Urban kontra Smuda
26.04.2009 16:56
Dzisiejszy mecz piłkarzy Legii Warszawa z Lechem Poznań jest również starciem Jana Urbana z Franciszkiem Smudą. Ci dwaj to w naszej ekstraklasie osobowości na miarę.. No właśnie. Polskiego <b>Jose Mourinho</b> już mieliśmy. Poza rym akurat Portugalczyka żaden z nich nie przypomina. Może tylko kwiecistością wypowiedzi, choć ani Urban, ani Smuda nie mają w zwyczaju obrażać swoich kolegów po fachu, tak jak to robi pierwowzór <b>Czesława Michniewicza</b>. Jacy są więc ci dwaj? Jedyni w swoim rodzaju. Przynajmniej w Polsce.
Na pierwszy rzut oka są jak ogień i woda. Trener Lecha to choleryk otwarcie przyznający, że „gwałci swoich piłkarzy mentalnie". Nieobce mu są pyskówki z sędziami i kibicami czy ostre polemiki z dziennikarzami. Urbana za to na pozór nic nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi. Widać po nim, że wiele lat spędził w Hiszpanii. Kraju, którego mentalność najlepiej obrazują słowa: fiesta i sjesta.
- Zobaczymy, ile zostanie mu tego luzu, jak popracuje w Polsce tyle co Smuda. Jeśli będzie miał wtedy tyle samo włosów na głowie co teraz, to znaczy, że naprawdę jest odporny na stres - śmieje się były reprezentant Polski Grzegorz Mielcarski. - Co do Smudy, to pamiętam go jeszcze z czasów Widzewa i myślę, że charyzmy mogliby uczyć się od niego wszyscy. W szatni potrafił tak wrzasnąć, że chowaliśmy głowy... w jajka - dodaje.
- To zabawne, bo ja pamiętam zupełnie innego Franka. W czasach, gdy graliśmy razem w Legii, był cichym, spokojnym i zrównoważonym chłopakiem - dodaje były piłkarz i trener stołecznej drużyny Stefan Białas. - Urban też nie jest aż takim luzakiem, za jakiego uchodzi. Zdarza mu się wyskoczyć w trakcie meczu z ławki i podyskutować przy linii bocznej. Potrafi też być stanowczy wobec piłkarzy - podkreśla Białas.
Być może luz Urbana bierze się również z tego, że tak naprawdę nic nikomu nie musi udowadniać. Nawet jeśli nie wyjdzie mu z Legią, to i tak wszyscy będą go pamiętać jako świetnego piłkarza. W końcu wielokrotnego reprezentanta i jedynego Polaka, który strzelił trzy gole Realowi w Madrycie (grał wówczas w Osasunie Pampeluna).
Smuda odwrotnie. Piłkarzem był przeciętnym (by nie powiedzieć: marnym). Jako trener też miał w ostatnich latach pod górkę. Okres, gdy uchodził za cudotwórcę, to druga połowa i koniec lat 90. Później nie wyszło mu w Legii i Wiśle Kraków. Praca w Piotrcovii Piotrków Trybunalski, Odrze Wodzisław czy nawet Zagłębiu Lubin z pewnością nie zaspokajała jego ambicji.
Co jeszcze ich różni? Styl gry prowadzonych drużyn. - Są charakterystyczne dla krajów, w których uczyli się trenerskiego rzemiosła. Zespoły Smudy grają po niemiecku. Nastawiają się na walkę do ostatnich minut, odbiór piłki i pressing. Legia gra po hiszpańsku, skrzydłami, z dużą liczbą podań - wylicza Mielcarski. - Zobaczymy, jak to będzie ewoluować w polskich realiach, bo Urban nie ma dużego doświadczenia i cały czas się uczy. Warto też pamiętać, że miał łatwiejsze zadanie, bo już na starcie dostał zespół złożony z dobrych piłkarzy. Smuda musiał go sam stworzyć - podkreśla.
Obaj wymieniani są jako potencjalni następcy Leo Beenhakkera. Zwolennikiem Urbana jest m.in. były prezes PZPN Michał Listkiewicz. - A ja postawiłbym na Smudę. Jest bardziej charakterny niż Urban. Na ławce nie usiedzi, biega przy linii, macha rękami i rzuca w piłkarzy bidonami. Robi wszystko, aby ich umotywować jeszcze bardziej - mówi jego były podopieczny (z Widzewa) Mirosław Szymkowiak. - Urban jest raczej grzeczny. Co nie znaczy oczywiście, że to gorszy trener. Ale na selekcjonera wybrałbym Smudę - dodaje były reprezentant Polski.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.