Turecki półksiężyc Lecha
12.04.2006 00:47
- Z tym meczem nie wiąże się żadne ciśnienie. Wiąże się za to prestiż - mówi trener "Kolejorza" <b>Czesław Michniewicz</b>. Poznaniacy zagrają jednak znów w eksperymentalnym składzie i nowym ustawieniu, zwanym... tureckim półksiężycem! Nieźle brzmi, ale co to takiego? Trener Czesław Michniewicz nie chce zdradzić. - Piłkarze, którzy byli na zgrupowaniu w Turcji, wiedzą, jak to się gra. Tam stosowaliśmy to ustawienie, stąd nazwa - mówi. - Jeśli ktoś wie, jak wygląda flaga Turcji, może sobie wydedukować - dodaje i zaklina się, że nie puści pary z ust na temat taktyki.
Kadra Lecha jest jednak tak wąska, że łatwo wytypować piłkarzy, którzy wyjdą na boisko. Zwłaszcza że Michniewicz zastrzega, iż od pierwszej minuty nie zagra Artur Marciniak. Zasłona dymna? - To młody piłkarz, którego roznosi ambicja i który biega po boisku więcej niż inni. Dlatego nie jest przygotowany do gry co trzy dni - uzasadnia szkoleniowiec.
W "Kolejorzu" zabraknie też kontuzjowanych w meczu z Wisłą Bartosza Bosackiego i Błażeja Telichowskiego. Stąd pytanie, kto zagra na lewej obronie? - Szukamy chętnych - śmieje się Michniewicz. Wiadomo, że Lech postara się wzmocnić środek pola i zmniejszyć przewagę Legii w polu karnym. - Legia nie gra porywającej piłki i na pewno poprzegrywa jeszcze mecze tej wiosny - uważa poznański szkoleniowiec. - My odebraliśmy punkty jej konkurentce, Wiśle Kraków, ale przypominam, że i Legię ograliśmy jesienią w Poznaniu.
Jeżeli uda się to powtórzyć na Łazienkowskiej, sponsor Lecha firma Remes wypłaci piłkarzom 50 tys. premii ekstra. Jak informowaliśmy wczoraj, obecna sytuacja to dotąd déja vu sprzed ćwierć wieku. Jesienią 1981 r. Lech pokonał 2:1 Wisłę Kraków, choć przegrywał do przerwy (decydującego gola Mariusz Niewiadomski wbił osiem minut przed końcem, a zatem niemal identycznie jak teraz). Po trzech dniach pokonał w Warszawie Legię 1:0. Czy déja vu spełni się do końca? - Dziś nasza sytuacja jest taka, że meczowi z Legia nie towarzyszy żadne ciśnienie - mówi Michniewicz. - Natomiast wiąże się z nim wielki prestiż. To ważny mecz dla każdego poznaniaka i z punktu widzenia szkoleniowego jest dla mnie bardzo wygodny, bo w ogóle nie muszę graczy motywować. Poza tym stadion na Łazienkowskiej jest jak La Scala - tu można błysnąć przed wszystkimi. Nasze mecze z Legią śledzi bowiem cała Polska. To powoduje też, że warszawiacy bardziej się mobilizują. Pewnie Górnik Łęczna miałby większe szanse na to, by wykorzystać ich uśpienie i wygrać psim swędem. My nie liczymy na psi swąd.
Po raz ostatni Lech wygrał na Łazienkowskiej 10 maja 1995 r. po bramce Jacka Dembińskiego. - To jeden z najbardziej niezapomnianych meczów w mojej karierze - wspomina kapitan Lecha Piotr Reiss, który wciąż czeka na swojego pierwszego gola na Łazienkowskiej. Na występ czeka też niecierpliwie strzelec decydującego gola w meczu z Wisła - Mariusz Mowlik. To on wbił bowiem Lechowi samobójczą bramkę w ostatnim meczu obu ekip w Warszawie. I to na dodatek w ostatniej minucie.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.