodszymi piłkarzami Legii. Trenerzy prowadzący drużyny Młodych Wilków wykonują naprawdę dobrą robotę. Będziemy mieli dzięki temu własnych, utalentowanych 15-latków. Legia ma dziś problem z piłkarzami w przedziale wieku od 16 do 18 lat. Ja staram się tę lukę zapełnić. A z Hiszpanią na razie, niestety, równać się nie możemy. Tam kluby mają mnóstwo boisk, system szkolenia jest ujednolicony, no i nawet juniorzy trenują znacznie więcej niż u nas. Ale różnica przede wszystkim wciąż tkwi w mentalności piłkarzy. W Hiszpanii każdy z trzech czynników, kształtujących zawodnika, czyli: klub, ulica i media uczą go profesjonalizmu. Natomiast w Polsce środowisko klubowe, znajomi i publikacje medialne nadal najczęściej piłkarza demoralizują.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.