Uff... Stanko zostaje...
30.01.2004 22:45
Cała Warszawa mówi o transferze Stanko Svitlicy. A konkretniej o tym, że chwała Bogu, iż do niego nie doszło... - Jestem chyba urodzony pod szczęśliwą gwiazdą - komentuje ostatnie transferowe wydarzenia Dariusz Kubicki. - Myśleliśmy, że mamy do czynienia z profesjonalistami. A tu najpierw ktoś podpisuje się pod dokumentem, zaś następnego dnia prezes kompletnie zmienia warunki. 100 tys. euro za przyjście naszego najlepszego strzelca to kwota zupełnie nie do przyjęcia. Nie chcieliśmy pozbywać się Svitlicy, ale on sam chciał tam iść - komentuje niedoszły transfer prezes Edward Trylnik.
- Ja jestem spokojny. Chciałem odejść, bo muszę dbać o przyszłość swoją i rodziny. Ale Legię kocham, więc nie mogę żałować, że tutaj zostaję. To mój klub. W piątek rano załatwiałem wizę niemiecką w serbskim konsulacie. O 16.15 miałem lecieć z dyrektorem Olędzkim do Niemiec, tymczasem sześć godzin później z tego samego lotniska wybieram się w kompletnie różnym kierunku. Trudno powiedzieć, żebym żałował. Teraz mogę tylko stwierdzić, że do czerwca będę dla Legii grał i trenował jak tylko zdrowie pozwoli. W Warszawie są wspaniali kibice i dla nich chętnie zostanę. Inny może w takiej sytuacji próbowałby zerwać kontrakt, ale ja jestem taki człowiek, że przyjmuję co przynosi los. Czy zostanę w Legii tylko do czerwca, czy przedłużę kontrakt? Tego nie wiem. To zależy od tego, czy zmieni się sytuacja w klubie - mówi Stanko Svitlica.
- Mamy sygnały, że na miejscu w Hanowerze nad sprawą "popracowali" kręcący się wokół klubu menedżerowie. Polacy, ale nie tylko. To taka nasza mentalność. Skoro samemu nie można załatwić sprawy, to trzeba zrobić wszystko, by inny też nie zarobił - mówi Gazecie Wyborczej jeden z pracowników Legii, ale już w sposób anonimowy.
Co ma do powiedzenia Jarosław Kołakowski, znany polski menadżer? - Hannover to bardzo dobry klub. Atmosfera wokół niego jest fantastyczna, a zainteresowanie występującymi w nim piłkarzami wręcz nieprawdopodobne. Widziałem jak po treningu nawet masażysta podpisuje tyle autografów, że aż boli go ręka. Pierwszy oficjalny trening przed rozpoczęciem sezonu wygląda tak, że zawodnicy wbiegają pojedynczo na boisko, przy światłach reflektorów. To jednak także klub specyficzny. Pamiętam taki pewien film z udziałem Piotra Fronczewskiego. Akcja działa się w Niemczech, nazywał się "Obcy musi fruwać". Podejście do polskich piłkarzy jest takie jak do Polaków w tym filmie w ogóle. Od graczy z naszej ligi wymaga się, by zaraz po przyjściu do zespołu decydowali o jego obliczu. Stawia się znacznie wieksze wymagania niż miejscowym. Choć z drugiej strony to bardzo międzynarodowa drużyna, Niemców jest tam naprawdę niewielu. Ja przyjeżdżałem tam z Marcinem Kusiem oraz Ireneuszem Kowalskim z Zagłębia Lubin. Obu chwalono, ale potem gdy przychodziło co do czego bardzo grymaszono. Kiedy przyjechaliśmy do Hanoweru z Kusiem w hotelowym pokoju powitał nas napis "Witamy panie Rasiak". Oni tam bardzo interesują się polskim rynkiem i przebierają w graczach z Polski jak w ulęgałkach. Ciągle zmieniają zdanie. Kusia chwalili, a potem nie zaproponowali takich warunków jakich się spodziewaliśmy. Kiedy do porozumienia nie doszło mówili: "Szkoda, żeście wyjechali".
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.